Filmozercy.com | Forum
Oglądamy filmy z kolekcji... - Wersja do druku

+- Filmozercy.com | Forum (https://forum.filmozercy.com)
+-- Dział: Blu-ray i DVD (https://forum.filmozercy.com/dzial-blu-ray-i-dvd)
+--- Dział: Dział ogólny (https://forum.filmozercy.com/dzial-dzial-ogolny)
+--- Wątek: Oglądamy filmy z kolekcji... (/watek-ogladamy-filmy-z-kolekcji)



RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Daras - 10-12-2023

"Dekalog 1 - Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" (1988).

Ojciec - Dwadzieścia jeden (chodziło o uginanie ramion w podporze).
Dziecko (małoletni syn) - Więcej nie dam rady.

Potem.

Dziecko - Dlaczego ludzie umierają?
Ojciec - Różnie...
Dziecko - Mi chodzi o to, co to jest śmierć?
Ojciec - Śmierć? Krew nie dociera do mózgu (...) Duszy nie ma.

Potem.

Dziecko - Po co to wszystko?

To jeden z najtrudniejszych filmów, do których zasiadłem przed dużym ekranem enty raz. Z dzieciństwa, tudzież z młodości pamiętam hasła, w myśl których nauka miała wyjaśnić wszystko. I guzik. Jesteśmy głupi. Nawet teoria wielkiego wybuchu budzi coraz większe wątpliwości.

Ciocia dziecka odpowiadając na pytanie młodego człowieka napomknęła - Czujesz, że jesteś potrzebny.
Chwilowo powiało optymizmem. Możemy robić coś dla innych, tym samy realizować własne człowieczeństwo. Niestety, te pozytywne emocje w filmie szybko uleciały.
Wrażliwy widz wnet zauważy ciężar odpowiedzialności  spoczywający na wykładowcy wyższej uczelni, czyli ojcu dziecka.

W responsie do zaistniałej sytuacji nasunął mi się cytat:
„Czucie i wiara silniej mówi do mnie / Niż mędrca szkiełko i oko”

Nie wystawiam noty. Zabrakło mi skali dla dzieła Kieślowskiego.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Daras - 17-12-2023

"Dekalog 3 - Pamiętaj abyś dzień świętych święcił" (1988).

- Przybieżeli do Betlejem... - wybełkotał facet w pierwszych kadrach filmu. Nie tylko z tego powodu zabraknie mi zachęt do obejrzenia kolejnej części dekalogu. Miałem wiarę, iż podczas powtórnej projekcji obraz Kieślowskiego nieco zyska.

- Wesołych Świąt!
- Przepraszam, nie poznałem pana.

Ja także z trudem rozpoznałem Daniela Olbrychskiego - i nie chodzi mi wyłącznie o epizod z Mikołajem. Czyżby to jedna ze słabszych ról znanego aktora?

Owszem, bukieciarskie żarówy wiszące na marnych choinkach przypominały klimat dawnych lat. Czy ktoś jeszcze pamięta tamte dekoracje?
 
Ciekawszym momentem serii była scena kościołowa. Reżyser ukazując chłopca z jedynki jakby coś zasugerował (?).

Kieślowski - tak mniemam - prawił o "banałach": zdrada, moralne rozterki ad vocem, wnioski snute po przejściach itd. Mamy tego po kokardę.

Czym jest dla Was dane komuś słowo? Świętością?
W przypadku odpowiedzi twierdzącej składam wyrazy szacunku.

- Gdzie jest mój dom? - zapytał facet ciągnący choinkę, o którym wspomniałem na początku tego krótkiego wywodu.

Daję 6 / 10.

P.S.

Mam już zaplanowane kolejne  projekcje. Hmm,  raczej mało ciekawe z punktu widzenia współczesnych konsumentów kina. Żona mocno sugeruje "Potop" (1974). Zatem gdybyśmy się nie czytali - Wesołych Świąt!


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - pearlzfan - 23-12-2023

Trochę się tego nazbierało.

Na początek seria Rocky w UHD. Jakoś tak wyszło, że nie oglądałem chronologicznie tylko zacząłem od filmów, które najmniej pamiętam i tak je też tutaj opisuję.
Nigdy nie byłem fanem tej serii, większość moich ziomków w latach 90-tych jarało się nią strasznie, mi jednak jakoś bardziej podobały się przygody Rambo... ale też nie było tak, że Rocky był mi całkiem obojętny - jak leciało w tv, to oglądałem do końca. Nie widziałem pierwszych czterech filmów spokojnie z jakieś prawie 30 lat, więc nadszedł czas zderzyć wspomnienia i sentyment z rzeczywistością.

Rocky III - oglądany w grupie ma ogromny fun factor. Mieliśmy z ziomkami niezły ubaw z praktycznie wszystkich aspektów - od gry aktorskiej Sly'a i Hogana, przez reżyserię a na odgłosach ciosów i choreografii walk kończąc. Nieskończony festiwal absurdu (wspomniane odgłosy ciosów były tak przesadzone, że nie dało się pojedynków traktować poważnie i się nimi emocjonować), ale oglądany z dystansem (i wsparciem JamesonaWink oraz z przymrużeniem oka nieźle bawi, nie dłuży się, ma całkiem dobre tempo i fajnie poprowadzony wątek dramatyczny (śmierć Mickey'a i jednoczesne rozwinięcie się sportowo Rockiego dzięki Apollo). Zapamiętałem go inaczej (jako dzieciak odbierałem go bardziej serio), ale mimo zmiany spojrzenia mógłbym do niego wracać. Dobry. 7/10
I pity the fool who disagree! Big Grin

Rocky IV - ten pamiętałem nieco wyraźniej niż "trójkę" głównie za sprawą Lundgrena, ale jakież było moje rozczarowanie po odświeżeniu. Ile tam jest dłużyzn, zbędnego i nudnego pierdololo a kwintesencja - walka i śmierć Apollo, trening w Rosji i walka z Drago (jedyne co zostało mi w pamięci po latach) okazało się znikomą partią całego filmu. I ponownie, oglądany za dzieciaka wydawał się być bardzo na poważnie, a teraz ponownie nie mogłem uwierzyć jak bardzo blisko jest to kina klasy B. Jasne, jakiś tam nostalgia factor (oglądany w grupie osób, które również znają go z dzieciństwa jest bardziej zjadliwy) był, ale poczucia znudzenia i żenady było jednak więcej (prezentacja Rosjan, robot dla Pauliego, show Apollo przed walką z Drago, ponownie dźwięki ciosów wykręcone w kosmos, a wisienką na torcie była plastikowa przemowa Rockiego po walce). Z sentymentu naciągane na niezły - 6/10.

Rocky II - tego nie pamiętałem praktycznie wcale. I tu będzie kontrowersyjnie Big Grin Na dzień dobry dostałem gonga grą Sly'a w części od wyjścia ze szpitala do momentu przepalenia przez Rockiego całego hajsu. Jprdl, nie wiem czy takie było zamierzenie reżyserskie, ale ledwo mogłem znieść te żenujące, wieśniackie bujanie się Rockiego i całe jego amploi oraz dziwną dynamikę relacji z Adrian. Potem na szczęście było lepiej, ale niestety ten początek pozostawił niesmak. Sam finałowy pojedynek rozczarowujący (choreografia walki bardziej niechlujna niż w części 3 i 4, było widać wyraźnie, że ciosy są markowane, czego nie wyłapałem w sequelach) - nie pamiętałem tego, że Rocky wygrał, bo się szybciej podniósł od Apollo. Wydaje mi się, że double KO i remis byłby tu lepszym rozwiązaniem z punktu widzenia całej historii i relacji obu bohaterów. Koniec końców ujdzie, czyli 4/10.

Rocky - tutaj podobnie jak w przypadku dwójki prawie wszystko się już zatarło. Odświeżenie na koniec po trzech sequelach okazało się być bardzo dobrym ruchem, bo bardzo się ten film od nich różni. Jasne, finałowa walka znowu jest absurdalna, ale tutaj jako całość działa i emocjonuje, bo ma dobrze rozpisane i angażujące poprzedzające dwa akty. Dzisiaj niektóre aspekty już trącą myszką, ale nie rzutują one na odbiór tak mocno, jak w przypadku sequeli. Bardzo dobry 8/10.

Wszystkie części mają świetny transfer. Naprawdę, bardzo przyjemnie się ogląda i aż trudno uwierzyć, że te filmy mają około 45 lat.
Po seansie wszystkich doszedłem jednak do wniosku, że nie są to filmy, do których bym chętnie regularnie wracał (może z wyjątkiem "trójki", która najbardziej mnie bawiła; jedynka jest bdb, ale nie jestem aż takim fanem Rockiego, żeby co kilka lat odświeżać sobie jego dramatyczny początek), więc nie ma sensu trzymać boxu na półce i aktualnie szuka on nowego właściciela.

Trylogia policyjnych opowieści Jackie Chana także w UHD.

Police Story - IMHO opus magnum JC. Jasne, że w innych jego filmach wybrane aspekty są równie, a czasem nawet lepsze, ale całościowo, jako kompletne dzieło, to szczytowe osiągniecie Chana i jego ekipy. Kaskaderskich popisów ze szkłem do tej pory nikt nawet nie próbował, nie mówiąc o powtórzeniu. To, co się wyrabia w trzecim akcie w centrum handlowym do dzisiaj, po prawie 40 latach, powoduje jednoczesny efekt szoku, zdumienia i podziwu. Rewelacyjne kino, które może i pod kątem operatorskim, dzisiaj nie jest tak świeże i efektowne, ale poza tym posiada świetnie zbalansowany humor (tutaj uwaga: trzeba lubić taki specyficzny, slapstickowy), akcję i przygodę - 9/10 i serducho.

Police Story II - niestety można odczuć lekki brak pomysłu na całą historię a przez to i na kaskaderkę. Nie zrozumcie mnie źle, nadal sceny akcji i poświęcenie kaskaderów to najwyższa półka, ale jest tego odczuwalnie mniej niż w poprzednim filmie. Z innowacyjnych walk mamy świetną bijatykę na placu zabaw, a w finałowym starciu w magazynie niektórzy kaskaderzy przeszli samych siebie (zwłaszcza ten, który wypadł przed okno, spadł na i po zadaszeniu zewnętrznych schodów aż na ziemię - kilkanaście metrów minimum bez żadnych linek asekuracyjnych i zabezpieczeń!), jednak pozostałe starcia są albo bardzo krótkie (zemsta na oprychach w restauracji) albo nie tak emocjonujące jak w części pierwszej. Ponadto przez niepotrzebnie rozciągnięty wątek z May nieco dłuży się w środku. Balans pomiędzy komedią, akcją a przygodą też nie jest tak równy jak w części 1. Mimo tych wad, to nadal bardzo dobre kino akcji - 8/10

Police Story III - Niestety, mimo dodania Jackiemu partnerki w postaci Michelle Yeoh (która IMHO lepiej wypadła w duecie z Cynthią Rothrock w "Yes, Madam"), to ta część nie ma już tego klimatu, co dwie poprzednie. W dużej mierze z powodu zmiany miejsca akcji z ulic Hong Kongu na Malezję i jakieś pustkowia w Chinach. Drugi czynnik to choreografia - brak walk jeden vs kilkunastu na raz a i operatorka nie przedstawia też tak dobrze pojedynków (dużo cięć i zbliżeń). Same walki także straciły szybkość, polot, finezję i fantazję. Kaskaderskie popisy Chana i Yeoh w finałowym pościgu nadal budzą respekt, ale ponownie tracą z powodu operatorki. Wydaje mi się, że Jackie lepiej czuł sceny akcji niż Stanley Tong. All in all dobre kino akcji, choć słabsze niż dwójka i nie mające startu do jedynki. 7/10.

Obraz w całej trylogii jest przyjemnie ziarnisty i ostry. Fenomenalnie to wygląda na dużym ekranie. Jeden z lepszych zakupów w tym roku. Jeśli ktoś nie posiada, a jest fanem popisów JC, to imho można brać w ciemno. Mix atmosowy jest tylko w trzeciej części, ale jest jakiś "dziwny" (np. w okolicy 1h24min niektóre dźwięki muzyki słychać wyraźnie na prawych kolumnach, a dźwięki na lewych są zdecydowanie ciszej przez co ma się wrażenie, że gra tylko prawa strona) i specjalnie nie bije na głowę "zwykłego" 5.1 zastosowanego w częściach 1 i 2.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - sebas - 26-12-2023

"Magnum Force" - Nie tak dobry jak "Dirty Harry", ale wciąż angażujący. Harry jest tutaj nieco z boku, bo to "ktoś" inny występuje w roli obrońcy uciśnionych. Eliminuje zwyrodnialców sprawnie, ale przy okazji również osobę postronną. Miałem wrażenie, że film powstał po to, żeby nieco złagodzić wizerunek Harrego. Owszem, jest brutalny, musi działać na granicy prawa, ale i poza nim, bo właśnie tam ukrywają się przestępcy. Robi jednak to co musi, a nie to co chce. "Odwala" brudną robotę za kogoś i nie dla przyjemności. Śledztwo prowadzone zupełnie inaczej, nieco mimochodem (świetny pomysł pomysł ze zdobyciem dowodu w postaci wystrzelonej kuli) i niezły finał. Ogólnie bardzo przyjemny seans. Film, który nie powiela schematu pierwowzoru, a to dla mnie ważna zaleta. Solidne 7/10.

"The Enforcer" - w czasach VHS uwielbiałem ten film. To prosta historia. Banda szaleńców, kradnie ręczne wyrzutnie pocisków przeciwpancernych (no prawie przeciwpancernych) i rozpoczyna terroryzowanie miasta. Władze San Francisco zaś, po raz kolejny, zamierzają dla świętego spokoju ugiąć się pod żądaniami szaleńców. Harry zaś dostaje do pomocy młodą... panią detektyw. Jak dla mnie to właśnie największa zaleta tego filmu. Nowy służbowy partner Harrego nie da rady położyć jednym ciosem oponenta, jej broń służbowa ma delikatnie rzecz ujmując standardowy kaliber, sprinterem nie jest, ale za to ma pewne zalety i umiejętności niedostępne Harremu, które pozwalają na zrobienie istotnych postępów w śledztwie. Ja trzeba, to i sprośny żarcik powie. Jest więc zaprezentowana współpraca i żadna ze stron drugiej nie poucza (no prawie). Harry ma więc niemal równorzędnego partnera i tym razem jest to wygadana kobieta. Na ekranie ta "para" wygląda naprawdę fajnie, coś tam nawet iskrzy i jest sporo humoru - chyba najwięcej ze wszystkich filmów z tej serii. Finał, trochę naciągany i nie do końca podoba mi się jego ostateczny kształt. Przeszkadzają pewne uproszczenia, zwłaszcza łatwość z jaką przestępcy zdobywają kolejne "punkty". Mimo wszystko udany seans. Ocena 7,5/10.

"Sudden Impact" - mało pamiętałem ten film. Po seansie już wiedziałem dlaczego. To zdecydowanie najsłabsza odsłona z całej serii. Harry właściwie nie prowadzi śledztwa, jest zupełnie z boku i przypadkowo trafia do centrum akcji przed samym finałem. Mamy za to samotną mścicielkę, która wymierza sprawiedliwość. Harry jest w sumie zbędny w tej całej układance. Ocena 4/10.

"Death Pool" - bardzo nierówny film. Fajny pomysł, ciekawa obsada - epizodyczna rola Jima Carreya, cameo Guns n'Roses, no i Liam Neeson w roli dla siebie dzisiaj nietypowej. Trochę za dużo zbędnej "gadaniny " Harrego, zwłaszcza z panią redaktor. Słaby, nawet nieco groteskowy finał. Ogólnie jednak lepiej niż poprzednia część. Trochę naciągane 6/10.

"Dungeon and Dragons - Honor Among Thiefs" - (UHD) bardzo pozytywne zaskoczenie. Po pierwsze fabularnie - całkiem zgrabna historyjka fantasy (o konstrukcji heist movie) bez zbędnego patosu. Akcja jest dynamiczna - ciągle coś się dzieje i w odpowiednich proporcjach tak, aby finał był odpowiednio widowiskowy. Znakomicie dobrana obsada: Chris Pine, Michelle Rodriguez i świetny Hugh Grant. Dużo dobrego humoru, nienachalnego, sytuacyjnego, który dodatkowo jest umiejętnie dawkowany i pojawia się wtedy, kiedy trzeba. W tej kwestii prym wiedzie duet Edgin (Pine) i Holga(Rodriguez). Dobrze wymyślone postaci - różnorodne, każda ma motywację, wyrazisty charakter, łatwo ją zapamiętać. Od strony wizualnej - rewelacja. W każdym niemal kadrze widać, że to film z gatunku fantasy. Domy, zamki, lochy, jaskinie - wszystko ładnie zaprojektowane i widać, że ktoś włożył w to dużo serca. Zaklęcia, czarodzieje i cała ta magiczna otoczka, która mnie osobiście często odstrasza od tego typu produkcji, tutaj jest pomyślana tak, że ma sens z punktu widzenia fabuły. I tak jak technika pomagała, dajmy na to, ekipie z "Italian Job", tutaj to magia jest praktycznym narzędziem potrzebnym do realizacji planu. Dobre i nieco zaskakujące zamknięcie historii. Podkreślę raz jeszcze, bez zbędnego patosu choć wielu twórców napakowałoby dialogi w finałowych scenach "aktami strzelistymi" o miłości, równości, sprawiedliwości i takich tam... Film zrobiony jakby w zupełnie innej epoce, jakieś 30-40 lat temu, gdy tego typu produkcje miały ładnie wyglądać (przecież to fantasy!), dawać dużo dobrej zabawy i różnorodnych emocji. Ocena 9/10.

The Getaway - kupiony  w pakiecie filmów z Stevem McQueenem. Znany mi wcześniej tylko z TV. Kino dobre, choć nie pozbawione wad. Troszkę irytujące wstawki zdjęć w zwolnionym tempie, choć to zaje się u Peckinpaha nic nadzwyczajnego. Antagonista trochę mało wyrazisty jak dla mnie, choć wydawać by się mogło, że grający go Al Lettieri powinien wystarczyć do osiągnięcia wystarczającego poziomu. Dziwny wątek "przemiany" partnerki stomatologa (?) siłą wciągniętego w złodziejskie porachunki. Finałowa rozgrywka, troszkę rozczarowująca, ale akcja z kierowcą picku-upa w ostatnich scenach filmu - rewelacja. Mam mieszane odczucia co do tego filmu. To nie jest poziom Bulllita, ale w dalszym ciągu to całkiem sprawny kryminał. Ocena 6.5/10.

Road House - remester na UHD prezentuje się świetnie. Kolorki jak trzeba, ziarno jak trzeba i tak samo kompresja. Sam film nie zestarzał się ani trochę. Aż mi głupio wypisywać po raz kolejny te same plusy tej produkcji. Scenariusz prosty, ale niczego lepszego tutaj nie potrzeba. Aktorstwo bardzo dobre jak na kino tego gatunku. Wyraziste postaci na pierwszym jak i drugim planie. Przygotowywany remake raczej nie pobije pierwowzoru, ale może przynajmniej nie będzie wstydu. Jakby co, zawsze będzie można wrócić do oryginału. Ocena 9,5/10.

Italian Job (2003) - remasterek UHD trochę rozczarowuje. Pod względem jakości obrazu jest lepiej niż na BD, ale poniżej tego co można by się spodziewać po UHD. Szkoda. Cale szczęście film w dalszym ciągu daje radę. Chyba jeden z lepszych heist movie w moim archiwum. Znakomicie dobrana "ekipa", zgrabne wprowadzenie do historii poszczególnych postaci, jak i pomysł sam skok. Myślę, że nie ma wstydu przy porównaniu do pierwowzoru, co w dzisiejszych czasach, pełnych kiepskich remaków, jest już rzadkością. Ocena 8,5/10.

Grounhog Day - UHD - technicznie spoko. Fabularnie, no cóż, to mój pierwszy kontakt z tym filmem. Nigdy wcześniej nie widziałem, nawet fragmentu w TV. Kupiłem, bo kilka osób tu na Forum chwaliło (Pred, Juby?). Dodatkowo ładny steelbook. A wrażenia? Więcej niż pozytywne. Absolutna rewelacja. Tak jak nie przepadam za stylem gry Billa Murraya, tak tutaj wpasował się nim idealnie w graną przed siebie postać. Znakomicie to rozpisane. Oglądamy wielokrotnie te same wydarzenia z tego samego dnia, ale dzięki montażowi, nie jest to w żaden sposób nużące. Bill portretuje wiarygodną przemianę głównego bohatera, który na własnej skórze ma szansę (i to wielokrotnie) przekonać się o słuszności bądź nie, własnego postępowania. Wątek miłosny też na tym zyskuje. Phil musi rzeczywiście stać się dobrym człowiekiem i ta przemiana musi być szczera zanim będzie możliwe spełnienie się jego pragnienia. Tylko zakończenie, troszeczkę jakby uproszczone. Ocena 9,5/10.

Cowboys & Aliens - polowałem dość długo na to BD - jak znam życie, to zaraz będzie w Europie UHD (w USA już chyba jest) Wink . Chyba jeden z najlepszych filmów Jona Favreau. Nieoczywisty miks s-f i westernu (ok, na podstawie komiksu). Bardzo dobra realizacja. Mamy więc naturalne plenery, prawdziwą scenografię no i dobre kostiumy jak na western przystało. O ile Daniel Craig jakoś nie zachwyca, to na drugim planie dają radę Harrison Ford, Sam Rockwell no oczywiście Paul Dano - już wtedy zapowiadał się na dobrego aktora. Dobra rozrywka. Ocena 8/10.

Saturday Night Feaver - UHD - to nie jest film o tańczeniu, chociaż za takowy jest uważany. To smutna historia o chłopaku próbującym wzbić się ponad przeciętność miejsca w jakim przyszło mu dorastać i osiągnąć coś więcej niż zaniżone oczekiwania jakie próbuje mu się narzucić. To wszystko w smutnej scenerii robotniczego Brooklynu. Dobra rola Travolty (nominacja do Oskara). Bardzo dobre zdjęcia, znakomicie oddające klimat klubów disco. Nie sposób nie wspomnieć o muzyce. Znakomita ścieżka dźwiękowa. To nie tylko dobra kompilacja, ale idealne dopasowanie utworów do nastroju poszczególnych scen filmu. O jakości obrazu niestety nie mogę wiele napisać -  to jeden z tych filmów przy których po kilku minutach seansu zapomina się zwracać uwagi na takie rzeczy. Mocne, uniwersalne i wciąż aktualne kino. Jeden z tych filmów, który pokazywał nieciekawe oblicze ubogich dzielnic wielkich metropolii USA i fakt, że spełnienie się "american dream" nie jest przeznaczone każdemu. Ocena 9/10.

Fire Birds - sentymentalny powrót do czasów VHS. W roli głównej śmigłowce AH-64 Apache. Jako piloci Nicolas Cage i Tommy Lee Jones. Wspomaga ich Sean Young w OH-58D Kiowa. Dla wielbicieli filmów o tematyce lotniczej pozycja obowiązkowa. Zdjęcia - jak na budżet produkcji - bardzo dobre. Fabularnie standardowo - kartel narkotykowy kontra US Army - wynik starcia oczywisty. Ja mam słabość do tego typu produkcji, więc moja ocena jest tu skrajnie subiektywna. Obraz raczej przeciętny, a szkoda bo sekwencje lotnicze aż się proszą o dobrą prezentację. W wydaniu niemieckim niestety brak sensownych dodatków, a szkoda bo byłoby co pkazywać. Wyłącznie dla miłośników gatunku. Ocena 6,5/10.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Juby - 27-12-2023

(23-12-2023, 22:37)pearlzfan napisał(a):  nie pamiętałem tego, że Rocky wygrał, bo się szybciej podniósł od Apollo. Wydaje mi się, że double KO i remis byłby tu lepszym rozwiązaniem z punktu widzenia całej historii i relacji obu bohaterów.
Double KO po WYŁĄCZNIE ciosie Rocky'ego, który upadł ze zmęczenia? No, powiem ci że to byłby ciekawy werdykt. Chyba, że w 4K coś zmienili w zakończeniu filmu. A punkt widzenia ich historii i relacji chyba masz zaburzony przez oglądanie filmów w innej kolejności, bo wynik w części drugiej nie mógł być inny.

(23-12-2023, 22:37)pearlzfan napisał(a):  Jasne, finałowa walka znowu jest absurdalna
Mogę spytać co w niej absurdalnego? Oglądałem kiedyś wszystkie walki o mistrzostwo świat wagi ciężkiej od lat 50-tych do drugiej połowy lat 90-tych i starcie z pierwszej części pod wieloma względami to idealne przeniesienie walki bokserskiej z lat 70-tych. Mało tego, to również najbardziej realistyczna/wiarygodna walka bokserska w swoim czasie (wcześniej kino marnie to przedstawiało) i pewnie była nią przez długie lata (realistyczniej wypadły m.in. Ali Manna, a potem Za wszelką cenę Eastwooda).

(26-12-2023, 17:10)sebas napisał(a):  "Sudden Impact" - mało pamiętałem ten film. Po seansie już wiedziałem dlaczego. To zdecydowanie najsłabsza odsłona z całej serii. Harry właściwie nie prowadzi śledztwa, jest zupełnie z boku i przypadkowo trafia do centrum akcji przed samym finałem. Mamy za to samotną mścicielkę, która wymierza sprawiedliwość. Harry jest w sumie zbędny w tej całej układance. Ocena 4/10.
Muszę powtórzyć całą serię, bo akurat tę część zapamiętałem jako najlepszą (z najbardziej kultową sceną w kawiarni).


Ja wczoraj po powrocie do mieszkania uznałem, że muszę sobie poprawić nastrój po świętach i włączyłem Szklaną pułapkę (Blu-ray z napisami). Nie odkryję ameryki - ten film nigdy się nie zestarzeje i nigdy się nie znudzi Smile Cudowne kino, choć od zawsze mam 2-3 uwagi przez które nigdy nie wystawiłem mu maksymalnej oceny i wolę kilka innych, mniej cenionych akcyjniaków. Niemniej, humor na pewno mi poprawił. Jednak muszę postawić na półce część drugą i jak najszybciej powtórzyć, nawet jeśli na D+ jest świetny remaster 4K.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Daras - 28-12-2023

"Potop" (1974).

Najkrócej ja się da. Cool

W jednym z ostatnich wywiadów prof. J. Bralczyk został zapytany (dla rozluźnienia atmosfery) co obecnie czyta. W odpowiedzi usłyszałem - "Potop" (H. Sienkiewicza), ale naprzemiennie z "Panem Wołodyjowskim" - dodał polonista.

U mnie zdecydowała żona. Mocno zasugerowała, iż na czas świąteczny / poświąteczny w grę w chodzą tylko dwa filmy. Jakie? Tytuły zapodałem powyżej.
I tak rok w rok, rok w rok, rok... Rolleyes

Wielokrotnie pisałem o polskich produkcjach - jak oceniam - sięgających wyżyn rodzimej kinematografii. Ktoś by pomyślał czub - po prostu czub! Niemniej wyprzedzając ewentualną krytykę mojego wpisu, z całym emocjonalnym zaangażowaniem wykrzyczę: "Potop" jest ikoną krajowych produkcji przygodowo historycznych!

W latach 70. J. Hoffman emanował szczytową formą. Film przekopiowano na taśmy 70 mm w celu dodania do niego ścieżek przestrzennych audio. Wyłącznie w kinach mogliśmy doświadczyć efektów stereo rozprowadzonych z pomocą tak zwanych regli! Z kolei na płycie BD usłyszymy jedynie dość porządne mono. Dobre i to.

"Potop" Hoffmana oceniam jako swoistą pułapkę (pisałem o tym na forum Kino Polska). Wink  Ilekroć puszczali obraz Jerzego w TV, siadałem na CHWILĘ. Potem już nie wstawałem.
Nie mam śmiałości aby pisać coś na kształt recenzji. Zatem rzucę kilka luźnych uwag pozostawiając przestrzeń do wypowiedzi dla zawodowych krytyków.

Panoramiczne / anamorficzne sceny niezmiennie wciskają Darasa w fotel. Staranne kadry - nawet współcześnie - czarują i mogą stanowić lekcje dla młodych operatorów kamer.
Plejada gwiazd polskiego kina dała popis! W światowych produkcjach (o zbliżonym formacie) niepodobna znaleźć tyleż emocji, co w "Potopie"! Hmmm, trudno także pojąć, z jakich powodów nasze dzieło nie dostało Oscara.
Rzadko oglądam wielogodzinny film ciurkiem. Natomiast podczas projekcji "Potopu" nie dłużyła mi się żadna minuta. Ba, dodam, iż odczuwałem dyskomfort "szybko" upływającym czasem.
Szczęśliwie "Potop" powstał w czasach niekomputerowych. Przyodziani w mundury statyści szli, szli, szli... Czad!
Tym samym wszystkie sceny batalistyczne przyprawiały o dreszcze!

Przykładowo, pojedynek Wołodyjowskiego z Kmicicem przeszedł do historii światowej kinematografii. Przez lata twórcy kolejnych produkcji historycznych czerpali z niego inspiracje.
Takie filmy już nie powstają.

Daje 10 / 10.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Wiles - 21-03-2024

Babylon 5 (Blu-ray)

Stało się. Przygodę z „Babylon 5” mam za sobą. Serial był na mojej liście priorytetów od dawna, jednak brak dotarcia do niego w legalny sposób skutecznie uniemożliwiał zapoznanie się z nim. No, ale skoro zawitał do nas na niebieskim krążku, pęta opadły.
Oczekiwania miałem spore, gdyż opinie o produkcji były w zdecydowanej większości co najmniej pozytywne, by nie powiedzieć, znakomite. Zasiadałem więc przed ekranem pełen nadziei jak i obaw. W końcu im większe oczekiwania, tym większe potencjalnie rozczarowanie. Dobrym przykładem tutaj jest w moim przypadku (Uwaga! Fani szykujcie widły!) „Battlestar Galactica”. Serial obejrzałem bez bólu i nawet z pewną dozą przyjemności, ale po jego zakończeniu, nic kompletnie nie czułem. Produkcja była mi kompletnie obojętna. Bohaterowie? Nic mnie nie obchodzili. Serial był i go nie ma. Wyparował momentalnie. Czy z „B5” jest podobnie? O nie… wręcz przeciwnie. To zupełnie inna liga.

Zacznę od strony wizualnej. Każdy, kto choć przez chwilę widział jak wygląda kosmos w tej produkcji, a w szczególności wszelkiego rodzaju obiekty znajdujące się w nim (statki, stacje itp. animowane w 3D budynki naziemne) wie, że pod tym względem „B5” nie błyszczy. Animacja komputerowa jest toporna i wygląda po prostu słabo. Bywają momenty kiedy jest odrobinę lepiej (w zależności od gry światła i cienia), ale w ogólnym rozrachunku wygląda to wszystko prymitywnie. Po jakimś czasie jednak przyzwyczaiłem się i przestałem zwracać na to uwagę. Co do wnętrza stacji i pozostałych budynków, tutaj jest już lepiej. Jest to kwintesencja lat 90, którą bardzo lubię. Oczywiście są elementy bardziej lub mniej umowne, ale moim zdaniem są to typowe standardy serialowe tamtych lat. Stacja ma swój surowy, trochę szarobury styl, jednak pozostaje miejscem klimatycznym i interesującym. Do plusów muszę zaliczyć także charakteryzację postaci. Przedstawione rasy wyglądają po prostu bardzo dobrze. Wszystko oczywiście rozpatruję pod kątem okresu w jakim serial powstawał.

Muzyka przez większość czasu po prostu jest. Ma swój charakter, ale w miarę wyróżniające się motywy mogę policzyć na palcach jednej ręki. Oczywiście głównie czołówki.

Przejdę teraz do tego co chyba najbardziej istotne czyli opowieści. Dzieło Straczynskiego można podzielić na kilka etapów fabularnych. Zaznaczam, że nie jest to oficjalny podział, tylko mój własny. Dlaczego etapy, a nie po prostu sezony? Dlatego ponieważ granice sezonów nie wyznaczają do końca granic fabularnych. Wszystkie oczywiście wiążą się ze sobą, ale dotyczą czegoś ciut innego. To, który jest lepszy, a który gorszy, zależy moim zdaniem od indywidualnej oceny widza. Pierwszy etap jest najdłuższy. Osobiście najmniej podobał mi się trzeci (problem z długowłosymi telepatami). Ostatni też trochę mnie rozczarował. Natomiast który najbardziej mi się podobał? Ciężko mi zdecydować. Każdy z pozostałych etapów miał w sobie coś, co bardzo przypadło mi do gustu. Ulubionego więc nie wskażę. To co spodobało mi się w sposobie opowiadania historii w „B5” to to, że umiejętnie buduje tajemnicę. Serial potrafi być bardzo klimatyczny. Momentami czuć w śledzonej opowieści coś nazwijmy to nieodkrytego, potężnego, wykraczającego po za zdolności pojmowania. Ogromny plus za to. Fabuła bywa momentami naprawdę zaskakująca. Oczywiście nie będę sie upierał, że produkcja pod względem scenariusza jest absolutnie idealna. Znajdą się tutaj wątki, które zostały potraktowane gorzej, by nie powiedzieć, byle jak. Boli mnie dość mocno niedokończony wątek Centauri. Słabo także wypadają moim zdaniem 3 ostatnie odcinki. Stanowią one ciąg pożegnań, sentymentalnych dialogów i monologów co w pewnym momencie zaczyna nużyć i widz zaczyna przewracać oczami. Jedynie ostatnie kilkanaście minut jest w miarę ok.

No to teraz bohaterowie. Jak to w produkcji tej długości bywa, nie każda postać może przypaść do gustu, nie każda jest dobrze zagrana, poprowadzona. Mimo wszystko jednak, bohaterowie gorzej wypadający, nikną za plecami bohaterów prezentujących co najmniej dobry poziom. G’kar, Londo, Garibaldi, Marcus, Bester, te postacie to absolutna czołówka. Świetnie zagrani i posiadający głębię. Spoglądanie na drogę jaką niektórzy z nich przechodzą, jak ewoluują, jest naprawdę dużą przyjemnością. Jest jeszcze Ivanova, która może nie zrobiła na mnie tak znakomitego wrażenia, ale mimo to polubiłem ją i ma dodatkowo swoje bardzo mocne pięć minut, które niejednemu widzowi może nadszarpnąć serce. Co do indywiduów, którzy nie przypadli mi do gustu to wymienię tylko jednego: Byron. Wracaj do telenoweli/opery mydlanej, z której wylazłeś. Nie znoszę go. Po za tymi przykładami, jest tutaj sporo nazwijmy to „średniaków” nie wyróżniających się ani w jedną ani w drugą stronę. Jest tutaj więc pełen przekrój charakterów, które bardzo sprawnie budują koloryt dzieła Straczynskiego.

Na koniec zostawiłem jeszcze jedną kwestię, której nie da się pominąć. Jak „Babylon 5” ma się do „Star Trek: Deep Space Nine”? Nie chcę drążyć tematu kto od kogo zrzynał, choć są przesłanki ku temu, że „DS9” ma ciut za uszami. Uczciwie też muszę się przyznać, że „Star Trek: Deep Space Nine”, to nie tylko mój ulubiony serial ze świata Star Treka, ale też najlepsza serialowa space opera jaką poznałem. Po prostu numer jeden. Jak więc wypada „Babylon 5” na tle „DS9”? Po za stroną wizualną (statki kosmiczne i bitwy w „DS9” wyglądają nieporównywalnie lepiej, bitwa o Cardassię nawet dzisiaj robi znakomite wrażenie) potrafi się mocno obronić, a nawet przewyższyć. Zakończenie jednak odstaje od tego co zaprezentował „DS9”, który choć też nie nadzwyczajny to jednak uczynił to sprawniej. Ostatecznie „Star Trek” pozostaje u mnie na pozycji lidera, ale „Babylon 5” to nadal kawał bardzo dobrego, a momentami rewelacyjnego serialu.
No! To tyle!
Moja ocena: 8/10

Jeszcze tylko mój top czołówek:
1. OP sezon 1 – muzyka, tempo i oprawa tej czołówki mogłyby zostać do końca z ewentualnymi, niewielkimi zmianami.
2. OP sezon 3 – zupełnie inna muzyka i charakter, ale nadal świetny.
3. OP sezon 5 – znowu coś zupełnie innego, ale w miarę pasującego do finału.
4. OP sezon 4 – motyw muzyczny z sezonu pierwszego, ale w innej dynamice i oprawie. Dobry opening.
5. OP sezon 2 – także motyw muzyczny z sezonu 1, inaczej zaaranżowany i w innej oprawie. Wszystko to jednak byle jakie, pozbawione klimatu. Bardzo słaby opening.

Na tą chwilę mój ranking seriali, które należą do gatunku space opery i które widziałem w całości wygląda tak:

1. Star Trek: Deep Space Nine (9/10)
2. Babylon 5 (8/10)
3. Star Wars : The Clone Wars (8/10)
4. Star Trek: The Next Generations (8/10)
5. Star Trek: The Original Series (8/10)
6. The Expanse (7/10)
7. Star Trek: Picard (6/10)
8. The Mandalorian (6/10)
9. Final Space (5/10)
10. Battelstar Galactica (4/10)
11. Star Trek: Prodigy (3/10)

Mogę zacząć nadrabiać filmy…


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - sebas - 24-03-2024

(21-03-2024, 22:04)Wiles napisał(a):  1. Star Trek: Deep Space Nine (9/10)
2. Babylon 5 (8/10)
3. Star Wars : The Clone Wars (8/10)
4. Star Trek: The Next Generations (8/10)
5. Star Trek: The Original Series (8/10)
6. The Expanse (7/10)
7. Star Trek: Picard (6/10)
8. The Mandalorian (6/10)
9. Final Space (5/10)
10. Battelstar Galactica (4/10)
11. Star Trek: Prodigy (3/10)

Nie zauważyłem "Space above and Beyond". Nie znasz, czy może za słaby do rankingu? Obecnie do zdobycia jako DVD i nie widziałem w lepszej jakości.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Wiles - 24-03-2024

(24-03-2024, 10:52)sebas napisał(a):  "Space above and Beyond"

O produkcji słyszałem i chętnie bym się z nią zapoznał, jednak na razie nie jest na mojej liście priorytetów. Kolejna serialowa space opera, którą chciałbym obejrzeć to "Farscape".


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Wiles - 29-03-2024

Krótko o kilku tytułach, które ostatnio nadrobiłem.

„Tokyo Story”, reż. Yasujiro Ozu (Blu-Ray)
Powtórka. Wróciłem do tego słynnego obrazu, gdyż kiedy po raz pierwszy go widziałem (ładnych parę lat temu), nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Był to dla mnie film dobry, ale nie nadzwyczajny. Postanowiłem więc wrócić do najsłynniejszego dzieła Ozu, aby sprawdzić czy coś w moim odbiorze się zmieniło. Wydawało mi się, że jest na to duża szansa, jednak okazało się zgoła inaczej. To nadal ciekawy obraz dotyczący przemijania oraz ewolucji relacji rodzinnych na przestrzeni czasu, jednak wolę inne filmy tego reżysera. 7/10

„The Only Son”, reż. Yasujiro Ozu (Blu-Ray)
Chyba najbardziej gorzki film Ozu spośród tych, które widziałem. Wizja ambicji, marzeń, skonfrontowanych z rzeczywistością, co stanowi przyczynę rozczarowań względem siebie i innych. Niby jest w tym całym natłoku przykrości pewne ciepło, dobro ujawniające się w niespodziewanych sytuacjach, ale konkluzja i tak jest pesymistyczna. Tempo niespieszne, niby nic wielkiego się nie dzieje, ale człowiek i tak siedzi trochę jak na szpilkach. Bardzo dobry film. 8/10

„Sorcerer”, reż. William Friedkin (Blu-Ray)
Dzieło chciałem przede wszystkim obejrzeć w ramach porównania do starszego, kultowego oryginału, który uważam za bardzo dobry. Remake w zasadzie ma opinię filmu dobrego, ale słabszego od pierwowzoru i tego właśnie się spodziewałem siadając do seansu. Jestem jednak mile zaskoczony. Dzieło Friedkina jest pozycją równie dobrą. Dawno nie widziałem tak przekonującego obrazu slumsów, wszędobylskiego brudu i błota. Zdjęcia są znakomite, a ścieżka dźwiękowa rewelacyjnie buduje klimat (scena przejazdu przez most ubarwiona zawodzącymi chórami w tle to majstersztyk). Aktorstwo jest porządne, akcja trzyma w napięciu i nie przeszkadza mi wcale długi wstęp przed główną częścią filmu. „Sorcerer” jest więc w moim odczuciu równie znakomitym filmem jak poprzednik i otrzymuje taką samą notę. 8/10

„Touch of Evil” reż. Orson Welles (Blu-Ray)
Drugie podejście do filmu. Lata temu kiedy trafiłem na to dzieło w jakimś serwisie vod nie miałem świadomości, że to jedno z ikonicznych dzień Wellesa. Odbiłem się od produkcji. Przyczyny nie umiem do końca określić. Chyba po prostu oczekiwałem czegoś innego, niż tego co zobaczyłem. Co tu dużo mówić, był ze mnie niedojrzały szczyl. Smile Dzieło Wellesa to oczywisty popis tego reżysera zarówno pod względem umiejętności reżyserskich jak i aktorskich. Postać przez niego zagrana to majstersztyk. Odpychająca, a jednocześnie chce się ją obserwować. O technicznej stronie filmu chyba nie muszę wiele pisać. To po prostu Welles, a co za tym idzie doskonałe zdjęcia, fantastyczna gra światła i cienia, zabawa technicznymi możliwościami. Jeśli chodzi o scenariusz to opowieść trzyma w napięciu, ale odrobinę rozczarowało mnie zakończenie. Było jakieś takie hmmm… mało emocjonujące. Mimo wszystko kino noir z wysokiej półki. 8/10