06-12-2018, 20:57
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06-12-2018, 21:05 przez Szczepan600.)
Zadam tylko jedno pytanie... CO TU SIĘ ODJANIEPAWLIŁO!? :-DDD
Zacznijmy od wyjaśniania tych... no po prostu bzdur... inaczej tego nazwać nie można.
To jest jedna, wielka banialuka. Po pierwsze wszystkie badania na temat piractwa i jego korelacji z legalnymi zakupami są właściwie nieistotne. Badają jedynie SKUTEK UBOCZNY piracenia. Nie ma mowy o żadnej skali porównawczej, bo nikt nie wylicza, symuluje i bada systemu bez piractwa (systemu idealnego). Dlatego mówienie "Piraci najwięcej kupują" mówi tylko tyle, że czasami coś kupują. Pomija ofiary poboczne i nie uwzględnia krzywd ogólnych dla innych systemów kultury jak np. krytyka. Nikt nie wie, co by było gdyby nie było piractwa. Ile wtedy zarabiałyby firmy i twórcy. Jakie presje w społeczeństwie by się wytworzyły w odniesieniu do konsumpcji kultury i jakie nowe systemy obiegu wytworzyły. Dlatego jest to bardzo kruchy argument. Bo Zyski nie "rosną", a są skutkiem ubocznym kradzieży.
ściąganie z internetu "krzywdzi". To jest fakt. Ma wpływ na rynek, zachowania społeczne i gałęzie poboczne jak wspomniana chociażby krytyka. Trudno spekulować jak w istocie pozbawia zysków twórców (bo nie zaznaliśmy sprawnego systemu), ale historie o upadających wypożyczalniach (skutki prężnego piractwa początków ery cyfrowej), zamykanych małych wydawcach (bo wydali film, a on trafiła na Torrenty gdzie został pobrany 12.000 razy na jednym serwisie, a był dostępny jeszcze na kilku... a dystrybutor nie sprzedał nawet 1000 sztuk płyty, co zapewniałoby kolejny wydany tytuł. Co by było bez piractwa? Nie wiadomo, ale może sytuacja wyglądałaby inaczej.). Dołóżmy do tego społeczne przyzwolenie na okradanie pewnej grupy społecznej i przyzwyczajanie obywateli, do brania czegoś, bo "nikt nie pilnuje". To ma wpływ i jest złe.
Ofiary widza krzywdę. Wyliczają ją. Są szantażowane przez serwisy pokroju cda. W ich kasach jest pusto, ale nagle wszyscy dookoła dyskutują o filmie. Społecznie panuje mały szacunek do ich pracy. Ktoś PRACUJE, a ktoś inny na to zwyczajnie sra. Nie różni się to od sytuacji gdzie ktoś wyrównuje beton, a jakiś cham w nocy przez niego przechodzi. Robi wielkie ślady i jeszcze śmieje się, że ktoś to jutro będzie musiał naprawić. Dla niego liczy się, że skrócił drogę do domu o 30m. Tym jest piractwo.
Oczywiście dostęp do wszystkiego odbija się też na kinach, krytykach, komentatorach i ogólnym szacunku masy do dzieł kultury. Nie poświęcają nic, by zdobyć dzieło. Nie muszą nawet podjąć wysiłku sprawdzenia "czy to dla nich". Chcą, to mają. Obejrzą lub nie. Sprawa jest prosta i nie wymaga analizy.
To już brzmi jak zwykła wymówka Janusza. 1. Dlatego upada powoli krytyka. 2. Swojego krytyka TRZEBA odszukać. Na tym to polega. Sprawdza się i analizuje. Robi się to raz czy dwa i potem nie marnuje się pieniędzy i czasu na złe filmy... nie jest to idealny system, ale jakiś jest. 3. Paradoksalnie zassanie filmu i jego seans trwa dłużej i marnujesz więcej czasu niż na recenzję i zwiastun. Nie wspierasz branży i nie jesteś świadomym użytkownikiem kultury. Co najwyżej konsumujesz, w nie ukrywajmy... parszywy sposób. 4. Jeżeli nie umiesz odróżnić opłacanych (nie tak częstych w istocie) recenzji, od tych prawdziwych i twierdzisz, że się w tym gubisz, no to nie wiem co napisać. Widocznie proponowany system kradzieży i ignorancji musiał odnieść sukces :-)
Naprawdę polecam sprawdzić gdzie są wydawane i tłoczone filmy :-D Bo już robi się przeginka. Z drugiej strony stawiasz... asystentki i stażystów? Ludzi, którzy ŚWIADOMIE i z WŁASNEJ WOLI trafili do tego biznesu i w nim pracują? Którzy robią to z jakiegoś powodu i jednak mają pewne prawa za nimi stojące. System jest daleki od ideału, to jasne, ale stawiać to jako argument za piractwem i jeszcze stawiać gdzieś obok wyzysku w chinach (który swoja drogą stopniowo maleje, a Chiny stawiają na wzbogacanie się niskich/średnich klas społecznych i klienta wewnętrznego swoich wyrobów )... no to już jest wariactwo.
Ogółem ze zbioru wypowiedzi wychodzi mi, że zrobisz, powiesz i przeinaczysz wszystko byle wyszło na twoje i pod twój punkt widzenia (Trolling?). Piractwo zamyka się w zdaniu "Ktoś prosi o zapłatę. Szanujesz to i płacisz." i tyle. Występowanie przeciw temu robi z ciebie zwykłego chama i złodzieja. W zasadzie na tym koniec. Reszta to otoczki, racjonalizacje i pomylone drogi argumentacji. Dalej idąc... twierdzenie w stylu "o filmy walczy, a olej palmowy wpierdala" (to trochę do Pai-Chi-Wo) jest wręcz kuriozalne. Niestety ludzie nie mogą walczyć o wszystko i są zmanipulowani na wielu płaszczyznach. Jedni będą dbać o stację rynku wydawniczego, a inni o szerzenie weganizmu. Tak to działa i super gdyby w końcu te wpływy z różnych dziedzin życia się przeplatały. Dodatkowo na mało rzeczy ludzie mają aż tyle wpływu, co na piractwo. Bo ono "leży" dosłownie na naszych monitorach i mamy MASĘ alternatyw dla niego. Mało co dotyka nas tak blisko i bezpośrednio. Nie miałem nawet czasu na pisanie tego wywodu, ale z takimi banialukami trzeba walczyć.
Zacznijmy od wyjaśniania tych... no po prostu bzdur... inaczej tego nazwać nie można.
(06-12-2018, 10:54)Użytkownik usunięty napisał(a): Ten niezaprzeczalny fakt jest znakomitym przyczynkiem do początku dyskusji o moralności korzystania z nielegalnych kopii. Prawo nie penalizuje, więc tym nie ma sensu się zajmować i zostaje nam wyłącznie moralność, nieważne czy chrześcijańska, czy jakakolwiek inna. Zakazy i nakazy zazwyczaj nie służą samym sobie, tylko z czegoś wynikają. I zazwyczaj ogólnie rzecz ujmując z tego, żeby nie krzywdzić innych. Należy sobie zatem zadać pytanie, czy ściągając plik z netu kogoś krzywdzimy? Na pierwszy rzut oka odpowiedź brzmi "tak", ale gdy tak się nad tym głębiej zastanowić, to okazuje się, że po pierwsze "ofiara" nawet się o tej konkretnej krzywdzie nie dowie, więc cóż to za krzywda? A po drugie - właśnie to, o czym piszesz: paradoksalnie dzięki takiemu "krzywdzeniu" zyski "ofiar" rosną. No i gdzie ta krzywda?
To jest jedna, wielka banialuka. Po pierwsze wszystkie badania na temat piractwa i jego korelacji z legalnymi zakupami są właściwie nieistotne. Badają jedynie SKUTEK UBOCZNY piracenia. Nie ma mowy o żadnej skali porównawczej, bo nikt nie wylicza, symuluje i bada systemu bez piractwa (systemu idealnego). Dlatego mówienie "Piraci najwięcej kupują" mówi tylko tyle, że czasami coś kupują. Pomija ofiary poboczne i nie uwzględnia krzywd ogólnych dla innych systemów kultury jak np. krytyka. Nikt nie wie, co by było gdyby nie było piractwa. Ile wtedy zarabiałyby firmy i twórcy. Jakie presje w społeczeństwie by się wytworzyły w odniesieniu do konsumpcji kultury i jakie nowe systemy obiegu wytworzyły. Dlatego jest to bardzo kruchy argument. Bo Zyski nie "rosną", a są skutkiem ubocznym kradzieży.
ściąganie z internetu "krzywdzi". To jest fakt. Ma wpływ na rynek, zachowania społeczne i gałęzie poboczne jak wspomniana chociażby krytyka. Trudno spekulować jak w istocie pozbawia zysków twórców (bo nie zaznaliśmy sprawnego systemu), ale historie o upadających wypożyczalniach (skutki prężnego piractwa początków ery cyfrowej), zamykanych małych wydawcach (bo wydali film, a on trafiła na Torrenty gdzie został pobrany 12.000 razy na jednym serwisie, a był dostępny jeszcze na kilku... a dystrybutor nie sprzedał nawet 1000 sztuk płyty, co zapewniałoby kolejny wydany tytuł. Co by było bez piractwa? Nie wiadomo, ale może sytuacja wyglądałaby inaczej.). Dołóżmy do tego społeczne przyzwolenie na okradanie pewnej grupy społecznej i przyzwyczajanie obywateli, do brania czegoś, bo "nikt nie pilnuje". To ma wpływ i jest złe.
Ofiary widza krzywdę. Wyliczają ją. Są szantażowane przez serwisy pokroju cda. W ich kasach jest pusto, ale nagle wszyscy dookoła dyskutują o filmie. Społecznie panuje mały szacunek do ich pracy. Ktoś PRACUJE, a ktoś inny na to zwyczajnie sra. Nie różni się to od sytuacji gdzie ktoś wyrównuje beton, a jakiś cham w nocy przez niego przechodzi. Robi wielkie ślady i jeszcze śmieje się, że ktoś to jutro będzie musiał naprawić. Dla niego liczy się, że skrócił drogę do domu o 30m. Tym jest piractwo.
Oczywiście dostęp do wszystkiego odbija się też na kinach, krytykach, komentatorach i ogólnym szacunku masy do dzieł kultury. Nie poświęcają nic, by zdobyć dzieło. Nie muszą nawet podjąć wysiłku sprawdzenia "czy to dla nich". Chcą, to mają. Obejrzą lub nie. Sprawa jest prosta i nie wymaga analizy.
(06-12-2018, 10:54)Użytkownik usunięty napisał(a): Masz rację - mam inną broń, możliwość pobierania pirackich kopii. Ta, o której piszesz ty, jest nieefektywna, bo opinie, czy recenzje są różne, a niektóre wręcz pisane na zamówienie. Skąd mam wiedzieć, który recenzent ma gust zbieżny z moim? Nawet wśród znajomych jedne filmy podobają się i mnie i im, o innych z kolei mamy odmienne zdania. Ewentualnie mógłbym czytać recenzje PO obejrzeniu filmu, porównywać które są zbieżne z moimi odczuciami i zapamiętywać/zapisywać tych recenzentów, którzy mają największą zgodność. Ale mi się nie chce. Ty to nazywasz lenistwem, ja - nie marnowaniem jednego z najcenniejszych dóbr, jakie posiadam, czyli wolnego czasu Smile
To już brzmi jak zwykła wymówka Janusza. 1. Dlatego upada powoli krytyka. 2. Swojego krytyka TRZEBA odszukać. Na tym to polega. Sprawdza się i analizuje. Robi się to raz czy dwa i potem nie marnuje się pieniędzy i czasu na złe filmy... nie jest to idealny system, ale jakiś jest. 3. Paradoksalnie zassanie filmu i jego seans trwa dłużej i marnujesz więcej czasu niż na recenzję i zwiastun. Nie wspierasz branży i nie jesteś świadomym użytkownikiem kultury. Co najwyżej konsumujesz, w nie ukrywajmy... parszywy sposób. 4. Jeżeli nie umiesz odróżnić opłacanych (nie tak częstych w istocie) recenzji, od tych prawdziwych i twierdzisz, że się w tym gubisz, no to nie wiem co napisać. Widocznie proponowany system kradzieży i ignorancji musiał odnieść sukces :-)
(06-12-2018, 18:32)Użytkownik usunięty napisał(a): Bardzo słuszna uwaga. A odnosząc ją do tematyki filmowej, to każdy świętoszek, podkreślający swoją wyższość moralną z tego tylko powodu, że kupuje oryginalne filmy, pozwalając zarabiać twórcom i producentom niech pamięta, że fizycznie te nośniki powstają ciężką pracą małych, chińskich rączek, opłacanych miską ryżu dziennie. A sukces twórców i producentów często dokonuje się przy wydatnym udziale krzywdy rzesz stażystów i asystentek, tyrających nierzadko za niewiele więcej, niż właściciele małych, chińskich rączek Wink
Naprawdę polecam sprawdzić gdzie są wydawane i tłoczone filmy :-D Bo już robi się przeginka. Z drugiej strony stawiasz... asystentki i stażystów? Ludzi, którzy ŚWIADOMIE i z WŁASNEJ WOLI trafili do tego biznesu i w nim pracują? Którzy robią to z jakiegoś powodu i jednak mają pewne prawa za nimi stojące. System jest daleki od ideału, to jasne, ale stawiać to jako argument za piractwem i jeszcze stawiać gdzieś obok wyzysku w chinach (który swoja drogą stopniowo maleje, a Chiny stawiają na wzbogacanie się niskich/średnich klas społecznych i klienta wewnętrznego swoich wyrobów )... no to już jest wariactwo.
Ogółem ze zbioru wypowiedzi wychodzi mi, że zrobisz, powiesz i przeinaczysz wszystko byle wyszło na twoje i pod twój punkt widzenia (Trolling?). Piractwo zamyka się w zdaniu "Ktoś prosi o zapłatę. Szanujesz to i płacisz." i tyle. Występowanie przeciw temu robi z ciebie zwykłego chama i złodzieja. W zasadzie na tym koniec. Reszta to otoczki, racjonalizacje i pomylone drogi argumentacji. Dalej idąc... twierdzenie w stylu "o filmy walczy, a olej palmowy wpierdala" (to trochę do Pai-Chi-Wo) jest wręcz kuriozalne. Niestety ludzie nie mogą walczyć o wszystko i są zmanipulowani na wielu płaszczyznach. Jedni będą dbać o stację rynku wydawniczego, a inni o szerzenie weganizmu. Tak to działa i super gdyby w końcu te wpływy z różnych dziedzin życia się przeplatały. Dodatkowo na mało rzeczy ludzie mają aż tyle wpływu, co na piractwo. Bo ono "leży" dosłownie na naszych monitorach i mamy MASĘ alternatyw dla niego. Mało co dotyka nas tak blisko i bezpośrednio. Nie miałem nawet czasu na pisanie tego wywodu, ale z takimi banialukami trzeba walczyć.