31-07-2018, 14:18
(31-07-2018, 10:08)Uatu_TheWatcher napisał(a): W filmach sci-fi i horror z lat 50-tych, czyli w kultowych klasykach wręcz rozkochałem się po obejrzeniu "Zakazanej Planety" z 1956r., z Leslie Nielsenem w roli głównej i "Nocy Żywych Trupów" G.A. Romero z 1968r. - prawdziwego praojca dzisiejszych popkulturowych dzieł o tematyce powłóczących nogami, pragnących ludzkiego mięsa bezmózgich Zombie.Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Romero jest praojcem filmów o zombie. Faktem jest, że w scenopisie nie pojawia się wyraz "zombie", ale to, co stworzył Romero, dość szybko znalazło naśladowców (kapitalne "Żywe trupy w Manchester Morgue" z 1974). Romero jest więc ojcem, po prostu (wiem, jestem czepialski). Praojcem jest prędzej Richard Matheson, autor powieści "Jestem legendą" (w której pojawiają się raczej wampiry, ale mają one też kilka zombicznych cech; film "Jestem legendą" z Willem Smithem z 2007 też nie jest filmem o zombie, a właśnie wampirach). Bardzo możliwe, że Romero znał tę powieść i się na niej wzorował.
Przed Romero powstały inne filmy o zombie (z czego dwa są wymieniane we wszystkich poważnych listach: "Białe zombie" z 1932, czyli pierwszy film o zombie, i "Wędrowałam z zombie" z 1943; polecam ten drugi); te wcześniejsze dziełka pomimo takiego samego nazewnictwa stworów traktują o voodoo. Ja to wyraźnie rozdzielam: voodoo zombie a Romero zombie (choćby szybkie jak Usain Bolt). A są jeszcze zarażeni (ang. infected) i nowość – social zombie albo friendly Romero zombie (nazwy moje) np. w serialach "iZombie" czy "Santa Clarita Diet". W sumie 4 różne stwory wymieszane ze sobą, muszę chyba o tym kiedyś temat napisać ;D
Dwa lata przed "Nocą"... powstała "Plaga żywych trupów". Niby też jeszcze bardziej voodoo zombie, ale jeśli już doszukiwać się kinowego praojcostwa, to właśnie tutaj. Wystarczy zresztą zerknąć na zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=oynquOmh3SM
(31-07-2018, 10:08)Uatu_TheWatcher napisał(a): Dzięki za napomknięcie o produkcji: "The Monolith Monsters" z 1957r.; właśnie dodałem ją do mojej "listy do obejrzenia" i niedługo się za tą perełkę zabiorę. A ja polecam Ci film "Mucha" z 1958r. z Vincentem Price oraz inne ,,klasyki" z tym aktorem: "Zagłada domu Usherów" z 1960r., "Dom na przeklętym Wzgórzu" z 1959r. i "Ostatni Człowiek na Ziemi" z 1964r.Na razie dzisiaj obejrzałem "Wioskę przeklętych" (1960), o której pisałeś wcześniej. Sądziłem, że to film amerykański, ale już po minucie oglądania otoczenie wydawało mi się brytyjskie; i miałem rację Dobry (7/10) film, tylko wolę, gdy tajemnica jest odkrywana wolniej i przez coraz szersze kręgi. Tu od początku dzieci są pod obserwacją i stanowią lokalną sensację. Lubię momenty, gdy bohaterowie stopniowo przekonują się, jaka jest prawda. A najbardziej gdy pierwszy raz mają wrażenie, że coś tu nie gra. Tutaj było tak na samym początku, gdy cała wioska zasnęła. A wzorowym przykładem tego, o czym mówię jest "Inwazja porywaczy ciał" (1956). Był tam dialog lekarzy. Jeden mówi, że ma dziwną pacjentkę. Na to ten drugi mówi ze śmiechem: "Pewnie wydaje jej się, że jej bliscy nie są tym, za kogo się podają, prawda? Mam to samo u siebie w gabinecie. To musi być jakiś rodzaj nerwicy". Wtedy temu pierwszemu lekarzowi coś zaczyna świtać, powoli łączy układankę w całość, dla niego to nie jest coś, nad czym można przejść do porządku dziennego. Miałem gęsią skórkę.
Zmotywowałeś mnie do dalszego oglądania tych wszystkich kameralnych horrorów i starych SF. Będę starał się na bieżąco informować o kolejnych seansach, z tym że nie oglądam ostatnio zbyt często i mam też trochę innych filmów w kolejce. Przyjrzę się twoim rekomendacjom.