05-07-2016, 13:12
Powtórka BvS w Ultimate Edition, która jest jedyną słuszną wersją tego filmu i do innej nie planuję wracać! Bo owszem, jednak planuję zakup na Blu-ray i kolejne powtórki w przyszłości.
Nowa wersja dodała sporo materiału i to dobrego materiału. Śledztwo Lois zostało poszerzone, dzięki czemu nie wydaje się już postacią, której scenariusz na siłę stara się znaleźć jakieś zajęcie, ona je ma. Śledztwo Clarka i w ogóle wszystkie nowe fragmenty z nim też przydają się do lepszego zaprezentowania tej postaci. Dzięki temu w końcu możemy zobaczyć scenę, w której postać Marthy zostaje wprowadzona do tej historii (rozmowa przez telefon), a nie pojawia się z czapy z minutowej rozmowie z Supermanem na farmie w środku filmu. Poszerzenie akcji na pustynni, wątków czarnoskórej dziewczyny z przesłuchania, kolesia w pierdlu, którego oznaczył Batman - wszystko to pomaga w o wiele lepszym przedstawieniu knowań Luthora, jego wrabianiu Supermana, oraz zrozumieniu skąd niepewność i nienawiść przeciw niemu wśród ludzi. Dodana scena ze Steppenwolfem powinna pojawić się już w kinie(!) skoro ma zapowiadać wroga dla Ligii Sprawiedliwości, no i dzięki niej lepiej możemy zrozumieć co bredzi Lex za kratkami i czemu Bruce chce zebrać pozostałych meta-ludzi. Mimo ponad 30 minut dłuższego metrażu, to ta wersja ma lepsze tempo, pokazywanie wątków różnych postaci jest lepiej wyważone i nie ma tylu problemów montażowych.
To w sumie tyle. Żeby nie było tak słodko, "Ultimate Edition" nie naprawia największych bolączek tego zmarnowanego filmu.
Przede wszystkim - jest za długi. Paradoksalnie, bo w dłuższej wersji jest lepszy, ale i tak za długi. Za dużo tu wątków i postaci: śledztwo Lois i tego pocisku, śledztwo Bruce'a za "Białym Portugalczykiem", działania Lexa, śledztwo "Pani Prince" (inaczej w filmie się do niej nie zwracają), problemy Supermana, historie mniej ważnych postaci, których jest od groma, niebywale zbędna amazońska wojowniczka bez imienia, która pojawia się w filmie tylko by wyreklamować swój przyszły film, film o Lidze Sprawiedliwości, oraz tureckie linie lotnicze, a także wszelkie gościnne występy i ester eggi. Film trwa ponad 3 godziny i jest zdecydowanie zbyt męczący. Nie pomaga mu mała ilość akcji, które w dodatku są bardzo słabe, większość jest spektakularnie głupia (tytułowy pojedynek powinien się skończyć z 10 razy i to zwycięstwem Supermana, lub przerwaniem walki) i nie wzbudzają u mnie większych emocji.
Drugim najpoważniejszym problemem BvS jest niezrozumienie postaci. Snyder zrobił z Batmana ciągle wkurzonego mordercę (lubię Afflecka w tej roli, ale do Keatona i Bale'a mu bardzo daleko, może z innym scenariuszem i innym reżyserem będzie lepiej). Supermana zmarnował całkowicie i nie wiadomo dokąd go prowadzi - a przecież Cavill nie jest złym aktorem, a rola Kal-Ela nie wymaga nie wiadomo jakich umiejętności. Ponownie, Henry z lepszym scenariuszem i innym reżyserem mógłby być świetnym Supermanem, a tak, sromotnie ustępuje Christopherowi Reeve'owi. Rozbrajające jest tez to, co Snyder zrobił z Jimmy Olsenem i wytłumaczenie jego roli. Zamiast młodego fotografa w DailyPlanet pokazano tajnego agenta CIA, który ginie po 3 minutach na ekranie, bo "...nie było dla niego miejsca w tej historii". TO TRZEBA BYŁO GO W OGÓLE NIE ROBIĆ! Tak jak w pierwszej części. A miejsce dla Wonder Woman w tym filmie było? Nie wydaje mi się, a i tak jest wciśnięta.
Jednak pomarańczą wśród mandarynek jest tutaj Luthor. Zrozumiałbym, gdyby Snyder znudzony ciągle tym samym Lexem we wszystkich filmach postanowił odejść od komiksowego pierwowzoru i zrobić coś nowego.. ale Luthora takiego jak w komiksach albo serialu animowanym nigdy na dużym ekranie nie było! Po co było go zmieniać w to coś? Jesse Eisenberg szarżuje w najgorszy możliwy sposób, gra OOOoooogromnego psychola, bardziej przypomina Jokera niż Luthora, no i nie ma żadnej sensownie nakreślonej motywacji (coś tam tylko raz wspomina o bijącym go ojcu). Jest dziwacznie, poniekąd komicznie zagranym miliarderem, który w co drugiej scenie musi opowiadać "mój ojciec to, mój ojciec tamto, mój ojciec siamto". Totalnie nie podoba mi się ta interpretacja tej postaci. Filmu oczywiście nie ratują dwa poboczne czarne charaktery: KGBeast'a nie znam i jest tu nijaki, a Doomsdaya mogłoby w ogóle nie być, wybrałbym kilku innych przeciwników w jego miejsce.
Jak już jestem przy Luthorze to przypomnę fakt autentyczny - TEN FILM JEST GŁUPI! Ale to tak głupi, że aż inne głupie filmy wypadają przy nim mniej głupio. I nie pisze tu o rekordowo szybko wystrzelonej atomówce w finale, o folderze Luthora, który ponazywał i powymyślał loga członkom Ligii sprawiedliwości, ani o żadnym innym idiotyzmie, o których pisałem już w swojej recenzji prosto po wyjściu z kina. Przy powtórce dostrzegłem kolejną dawkę głupot, których pewnie jest tam jeszcze niezła kopalnia. Moje ulubione, związane z Luthorem:
1. W filmie pada tekst, że ograniczono wybuch Kapitolu, pokrywając wózek Keefe'go ołowiem. Nie wiem ile by się zmieściło w tym wózeczku, ale wybuch był taki, jakby załadowali do niego cysternę z nitrogliceryną! Ciekawe jak by pierdykło bez warstwy ołowiu? Może to była atomówka?
2. Luthor w ciągu jednego dnia został: złapany, oskarżony, skazany, osadzony (nazywany jest "więźniem + nr") i ogolony na łyso (jakie więzienia tak robią? chyba tylko Fiorina 161 Furia) w ciągu JEDNEGO DNIA! Już jako łysy jest umieszczony na fotce w gazecie, którą czyta Perry o wydarzeniach z Metropolis i Gotham sprzed jednego dnia, a Batman gadał z nim jeszcze przed pogrzebem Clarka! XD
Wciąż nie podobają mi się odpychające swoją komputerowością efekty CGI (niech Snyder w końcu założy jakieś okulary i zadzwoni po IL&M), nijaka muzyka (poza motywami z MoS jedynym charakterystycznym motywem jest ten Luthora, reszta to pompatyczne, za głośne i silące się na budowanie dramatyzmu pierdy instrumentów), nieciekawe sceny akcji, zdjęcia też są nieszczególne, no ogólnie wszystko to w czym Człowiek ze stali był świetny, BvS nie jest. To zmarnowany potencjał i okropnie popsuty film.
Po powtórce podwyższam ocenę do 5/10 ale myślę, że byłoby przynajmniej oczko niżej, gdybym nie był tak wielkim fanem Batmana, fanem Man of Steel i fanem Cavilla.
Ostatnia kwestia, bo jest tak jak przypuszczałem. Czy ktoś mi powie, za co ta eRka? Zero nagości, zero papierosów, zero narkotyków, poziom przemocy taki sam jak w kinie. W "Ultimte Edition" pada jeden "fuck" - dopuszczalny w PG-13 (mogą paść nawet dwa) - i dodano trochę krwi przy strzelaninach + plama krwi w walce Batmana z najemnikami pilnującymi Marthę. Nawet ubiegłoroczny Marsjanin z Mattem Damonem dostał PG-13 (co po seansie solidnie mnie zaskoczyło), a BvS eRkę! Gratulację MPAA, znowu się popisaliście.
Nowa wersja dodała sporo materiału i to dobrego materiału. Śledztwo Lois zostało poszerzone, dzięki czemu nie wydaje się już postacią, której scenariusz na siłę stara się znaleźć jakieś zajęcie, ona je ma. Śledztwo Clarka i w ogóle wszystkie nowe fragmenty z nim też przydają się do lepszego zaprezentowania tej postaci. Dzięki temu w końcu możemy zobaczyć scenę, w której postać Marthy zostaje wprowadzona do tej historii (rozmowa przez telefon), a nie pojawia się z czapy z minutowej rozmowie z Supermanem na farmie w środku filmu. Poszerzenie akcji na pustynni, wątków czarnoskórej dziewczyny z przesłuchania, kolesia w pierdlu, którego oznaczył Batman - wszystko to pomaga w o wiele lepszym przedstawieniu knowań Luthora, jego wrabianiu Supermana, oraz zrozumieniu skąd niepewność i nienawiść przeciw niemu wśród ludzi. Dodana scena ze Steppenwolfem powinna pojawić się już w kinie(!) skoro ma zapowiadać wroga dla Ligii Sprawiedliwości, no i dzięki niej lepiej możemy zrozumieć co bredzi Lex za kratkami i czemu Bruce chce zebrać pozostałych meta-ludzi. Mimo ponad 30 minut dłuższego metrażu, to ta wersja ma lepsze tempo, pokazywanie wątków różnych postaci jest lepiej wyważone i nie ma tylu problemów montażowych.
To w sumie tyle. Żeby nie było tak słodko, "Ultimate Edition" nie naprawia największych bolączek tego zmarnowanego filmu.
Przede wszystkim - jest za długi. Paradoksalnie, bo w dłuższej wersji jest lepszy, ale i tak za długi. Za dużo tu wątków i postaci: śledztwo Lois i tego pocisku, śledztwo Bruce'a za "Białym Portugalczykiem", działania Lexa, śledztwo "Pani Prince" (inaczej w filmie się do niej nie zwracają), problemy Supermana, historie mniej ważnych postaci, których jest od groma, niebywale zbędna amazońska wojowniczka bez imienia, która pojawia się w filmie tylko by wyreklamować swój przyszły film, film o Lidze Sprawiedliwości, oraz tureckie linie lotnicze, a także wszelkie gościnne występy i ester eggi. Film trwa ponad 3 godziny i jest zdecydowanie zbyt męczący. Nie pomaga mu mała ilość akcji, które w dodatku są bardzo słabe, większość jest spektakularnie głupia (tytułowy pojedynek powinien się skończyć z 10 razy i to zwycięstwem Supermana, lub przerwaniem walki) i nie wzbudzają u mnie większych emocji.
Drugim najpoważniejszym problemem BvS jest niezrozumienie postaci. Snyder zrobił z Batmana ciągle wkurzonego mordercę (lubię Afflecka w tej roli, ale do Keatona i Bale'a mu bardzo daleko, może z innym scenariuszem i innym reżyserem będzie lepiej). Supermana zmarnował całkowicie i nie wiadomo dokąd go prowadzi - a przecież Cavill nie jest złym aktorem, a rola Kal-Ela nie wymaga nie wiadomo jakich umiejętności. Ponownie, Henry z lepszym scenariuszem i innym reżyserem mógłby być świetnym Supermanem, a tak, sromotnie ustępuje Christopherowi Reeve'owi. Rozbrajające jest tez to, co Snyder zrobił z Jimmy Olsenem i wytłumaczenie jego roli. Zamiast młodego fotografa w DailyPlanet pokazano tajnego agenta CIA, który ginie po 3 minutach na ekranie, bo "...nie było dla niego miejsca w tej historii". TO TRZEBA BYŁO GO W OGÓLE NIE ROBIĆ! Tak jak w pierwszej części. A miejsce dla Wonder Woman w tym filmie było? Nie wydaje mi się, a i tak jest wciśnięta.
Jednak pomarańczą wśród mandarynek jest tutaj Luthor. Zrozumiałbym, gdyby Snyder znudzony ciągle tym samym Lexem we wszystkich filmach postanowił odejść od komiksowego pierwowzoru i zrobić coś nowego.. ale Luthora takiego jak w komiksach albo serialu animowanym nigdy na dużym ekranie nie było! Po co było go zmieniać w to coś? Jesse Eisenberg szarżuje w najgorszy możliwy sposób, gra OOOoooogromnego psychola, bardziej przypomina Jokera niż Luthora, no i nie ma żadnej sensownie nakreślonej motywacji (coś tam tylko raz wspomina o bijącym go ojcu). Jest dziwacznie, poniekąd komicznie zagranym miliarderem, który w co drugiej scenie musi opowiadać "mój ojciec to, mój ojciec tamto, mój ojciec siamto". Totalnie nie podoba mi się ta interpretacja tej postaci. Filmu oczywiście nie ratują dwa poboczne czarne charaktery: KGBeast'a nie znam i jest tu nijaki, a Doomsdaya mogłoby w ogóle nie być, wybrałbym kilku innych przeciwników w jego miejsce.
Jak już jestem przy Luthorze to przypomnę fakt autentyczny - TEN FILM JEST GŁUPI! Ale to tak głupi, że aż inne głupie filmy wypadają przy nim mniej głupio. I nie pisze tu o rekordowo szybko wystrzelonej atomówce w finale, o folderze Luthora, który ponazywał i powymyślał loga członkom Ligii sprawiedliwości, ani o żadnym innym idiotyzmie, o których pisałem już w swojej recenzji prosto po wyjściu z kina. Przy powtórce dostrzegłem kolejną dawkę głupot, których pewnie jest tam jeszcze niezła kopalnia. Moje ulubione, związane z Luthorem:
1. W filmie pada tekst, że ograniczono wybuch Kapitolu, pokrywając wózek Keefe'go ołowiem. Nie wiem ile by się zmieściło w tym wózeczku, ale wybuch był taki, jakby załadowali do niego cysternę z nitrogliceryną! Ciekawe jak by pierdykło bez warstwy ołowiu? Może to była atomówka?
2. Luthor w ciągu jednego dnia został: złapany, oskarżony, skazany, osadzony (nazywany jest "więźniem + nr") i ogolony na łyso (jakie więzienia tak robią? chyba tylko Fiorina 161 Furia) w ciągu JEDNEGO DNIA! Już jako łysy jest umieszczony na fotce w gazecie, którą czyta Perry o wydarzeniach z Metropolis i Gotham sprzed jednego dnia, a Batman gadał z nim jeszcze przed pogrzebem Clarka! XD
Wciąż nie podobają mi się odpychające swoją komputerowością efekty CGI (niech Snyder w końcu założy jakieś okulary i zadzwoni po IL&M), nijaka muzyka (poza motywami z MoS jedynym charakterystycznym motywem jest ten Luthora, reszta to pompatyczne, za głośne i silące się na budowanie dramatyzmu pierdy instrumentów), nieciekawe sceny akcji, zdjęcia też są nieszczególne, no ogólnie wszystko to w czym Człowiek ze stali był świetny, BvS nie jest. To zmarnowany potencjał i okropnie popsuty film.
Po powtórce podwyższam ocenę do 5/10 ale myślę, że byłoby przynajmniej oczko niżej, gdybym nie był tak wielkim fanem Batmana, fanem Man of Steel i fanem Cavilla.
Ostatnia kwestia, bo jest tak jak przypuszczałem. Czy ktoś mi powie, za co ta eRka? Zero nagości, zero papierosów, zero narkotyków, poziom przemocy taki sam jak w kinie. W "Ultimte Edition" pada jeden "fuck" - dopuszczalny w PG-13 (mogą paść nawet dwa) - i dodano trochę krwi przy strzelaninach + plama krwi w walce Batmana z najemnikami pilnującymi Marthę. Nawet ubiegłoroczny Marsjanin z Mattem Damonem dostał PG-13 (co po seansie solidnie mnie zaskoczyło), a BvS eRkę! Gratulację MPAA, znowu się popisaliście.