(24-01-2017, 13:54)misfit napisał(a): Ja takiego odczucia u siebie nie mam. A zdarza mi się też oglądać te same filmy i z napisami i bez (gdy oglądam sam - co się zdarza jednak rzadko).Ja tez nigdy nie miałem odczucia, że coś mi umyka, czy że czytanie napisów mi w czymkolwiek przeszkadza. A potem oglądany pięc razy z napisami film obejrzałem z lektorem i zauważyłem cos na drugim planie o czym wcześniej nie miałem pojęcia. Tu nie chodzi o to, że ucieka ci wątek, że się nie możesz połapać itp. tylko o to, że zwyczajnie nie masz czasu przyglądać się szczegółom.
I to też nie jest tak, że w każdym filmie nagle widzę coś, czego nie widziałem. Nie, ale w kilku zdarzyło się to i owo zauważyć, poza tym jak oglądam np film Malicka, to wolę móc chłonąc bez przeszkód serwowane przez niego ujęcia, niż tracić choćby ten ułamek sekundy na napisy (i Cienką Czerwoną obejrzałem po raz pierwszy z lektorem). Angielski rozumiem na tyle, że mógłbym oglądać z angielskimi napisami, ale to wciąż napisy, bez nich mogę sobie pozwolić na oglądanie filmów, które dobrze znam, ale że nigdy nie oglądam filmów sam, to polska wersja musi być, a skoro tak, to aktualnie jesli moge oglądać z lektorem, oglądam z lektorem - bywają jednak wyjątki - np Deadpoola oglądałem z napisami, bo okazało się, że lektor czyta złagodzone tłumaczenie.
A skoro już o tłumaczeniach mowa to dla mnie też ważny czynnik, często wpływa na to, że oglądam filmy z lektorem, bo tylko w takiej wersji mam ulubione tłumaczenie (np Robocopa inaczej niż z Łukomskim z TVP nie oglądam, lektor z Blu-ray czyta słabe tłumaczenie). I tak, dobre tłumaczenie jest dla mnie ważniejsze niż wszelkie DTSHDMA bez względu na to ile razy Wolfman będzie powtarzał jak ważna jest jakość dźwięku. Takie Pulp Fiction MUSI być z lektorem i ma to być tłumaczenie Gałązki (które czyta Kozioł albo Knapik) albo Arno-Jaworowskiego (w wykonaniu Łukomskiego), Kill Billa też inaczej niż z Brzostyńskim nie oglądam.
A córce Star Warsy po raz pierwszy pokażę z Knapikiem. Z dubbingiem ich nie zobaczy
Czuubakka napisał(a):Angielski teraz to prawie każdy zna.
Nie powiedziałbym. Wśród znajomych, nie licząc tych którzy jakiś czas mieszkali na wyspach, mam może ze dwie osoby, które mogłyby oglądać filmy po angielsku (a i tak tego nie robią).
Przy okazji - swoją gadką o tym na ile rozumeisz angielski tylko udowadniasz, że nawet nie ogarniasz sedna sprawy. Nie ma sensu prowadzić dyskusji z kims, kto nawet nie rozumie, czego ona dotyczy.
Cytat:Jakoś nie zauważyłem że mi coś umyka.To jest sedno sprawy. To, że czegoś nie zauważasz nie znaczy, że tak się nie dzieje.
Możesz sobie zaprzeczać ile chcesz, wartośc tych wypowiedzi jako argumentu w tej konkretnej dyskusji pozostaje zerowa.