29-09-2019, 08:20
Po znakomitym Hereditary byłem przygotowany na najgorsze okropieństwa które może zaserwować mi Ari Aster, również gdzieś w stylu głowy pachniało mi to popłuczynami po Wicker Manie, który w moich oczach niestety nie przetrwał próby czasu. Tak więc był lekki dystans który zamienił się w morderczą hipnozę która z jednej strony nie pozwalała mi oderwać oczu od projekcji, ale z drugiej w przerażający sposób podświadomie wiedziałem że oglądam coś złego i powinienem to wyłączyć. Kapitalnie przedstawiony toksyczny związek gdzie jedna strona na siłę usiłuje utrzymać coś czego już dawno nie ma, a druga ma to totalnie gdzieś, a raczej nie ma odwagi tego zakończyć tylko dopieprza cierpieniem z fatalnym skutkiem. Wszystko to wpieprzone w tajemniczą komunę - sektę gdzieś na słonecznych łąkach Szwecji. Z chwilą przekroczenia głównej bramy osady wiedziałem że to sie nie może skończyć dobrze, ale to co tu się odwaliło przekroczyło moje wszelkie oczekiwania okropieństwa. Kapitalnie przedstawione tripy na grzybkach i zielnym kwasie, mordy na ekranie i poza ekranem sprawiły że Misdommar stał się moim Excaliburem w śród przerażających popierdolów w historii kina. Ponoć wersja reżyserska będzie jeszcze bardziej hardcorowa z pierwotną najwyższą kategorią wiekową NC-17. Na samą myśl powtórnego seansu mnie skręca... 9/10