16-06-2018, 08:39
"Fear the Walking Dead" staje się lekarstwem na ,,tasiemcowatość" nieskończono-sezonową swojego poprzednika, "The Walking Dead". Czwarta seria produkcji, która miałem nadzieję w 100% wyjaśni, kto był ,,Pacjentem Zero" dla tajemniczej epidemii, od jakiego zwierzęcia przeszła ona na ludzi i jaki jest jej charakter tj. wirusowa, grzybicza, czy może raczej bakteryjna ,,natura", oraz jak została nazwana ta zaraza - plugastwo, które rozpoczęło masową eksterminację wśród gatunku ludzkiego, jednak najzwyczajniej w świecie tego nie określiła. Plusem dla serialu stała się sama jego atmosfera, którą tworzą poszczególne postacie, wątki itp.; czyli wygląda na to, że od początku jego twórcy starają się opowiedzieć serial konfliktem na linii ludzie-ludzie, niż ludzie-Zombie.
Czwarty sezon "Fear the Walking Dead" wprowadził pewną postać, która ma być łącznikiem z "The Walking Dead", czyż nie? A rozchodzi się o Morgana, który rozpoczął swoją ,,opowieścią" - niekończącą się samotną tułaczką, ucieczką od apokaliptycznej beznadziejności, gdzie ludzkość traci znaczenie, pierwszy epizod obecnej serii produkcji. To wydaje się niesamowite, jak bardzo zmienia się "Fear the Walking Dead". Po dwóch pierwszych rozdziałach najnowszej serii serialu, którą wzbogaca wiele postaci np. John Dorie - samotnik, policjant bądź szeryf, którego poznajemy jako przesyconego żalem, skwaszonego beznadzieją oraz Althea - dziennikarka, która korzystając z opancerzonego furgonu SWAT ocaliła skórę Johnowi i Morganowi przed jakąś małą grupą watażków, jest zgoła odmiennie do tego, co było przedtem. Wydarzenia przedstawiane są z perspektywy "BEFORE" i "NOW", czyli klasyczny motyw, który złączy całą fabułę w przyszłości w jednym punkcie na osi czasu. Nie wiadomo jak przeżył Nick, skoro finał 3 sezonu "Fear the Walking Dead" wyraźnie wskazywał na rozdzielenie się Nicka od Stranda, Alicii i Megan Clark. Jednakże w drugim odcinku obecnej serii Nick przeżywa coś na wzór ,,Stresu pourazowego", którego ,,ataku" dostaje, gdy przypomina sobie wysadzenie sztucznej zapory w rezerwuarze wody, bodajże gdzieś w Nowym Meksyku, a miało to miejsce w finałowym odcinku 3 sezonu.
Czarny charakter, którego ocaleni do drugiego rozdziału czwartej serii określają oddziałem "Sępów" - a nie wiem jak będzie potem - których znakiem rozpoznawczym jest pozostawianie białych flag z napisanymi na nich numerami, podkreślonymi dodatkowo prostokątną obwódką, jako znak ograbionych, ba, podbitych przez siebie osad, wygląda porządnie i wyzywająco.
Niech mi ktoś z Was, kto ogląda na bieżąco "The Walking Dead" powie, w jakim punkcie na osi czasu rozgrywa się akcja czwartego sezonu "Fear the Walking Dead", skoro Morgan spotkał Clarków i Stranda po tym, jak opuścił osadę Ricka? Czy aby to nie była okolica początku 7-ego sezonu, bo pojawienie się Morgana trochę namieszało, i wszystko to wygląda bardzo dziwnie?
P.S. Dotarłem do 3 odcinka 4 sezonu "Fear the Walking Dead". Po jego obejrzeniu, a zwłaszcza wwierceniu się w moje oczy, a tym samym całe zmysły jakbym ten widok jeszcze ciągle miał przed sobą, momentu śmierci Nicka, bo nie wiem jak inaczej to określić, po postrzeleniu go w brzuch przez małą Charlie, wciąż jestem w szoku. . Nie wiem co o tym sądzić; jak zachowa się teraz Morgan też nie wiadomo, gdyż pokładał w Nicku jakąś ,,nadzieję".
Czwarty sezon "Fear the Walking Dead" wprowadził pewną postać, która ma być łącznikiem z "The Walking Dead", czyż nie? A rozchodzi się o Morgana, który rozpoczął swoją ,,opowieścią" - niekończącą się samotną tułaczką, ucieczką od apokaliptycznej beznadziejności, gdzie ludzkość traci znaczenie, pierwszy epizod obecnej serii produkcji. To wydaje się niesamowite, jak bardzo zmienia się "Fear the Walking Dead". Po dwóch pierwszych rozdziałach najnowszej serii serialu, którą wzbogaca wiele postaci np. John Dorie - samotnik, policjant bądź szeryf, którego poznajemy jako przesyconego żalem, skwaszonego beznadzieją oraz Althea - dziennikarka, która korzystając z opancerzonego furgonu SWAT ocaliła skórę Johnowi i Morganowi przed jakąś małą grupą watażków, jest zgoła odmiennie do tego, co było przedtem. Wydarzenia przedstawiane są z perspektywy "BEFORE" i "NOW", czyli klasyczny motyw, który złączy całą fabułę w przyszłości w jednym punkcie na osi czasu. Nie wiadomo jak przeżył Nick, skoro finał 3 sezonu "Fear the Walking Dead" wyraźnie wskazywał na rozdzielenie się Nicka od Stranda, Alicii i Megan Clark. Jednakże w drugim odcinku obecnej serii Nick przeżywa coś na wzór ,,Stresu pourazowego", którego ,,ataku" dostaje, gdy przypomina sobie wysadzenie sztucznej zapory w rezerwuarze wody, bodajże gdzieś w Nowym Meksyku, a miało to miejsce w finałowym odcinku 3 sezonu.
Czarny charakter, którego ocaleni do drugiego rozdziału czwartej serii określają oddziałem "Sępów" - a nie wiem jak będzie potem - których znakiem rozpoznawczym jest pozostawianie białych flag z napisanymi na nich numerami, podkreślonymi dodatkowo prostokątną obwódką, jako znak ograbionych, ba, podbitych przez siebie osad, wygląda porządnie i wyzywająco.
Niech mi ktoś z Was, kto ogląda na bieżąco "The Walking Dead" powie, w jakim punkcie na osi czasu rozgrywa się akcja czwartego sezonu "Fear the Walking Dead", skoro Morgan spotkał Clarków i Stranda po tym, jak opuścił osadę Ricka? Czy aby to nie była okolica początku 7-ego sezonu, bo pojawienie się Morgana trochę namieszało, i wszystko to wygląda bardzo dziwnie?
P.S. Dotarłem do 3 odcinka 4 sezonu "Fear the Walking Dead". Po jego obejrzeniu, a zwłaszcza wwierceniu się w moje oczy, a tym samym całe zmysły jakbym ten widok jeszcze ciągle miał przed sobą, momentu śmierci Nicka, bo nie wiem jak inaczej to określić, po postrzeleniu go w brzuch przez małą Charlie, wciąż jestem w szoku. . Nie wiem co o tym sądzić; jak zachowa się teraz Morgan też nie wiadomo, gdyż pokładał w Nicku jakąś ,,nadzieję".