10-10-2018, 07:20
Dotychczas filmy, które będąc barwnymi adaptacjami komiksowych światów, przedstawiały nam sylwetki bohaterów: mężnych, walecznych herosów, którzy potrafili przeciwstawić się niepojętemu złu, mocarnemu lub reprezentującemu klasę solidnych przestępców, superłotrowi albo sylwetki anty-bohaterów, którzy goniąc za własnymi interesami wybrali inną drogę wykorzystania swoich nadludzkich możliwości. Tak obrazowałem sobie w moim umyśle, w formie ,,myślowej projekcji" własne, osobiste wyobrażenie o "Kinie Adaptacji Komiksowych", aż do czasu, do momentu obejrzenia "Venoma" - w technologii "IMAX 3D", oczywiście, choć format w tym względzie nie ma aż tak dużego znaczenia.
Film od początku do końca, mimo pojawiającej się w pierwszej fazie jego trwania lekkiej stagnacji napięcia - zapewne w celu poznania porywczej, gdzieś tam zagubionej, wstydliwej natury Eddiego Brocka emanował niesamowitą gęstą od misterium atmosferą, potęgowaną po wielokroć - a nie było to zbyt pompatyczne - za każdym razem, gdy na ekranie pojawiał się Eddie, a szczególnie ta jego wersja prowadząca specyficzne rozmowy z symbiotem - i tu ciekawe - posiadającym świadomość, cel istnienia, podpiętym pod Układ Nerwowy Brocka. "Venom" to wyjątkowy film, do którego mój wyrażany do niego szacunek nigdy nie wygaśnie; tak robi się Kinowe Adaptacje komiksowych Uniwersów: bez motywu superbohatera, antybohatera i drużyn nie wiadomo jak dzielnych herosów. Zostaje tylko mroczna, zjadliwa, o odrażającym charakerze i wyglądzie postać, która z Uniwersum Marvela można rzec po prostu się wywodzi. Mówiąc krótko, produkcja ta, to obraz kinowy o losach ,,jednej z wielu indywidualności" z Komiksowego Świata, który w 90% kojarzony jest z superbohaterami.
Wizualizacja abominacyjnego cielska "Venoma" to niesamowite potrafiące zatrzymać oddech w płucach ujmujące doznanie. To graficznie rzecz biorąc: spektakularna, niecodziena robota; zawziętość tej bestii wyrażała się w każdym jej ruchu, a falujące mackowate wrzeciona obłej masy pierwotnego Symbiotu, który był żywym, klasyfikowanym w innej skali egzystencji, organizmem, potrafiła zgorszyć, sparaliżować i wprawić w obłędny nastrój. Dialogi, ba, solidna więź, która wytworzyła się między Eddiem a Venomem, to coś czego się nie spodziewałem, coś, co cały czas próbuję jeszcze zrozumieć i zanalizować; to było nieziemsko ekscytujące! Ich relacja poszła w tak specyficznym kierunku, że koniec końców ,,pasożyt" zdecydował się oszczędzić Ziemię, zostać w ciele Eddiego, któremu da określoną swobodę działania, a samemu póki nie zagrażają mu inne Symbioty, korzystać z iluzorycznej wolności.
Dziwnie niecodzienne w "Venomie" wydaje się być słabe zaangażowanie Carltona Drake'a aka "Riot", jako niby solidnego przeciwnika dla Symbiota Eddiego. Jako Riot widzieliśmy my go przez krótki moment, przy czym jego walki z Venomem były fenomenalnie wykreowane. Niestety na ambicjach zrobienia z Ziemi domu dla milionów jemu podobnych form życia się skończyło. No cóż, zginąć w tak głupi z lekka infantylny sposób: spłonięcie w wyziewach ognia eksplodującej rakiety nośnej "Life Foundation", to urąganie potędze "Riota". Niezrozumiałe dla mnie jest to, że Venom przetrwał kontakt z ogniem, i Eddie, a na to wygląda, zachował go dla siebie, jak na symbiotycznego kumpla przystało.
Woody Harrelson w roli Carnage'a w scence po napisach, ależ to było intrygujące i obłędnie psychologicznie mroczne. Panie i Panowie szykuje się sequel.
Venom - drapieżnik doskonały. Moja ocena niniejszego filmu: "9/10"
Film od początku do końca, mimo pojawiającej się w pierwszej fazie jego trwania lekkiej stagnacji napięcia - zapewne w celu poznania porywczej, gdzieś tam zagubionej, wstydliwej natury Eddiego Brocka emanował niesamowitą gęstą od misterium atmosferą, potęgowaną po wielokroć - a nie było to zbyt pompatyczne - za każdym razem, gdy na ekranie pojawiał się Eddie, a szczególnie ta jego wersja prowadząca specyficzne rozmowy z symbiotem - i tu ciekawe - posiadającym świadomość, cel istnienia, podpiętym pod Układ Nerwowy Brocka. "Venom" to wyjątkowy film, do którego mój wyrażany do niego szacunek nigdy nie wygaśnie; tak robi się Kinowe Adaptacje komiksowych Uniwersów: bez motywu superbohatera, antybohatera i drużyn nie wiadomo jak dzielnych herosów. Zostaje tylko mroczna, zjadliwa, o odrażającym charakerze i wyglądzie postać, która z Uniwersum Marvela można rzec po prostu się wywodzi. Mówiąc krótko, produkcja ta, to obraz kinowy o losach ,,jednej z wielu indywidualności" z Komiksowego Świata, który w 90% kojarzony jest z superbohaterami.
Wizualizacja abominacyjnego cielska "Venoma" to niesamowite potrafiące zatrzymać oddech w płucach ujmujące doznanie. To graficznie rzecz biorąc: spektakularna, niecodziena robota; zawziętość tej bestii wyrażała się w każdym jej ruchu, a falujące mackowate wrzeciona obłej masy pierwotnego Symbiotu, który był żywym, klasyfikowanym w innej skali egzystencji, organizmem, potrafiła zgorszyć, sparaliżować i wprawić w obłędny nastrój. Dialogi, ba, solidna więź, która wytworzyła się między Eddiem a Venomem, to coś czego się nie spodziewałem, coś, co cały czas próbuję jeszcze zrozumieć i zanalizować; to było nieziemsko ekscytujące! Ich relacja poszła w tak specyficznym kierunku, że koniec końców ,,pasożyt" zdecydował się oszczędzić Ziemię, zostać w ciele Eddiego, któremu da określoną swobodę działania, a samemu póki nie zagrażają mu inne Symbioty, korzystać z iluzorycznej wolności.
Dziwnie niecodzienne w "Venomie" wydaje się być słabe zaangażowanie Carltona Drake'a aka "Riot", jako niby solidnego przeciwnika dla Symbiota Eddiego. Jako Riot widzieliśmy my go przez krótki moment, przy czym jego walki z Venomem były fenomenalnie wykreowane. Niestety na ambicjach zrobienia z Ziemi domu dla milionów jemu podobnych form życia się skończyło. No cóż, zginąć w tak głupi z lekka infantylny sposób: spłonięcie w wyziewach ognia eksplodującej rakiety nośnej "Life Foundation", to urąganie potędze "Riota". Niezrozumiałe dla mnie jest to, że Venom przetrwał kontakt z ogniem, i Eddie, a na to wygląda, zachował go dla siebie, jak na symbiotycznego kumpla przystało.
Woody Harrelson w roli Carnage'a w scence po napisach, ależ to było intrygujące i obłędnie psychologicznie mroczne. Panie i Panowie szykuje się sequel.
Venom - drapieżnik doskonały. Moja ocena niniejszego filmu: "9/10"