Jestem w tej grupce osób, które bardzo lubią Prometeusza. Od seansu kinowego, po późniejsze domowe powtórki - cały czas ma on u mnie wysokie noty. Jasne, nie można mu było zaprzeczyć tego że miał swoje głupotki, w paru miejscach próbował skakać wyżej niż potrafi, a prócz tego nie działał jako pełnoprawny prequel Obcego. Miał jednak zdecydowanie więcej plusów: budowanie ciekawej mitologii, genialne zdjęcia, świetna oprawa muzyczna, bardzo fajny klimat. Traktowałem ten film jako naprawdę ciekawy, całkiem dobry aktorsko, świetny wizualnie i wciągający spin-off dziejący się w uniwersum Obcego, który swoim zakończeniem definitywnie pokazywał że zamierza iść w swoją stronę - zostawiając Xenomorphy i linię fabularną pierwszego Aliena gdzieś w tyle. Niedługo po premierze Prometeusza pojawiały się pierwsze informacje na temat sequela, mającym traktować o odkrywaniu planety Inżynierów, rozwijania wątków zaczętych w Prometeuszu, i dalszych historii związanych z Elizabeth Shaw oraz Davidem (najprawdopodobniej rozciągniętych do rozmiarów trylogii). Już cieszyłem japę, bo z samego zarysu nadchodzącej fabuły wynikało że mogło wyjść z tego coś naprawdę fajnego - szczególnie że motyw "grupa-naukowców-odkrywa-nową-planetę-i-zachowuje-się-jak-kompletni-idioci" mamy już za sobą, więc można skupić się na tym co w Prometeuszu naprawdę grało.
Zapowiadało się dobrze. No, ale rzeczywistość jest jednak suką, bo Ridley Scott się przez 6 lat zdążył rozmyślić - zdecydował że woli jednak skupić się na powrocie do Xenomorphów i budowaniu fabularnego pomostu do pierwszego Aliena, a pomysł na robienie ciekawego spinoffu, które mogłoby być naprawdę dobrym sci-fi, to można w sumie wyrzucić do śmietnika. Co więc przynosi nam "Obcy: Przymierze"?
Minusy:
-> na wypadek gdyby widz zapomniał co było śmierdzącą częścią Prometeusza, to mamy (ponad?) połowę filmu będącą festiwalem jeszcze gorszego debilizmu - ludzie popełniający w chuj irracjonalne decyzje, a mający być wyszkoloną załogą statku kosmicznego.
-> zakończenie wątków Prometeusza w formie "ej weźmy zamiećmy to pod dywan, może się nikt nie kapnie" - mamy więc historię rodem ze średnich fan-ficów, zabijającą na wieki wieków całkiem spory potencjał
-> niezwykle płytkie wytłumaczenie genezy Xenomorphów - David mający stać za ich stworzeniem? Jeśli już postawili na tworzenie prequelów Aliena, to powinni opieprzyć Prometeusza w całości i wymyślić coś naprawdę oryginalnego, a nie łączyć dwie fabuły w jedno i tworzyć z tego niestrawną papkę.
-> ten plot twist na samym końcu filmu? heh, chyba tylko dla tych ludzi którzy oglądali go tylko przez ostatnie 20 minut, a prócz tego sprowadzający intelekt głównej bohaterki do poziomu kaktusa. Było to coś tak oczywistego, że naprawdę miałem nadzieję że nie pójdą tą drogą - ale jednak poszli
-> film jest niezwykle pocięty - widać to już na samym przykładzie Jamesa Franco, którego rola w tym filmie początkowo miała obejmować coś z co najmniej 20 minut (nakręconych scen!), a finalnie trwa chyba 30 sekund (i to jakich)
-> nowi bohaterowie są niezwykle płytcy, nieinteresujący, i jak wcześniej wspomniałem - niewiarygodnie tępi (prysznic w zapomnianej świątyni na obcej planecie, wiedząc że gdzieś w okolicy grasuje mordercza istota - sam nie wiem, to już komedia czy jeszcze dramat?)
-> cykl rozwoju obcego można porównać do skrajnie przejaskrawionych reklam maści na porost włosów
-> czy mi się już miesza w głowie, czy obcy zaraz po narodzeniu machał porozumiewawczo do Davida swoimi kończynami?
Plusy:
-> trochę nostalgii
-> trochę dobrych scen
-> nawet dobre CGI
-> świetne zdjęcia
-> warstwa audiowizualna na wysokim poziomie
-> całkiem przyjemny set-design na planecie Inżynierów
Podsumowując. Film jest: 1) gigantycznym kopem w jaja dla fanów Prometeusza którzy mieli nadzieję na rozwinięcie rozpoczynającej się w nim historii 2) trochę mniejszym kopem w jaja dla fanów Aliena, którzy chcieli mieć prequel z krwi i kości dopisujący naprawdę ciekawą historią 3) niestrawną papką dla ludzi chcących dobrego sci-fi 4) filmem który ucierpiał na różnego rodzaju wycinkach scen. Ale zdjęcia ma ładne.
Na sequele (bo mają być aż dwa? :S) jakoś nie czekam, nie wydaje mi się żeby można odratować tę historię w jakiś sensowny sposób. Jak wyjdzie jakiś Director's Cut to obejrzę, ale jeśli nie - to nie zanosi się na szybką dobrowolną powtórkę. Aktualny ranking filmów z tej serii: Alien > Aliens > Prometheus > Alien 3 > Alien: Covenant > Alien: Resurrection (chociaż przynajmniej to można traktować jako coś z pogranicza kampu, a Przymierze traktuje siebie bardzo poważnie).
Zapowiadało się dobrze. No, ale rzeczywistość jest jednak suką, bo Ridley Scott się przez 6 lat zdążył rozmyślić - zdecydował że woli jednak skupić się na powrocie do Xenomorphów i budowaniu fabularnego pomostu do pierwszego Aliena, a pomysł na robienie ciekawego spinoffu, które mogłoby być naprawdę dobrym sci-fi, to można w sumie wyrzucić do śmietnika. Co więc przynosi nam "Obcy: Przymierze"?
Minusy:
-> na wypadek gdyby widz zapomniał co było śmierdzącą częścią Prometeusza, to mamy (ponad?) połowę filmu będącą festiwalem jeszcze gorszego debilizmu - ludzie popełniający w chuj irracjonalne decyzje, a mający być wyszkoloną załogą statku kosmicznego.
-> zakończenie wątków Prometeusza w formie "ej weźmy zamiećmy to pod dywan, może się nikt nie kapnie" - mamy więc historię rodem ze średnich fan-ficów, zabijającą na wieki wieków całkiem spory potencjał
-> niezwykle płytkie wytłumaczenie genezy Xenomorphów - David mający stać za ich stworzeniem? Jeśli już postawili na tworzenie prequelów Aliena, to powinni opieprzyć Prometeusza w całości i wymyślić coś naprawdę oryginalnego, a nie łączyć dwie fabuły w jedno i tworzyć z tego niestrawną papkę.
-> ten plot twist na samym końcu filmu? heh, chyba tylko dla tych ludzi którzy oglądali go tylko przez ostatnie 20 minut, a prócz tego sprowadzający intelekt głównej bohaterki do poziomu kaktusa. Było to coś tak oczywistego, że naprawdę miałem nadzieję że nie pójdą tą drogą - ale jednak poszli
-> film jest niezwykle pocięty - widać to już na samym przykładzie Jamesa Franco, którego rola w tym filmie początkowo miała obejmować coś z co najmniej 20 minut (nakręconych scen!), a finalnie trwa chyba 30 sekund (i to jakich)
-> nowi bohaterowie są niezwykle płytcy, nieinteresujący, i jak wcześniej wspomniałem - niewiarygodnie tępi (prysznic w zapomnianej świątyni na obcej planecie, wiedząc że gdzieś w okolicy grasuje mordercza istota - sam nie wiem, to już komedia czy jeszcze dramat?)
-> cykl rozwoju obcego można porównać do skrajnie przejaskrawionych reklam maści na porost włosów
-> czy mi się już miesza w głowie, czy obcy zaraz po narodzeniu machał porozumiewawczo do Davida swoimi kończynami?
Plusy:
-> trochę nostalgii
-> trochę dobrych scen
-> nawet dobre CGI
-> świetne zdjęcia
-> warstwa audiowizualna na wysokim poziomie
-> całkiem przyjemny set-design na planecie Inżynierów
Podsumowując. Film jest: 1) gigantycznym kopem w jaja dla fanów Prometeusza którzy mieli nadzieję na rozwinięcie rozpoczynającej się w nim historii 2) trochę mniejszym kopem w jaja dla fanów Aliena, którzy chcieli mieć prequel z krwi i kości dopisujący naprawdę ciekawą historią 3) niestrawną papką dla ludzi chcących dobrego sci-fi 4) filmem który ucierpiał na różnego rodzaju wycinkach scen. Ale zdjęcia ma ładne.
Na sequele (bo mają być aż dwa? :S) jakoś nie czekam, nie wydaje mi się żeby można odratować tę historię w jakiś sensowny sposób. Jak wyjdzie jakiś Director's Cut to obejrzę, ale jeśli nie - to nie zanosi się na szybką dobrowolną powtórkę. Aktualny ranking filmów z tej serii: Alien > Aliens > Prometheus > Alien 3 > Alien: Covenant > Alien: Resurrection (chociaż przynajmniej to można traktować jako coś z pogranicza kampu, a Przymierze traktuje siebie bardzo poważnie).