Filmozercy.com | Forum
Oglądamy filmy z kolekcji... - Wersja do druku

+- Filmozercy.com | Forum (https://forum.filmozercy.com)
+-- Dział: Blu-ray i DVD (https://forum.filmozercy.com/dzial-blu-ray-i-dvd)
+--- Dział: Dział ogólny (https://forum.filmozercy.com/dzial-dzial-ogolny)
+--- Wątek: Oglądamy filmy z kolekcji... (/watek-ogladamy-filmy-z-kolekcji)



RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Pan Anatol - 29-09-2021

Post przeniesiony do osobnego wątku: https://forum.filmozercy.com/watek-seinfeld


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Gieferg - 29-09-2021

Tak obszerne posty poświęcone jednegmu filmowi/serialowi byłoby warto wrzucac jako osobne wątki w dziale "O filmach i serialach', a nie do tego wątku. Wtedy byłaby szansa na jakąś dyskusję, a tak to wrzucasz to do ogólnego wątku i za chwilę zginie pod natłokiem innych postów. Jak dla mnie szkoda się tak rozpisywać, żeby to wrzucać tutaj.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Pan Anatol - 29-09-2021

Dzięki, masz rację - jak zaczynałem pisać, to nie planowałem takiej długości. Smile W takim razie założę nowy wątek i przeniosę tam treść, a tutaj zostawię link do owego wątku.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Arbogast - 09-10-2021

Straw Dogs (Nędzne psy) Sama Peckinpaha z 1971 r. to najdroższa pojedyncza płyta BD w mojej kolekcji. Zaszalałem pod wpływem opinii z różnych zagranicznych forów, na których wszyscy zgodnie radzili, by nie kupować żadnego innego wydania niż to z Criteriona. Ponieważ brytyjski Amazon nie chce go wysyłać do Polski, musiałem skorzystać z filii włoskiej, która za import z USA dolicza sobie solidną prowizję, i wraz z przesyłką wyszło około 150 zł.

Walnęło po kieszeni, myślę jednak, że warto się wykosztować, jeśli tylko ktoś ma możliwość odtwarzania płyt z regionu A. Nie widziałem tych pozostałych wydań, krytykowanych za fatalny obraz (jedno z białą okładką, drugie Ultimate), ale w czym rzecz, mogę sobie wyobrazić, ponieważ jeden z materiałów dodatkowych na płycie, nagrany jeszcze przed nowym remasteringiem, jest ilustrowany tą starszą wersją. Zdjęcia są tam przeraźliwie rozjaśnione – do tego stopnia, że nocne oblężenie wygląda, jakby się działo w dzień.

W wydaniu Criteriona (transfer 4K) zadbano o wierne oddanie oryginalnej kolorystyki i obraz zachwyca soczystymi brązami. Wygląda wręcz idealnie, jak zarejestrowany dopiero co, a nie pół wieku temu. Do dźwięku (oczywiście mono) też nie mam najmniejszych zastrzeżeń – jest absolutnie czysty i z dobrą dynamiką. Miałem dużą frajdę, kiedy w finale zapada cisza, bohaterowie siedzą wyczerpani i gdzieś z boku pojawia się cichutkie skrobanie, w którym dopiero po chwili rozpoznałem charakterystyczny trzask igły gramofonowej na odtworzonej do końca płycie i skojarzyłem, że kilkanaście minut wcześniej Dustin faktycznie puścił muzykę.

Wspomnianych dodatków jest na płycie ładnych kilka godzin, m.in. pełnometrażowy dokument o Peckinpahu (jeszcze nie obejrzałem) i wspomnienia o burzliwych kulisach powstania filmu (z anegdotą któregoś z szefów ABC Pictures, jak przekonywał cenzorów, że nie ma tam sceny seksu analnego, ponieważ „pod tym kątem jest to fizycznie niemożliwe”; ale i tak kazali wyciąć).

Film: 8,5/10 (bo jednak parę filmów Peckinpaha cenię wyżej)
Wydanie: 10/10



RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Daras - 09-10-2021

(09-10-2021, 12:37)Arbogast napisał(a):  Ponieważ brytyjski Amazon nie chce go wysyłać do Polski, musiałem skorzystać z filii włoskiej, która za import z USA dolicza sobie solidną prowizję, i wraz z przesyłką wyszło około 150 zł.

Walnęło po kieszeni...
Nie będę się licytował Blush Mam jakieś nieme wydanie z Meksyku i nie pomnę ile cała operacja mnie kosztowała. Rolleyes Z resztą nie chodzi tylko o Meksyk.

Może napisz coś więcej o odbiorze fabuły bo ten wątek raczej tego aspektu filmów dotyczy. Oczywiście informacje związane z "technikaliami" zawsze czytam z przyjemnością.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Arbogast - 10-10-2021

(09-10-2021, 15:19)Daras napisał(a):  Może napisz coś więcej o odbiorze fabuły

Film oglądałem po raz pierwszy lata temu w telewizji, w wieku licealnym, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o Tarantino, i wtedy zrobił na mnie ogromne wrażenie tą sugestywnie przedstawioną tezą, że nawet w subtelnym intelektualiście i pozornym mięczaku może się kryć dzikie zwierzę. Teraz, choć znałem zakończenie, nadal wciągał i budził emocje – złapałem się nawet na czymś w rodzaju satysfakcji w scenie z tą wielką żelazną pułapką. (Nawiasem mówiąc, dopiero teraz dowiedziałem się, że to nie są wnyki na niedźwiedzia, jak zapamiętałem z seansu w telewizji, tylko na kłusowników).

Bogatszy o życiowe doświadczenia zwracam dziś też oczywiście uwagę na różne inne wątki, z których najważniejszy (i od początku najbardziej kontrowersyjny) to scena podwójnego gwałtu. Jej krytycy, jak wiadomo, zarzucali Peckinpahowi, że poszedł tam w chore męskie fantazje, ponieważ ofiara najpierw się mocno opiera, ale od pewnego momentu ulega i zaczyna odczuwać przyjemność, a w finale pierwszego gwałtu zdaje się nawet szczytować. Mnie ten zwrot akcji wydaje się psychologicznie i fabularnie uzasadniony, bo sprawcą jest nie przypadkowy zbir, ale były chłopak ofiary, którego ta kiedyś rzuciła, żeby wyrwać się z prowincji do wielkiego świata, a teraz – wyraźnie zaniedbywana przez męża, całymi dniami rozwiązującego równania – długo i świadomie prowokuje. Nie chciałbym się posuwać do niesmacznych uwag w stylu „sama się prosiła”, ale z taką właśnie ambiwalencją mamy tu do czynienia.

Skądinąd na płycie znajduje się bardzo ciekawy wywiad z Susan George, która opowiada, jak wymusiła na Peckinpahu kręcenie tej sceny na własnych warunkach – tak by większość przemocy mogła przedstawić samym wzrokiem i mimiką. Moim zdaniem wyszło znakomicie – brutalnie, przekonująco, ale bez epatowania dosłownością.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Arbogast - 30-10-2021

L'Été meurtrier (One Deadly Summer, Mordercze lato), przebój kasowy Jeana Beckera z 1983 roku, zaczyna się jak komedia obyczajowa z życia francuskiej prowincji, ale szybko podąża w kierunku mrocznego dramatu psychologiczno-kryminalnego. W szczegóły fabuły nie chcę się zbytnio zagłębiać, żeby komuś nie zepsuć seansu, bo film jest prawie nieznany w Polsce (na Filmwebie nie ma nawet 200 ocen). Najkrócej mówiąc, Isabelle Adjani gra tu dziewczynę nie do końca zrównoważoną psychicznie (w czym nieco przypomina bohaterki „Miłości Adeli H.” i „Opętania”), która manipuluje otoczeniem, by dokonać zemsty.

Nie jest to może przesadnie ważna pozycja we francuskiej kinematografii, na miarę obu filmów wspomnianych wyżej, ale ogląda się dobrze, historia wciąga, nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji, a zagrane jest to bez zarzutu. Magnetyzującej Adjani partneruje z powodzeniem raczej mało znany Alain Souchon, a w obsadzie pojawia się też m.in. bardzo młody François Cluzet, Michel Galabru (adiutant de Funèsa z „Zandarmów”) oraz Suzanne Flon – chyba najsympatyczniejsza przygłucha babcia w historii kina.

Na okładce opisano film jako prototyp hollywoodzkich thrillerów erotycznych. Mocno to naciągane, ponieważ taki np. „Żar ciała” i „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” powstały dwa lata wcześniej. Za thriller, jako się rzekło, też trudno ten film uznać, skoro wątek kryminalny jest tu bardziej katalizatorem wydarzeń niż zasadniczą treścią. Z kolei jeśli chodzi o śmiałość scen rozbieranych, to Hollywood nie dorównało Francuzom w tym wymiarze po dziś dzień – w „Morderczym lecie” podziwiać można nie tylko Isabelle Adjani w pełnej krasie i bez żadnych niedomówień, ale i męski „full monty” się znajdzie.

Film wydał (w wersji Dual, z angielskimi napisami) CultFilms i niestety mam duże zastrzeżenia do tej edycji. Po włożeniu płyty samoczynnie uruchamiają się reklamy innych filmów, bez możliwości przejścia do głównego menu, co zawsze budzi we mnie furię i jest standardem raczej dla gazetowych DVD; w przypadku blu-raya spotkałem się z tym pierwszy raz. Drugi mankament, jeszcze większy, to zdecydowanie zbyt mocno rozjaśniony obraz, który wygląda po prostu nienaturalnie, nawet jeśli akcja toczy się latem w mocno słonecznej Prowansji. No ale innego wydania to już się pewnie nie doczekam.

W sumie dałbym 7,5, może ciut na wyrost, ale do Adjani zawsze miałem słabość.


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Daras - 02-11-2021

Umyj się bo śmierdzisz.

„Kanał” (1956).

Dziś króciutko. Wypowiedzi na tym forum ogromnie mi się rozrosły. Zatraciłem dar zwięzłości, którego Wam zazdroszczę.

Film obejrzałem po raz pierwszy w kinie, potem w TV. Obraz po rekonstrukcji z BD wydał mi się dużo jaśniejszy.
Momentami gra aktorska została przerysowana (początki tzw., polskiej szkoły filmowej), jednak magię dawnych czasów odczułem expressis verbis.
Czy Polacy roku 2021 są inni? Raczej nie. Obraz A. Wajdy ukazał postawy tamtych pokoleń, ale też (jak sądzę) współczesnych. Nadal „spotykam” Koraba, Stokrotkę, Smukłego czy Mądrego.
Kilka lat temu dyskutowałem z kumplem o Powstaniu Warszawskim. Dość szybko doszliśmy do pewnej konstatacji. Żyjąc w tamtych czasach wzięlibyśmy udział w zrywie. Zapewne szybko bym zginął – rzekł znajomy – ale wolę to od dyktatu.

„Kanał” dostaje ode mnie mocne 8 / 10. I to nie tylko z tego powodu, że jest pierwszym polskim filmem o Powstaniu (wcześniej kilka wątków ukazano w „Zakazanych piosenkach” - 1947).


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Arbogast - 04-11-2021

(02-11-2021, 23:05)Daras napisał(a):  jednak magię dawnych czasów odczułem expressis verbis.

Po raz ostatni oglądałem ładnych kilka lat temu, ale pamiętam, jak uderzyło mnie, że to by mógł być film SF - bo Wróg jest tam tak odrealniony i bezosobowy, jakby pochodził z jakiegoś innego świata. No i jeszcze ten zdalnie sterowany czołg, jak z Wellsa... Może na tym polega ponadczasowość i uniwersalność? Świetny film, nawet jeśli mnie w nim drażnią różne detale (również ta wspomniana gra aktorska) i nawet jeśli z ówczesnego Wajdy wolę "Popiół i diament" (który też ma swoje słabości).


RE: Oglądamy filmy z kolekcji... - Daras - 04-11-2021

Arbogast napisał:
Wróg jest tam tak odrealniony i bezosobowy, jakby pochodził z jakiegoś innego świata.

Myślimy podobnie. Przy czym tego odrealnionego wroga raczej nie kojarzyłem z postaciami SF lecz „upiorami”. Datę projekcji wybrałem rozmyślnie.

Też wolę „Popiół i diament” (1958). To film do wielokrotnego oglądania. Klimat imprezy jakby rozluźnia widza i nieco dystansuje go od sedna sprawy. Kobiela stanął na wysokości zadania. Wink