Czy oglądanie filmów panoramicznych w domowych warunkach ma sens?
Jednym z moich kryteriów zakupowych jest pozyskiwanie filmów z historycznym AR. Widzę trochę tego na półce. Kurczę, mógłbym pisać i pisać, ale kto będzie to czytał? Dziś spróbuję okazać wyjątkową powściągliwość.
Zdanie, które zaraz przeczytacie powinno puentować całą dyskusję z Mefisto. Zabrzmi ono prowokacyjnie: W XXI wieku jesteśmy „ruchani” przez producentów filmów „panoramicznych”. Super 35 to żaden szeroki format. To pójście na łatwiznę i zauważalne oszczędności na etapie produkcji. Osoby dociekliwe szybko ustalą co mam na myśli.
Mefisto napisał (proszę przeczytać jego wypowiedź z uwagą):
Na marginesie, to i ja na swoim absolutnie normalnym telewizorku średniego formatu jestem w stanie zobaczyć różnicę między autentyczną panoramą, a jakimkolwiek innym formatem. Tylko co z tego, skoro na samym spostrzeżeniu się skończy, bo przykładowe 70 mm będzie tam ściśnięte, żeby zmieścić się na ekranie. Zatem nigdy by mi do głowy nie przyszło, żeby kupić Nienawistną ósemkę ze względu na doświadcznie magii Ultra Panavision 70, bo tą mogę jedynie doświadczyć w kinie, które jest w stanie obsłużyć ten format.
Zgoda. Nie zamierzam się kłócić z przedmówcą. Ba, nawet dodam, że odradzam zakup płyty Ultra Panavision 70 właścicielom odbiorników 4:3! Irytacja gwarantowana.
Mefisto zręcznie wybrnął z próby zaatakowania „mojej recepty” na panoramę w domu (?). Brawo! „Absolutnie normalny telewizorek średniego formatu” nie zagwarantuje wrażeń podczas oglądania obrazów typu Cinerama. Niezmiennie powtarzam – kino domowe to nie telewizor, lecz rzutnik i byczy ekran! Powtórzę – duży ekran!
Na półce widzę:
1. „Casablanca” (1942). Klasyczny AR 1.37:1.
2. „Vertigo” (1958). Dość sensowna panorama w systemie VistaVision, AR 1.85:1.
3. „Jak poślubić milionera” (1953). Pionierski film Cinemascope, AR 2.55:1 (zeskanowano negatyw pozbawiony ścieżki audio).
4. „The Best of Cinerama” (1963), AR 2.56:1.
Teraz obiecana „medytacja” (właściciele projektorów mogą przeprowadzić eksperyment „organoleptycznie”).
Siedzimy przed ekranem projekcyjnym o wielkości 100 cali lub dużo większym. Parametry cudeńka wynoszą jakieś 2.39:1, a kurtyny starannie zasłaniają jego szarą i nieco chropowatą powierzchnię. Zaczyna się. Tak jak w dawnym kinie zauważamy tylko tę część projekcyjną, która licuje z szerokością kroniki filmowej (lub „Casablanki”). Wrażenia można ocenić jako poprawne. Ot, na sporym „telewizorze” oglądamy czarno białe starocie. W pewnym momencie kurtyny rozsuwają się dalej. Wow! Film „Vertigo” postrzegamy jako zauważalnie szerszy! Tu nie ma żadnej sztuczki. Doświadczamy efektu panoramy. Na tym nie koniec. Precyzyjny mechanizm odsłaniający ekran stopniowo uwidacznia jego pełną szerokość. W kinach często towarzyszyły temu brawa (może za wyjątkiem seansów Mosfilmu). W domu oklaski raczej trącą myszką. Zatem wypada jedynie pozwolić spokojnie opaść szczenie. Cinemascope robi wrażenia, i tyle.! Oczywiście Cinerama również.
To tyle, tak krótko.
Co do zasady filmów nie oglądam na telewizorkach lub nawet telewizorach. Magia kina to projektor plus byczy ekran. Właśnie planuję kupno kolejnego, jeszcze większego…
Niech żyją kina domowe! Hura!
Na tym kończę tę ciekawą dyskusję. W kwestii panoramy oraz dużych ekranów projekcyjnych zdania nie zmienię.
Jednym z moich kryteriów zakupowych jest pozyskiwanie filmów z historycznym AR. Widzę trochę tego na półce. Kurczę, mógłbym pisać i pisać, ale kto będzie to czytał? Dziś spróbuję okazać wyjątkową powściągliwość.
Zdanie, które zaraz przeczytacie powinno puentować całą dyskusję z Mefisto. Zabrzmi ono prowokacyjnie: W XXI wieku jesteśmy „ruchani” przez producentów filmów „panoramicznych”. Super 35 to żaden szeroki format. To pójście na łatwiznę i zauważalne oszczędności na etapie produkcji. Osoby dociekliwe szybko ustalą co mam na myśli.
Mefisto napisał (proszę przeczytać jego wypowiedź z uwagą):
Na marginesie, to i ja na swoim absolutnie normalnym telewizorku średniego formatu jestem w stanie zobaczyć różnicę między autentyczną panoramą, a jakimkolwiek innym formatem. Tylko co z tego, skoro na samym spostrzeżeniu się skończy, bo przykładowe 70 mm będzie tam ściśnięte, żeby zmieścić się na ekranie. Zatem nigdy by mi do głowy nie przyszło, żeby kupić Nienawistną ósemkę ze względu na doświadcznie magii Ultra Panavision 70, bo tą mogę jedynie doświadczyć w kinie, które jest w stanie obsłużyć ten format.
Zgoda. Nie zamierzam się kłócić z przedmówcą. Ba, nawet dodam, że odradzam zakup płyty Ultra Panavision 70 właścicielom odbiorników 4:3! Irytacja gwarantowana.
Mefisto zręcznie wybrnął z próby zaatakowania „mojej recepty” na panoramę w domu (?). Brawo! „Absolutnie normalny telewizorek średniego formatu” nie zagwarantuje wrażeń podczas oglądania obrazów typu Cinerama. Niezmiennie powtarzam – kino domowe to nie telewizor, lecz rzutnik i byczy ekran! Powtórzę – duży ekran!
Na półce widzę:
1. „Casablanca” (1942). Klasyczny AR 1.37:1.
2. „Vertigo” (1958). Dość sensowna panorama w systemie VistaVision, AR 1.85:1.
3. „Jak poślubić milionera” (1953). Pionierski film Cinemascope, AR 2.55:1 (zeskanowano negatyw pozbawiony ścieżki audio).
4. „The Best of Cinerama” (1963), AR 2.56:1.
Teraz obiecana „medytacja” (właściciele projektorów mogą przeprowadzić eksperyment „organoleptycznie”).
Siedzimy przed ekranem projekcyjnym o wielkości 100 cali lub dużo większym. Parametry cudeńka wynoszą jakieś 2.39:1, a kurtyny starannie zasłaniają jego szarą i nieco chropowatą powierzchnię. Zaczyna się. Tak jak w dawnym kinie zauważamy tylko tę część projekcyjną, która licuje z szerokością kroniki filmowej (lub „Casablanki”). Wrażenia można ocenić jako poprawne. Ot, na sporym „telewizorze” oglądamy czarno białe starocie. W pewnym momencie kurtyny rozsuwają się dalej. Wow! Film „Vertigo” postrzegamy jako zauważalnie szerszy! Tu nie ma żadnej sztuczki. Doświadczamy efektu panoramy. Na tym nie koniec. Precyzyjny mechanizm odsłaniający ekran stopniowo uwidacznia jego pełną szerokość. W kinach często towarzyszyły temu brawa (może za wyjątkiem seansów Mosfilmu). W domu oklaski raczej trącą myszką. Zatem wypada jedynie pozwolić spokojnie opaść szczenie. Cinemascope robi wrażenia, i tyle.! Oczywiście Cinerama również.
To tyle, tak krótko.
Co do zasady filmów nie oglądam na telewizorkach lub nawet telewizorach. Magia kina to projektor plus byczy ekran. Właśnie planuję kupno kolejnego, jeszcze większego…
Niech żyją kina domowe! Hura!
Na tym kończę tę ciekawą dyskusję. W kwestii panoramy oraz dużych ekranów projekcyjnych zdania nie zmienię.
„Ja paryskimi perfumami się nie perfumuję... Ja jeden wiem co tej ziemi jest potrzebne”.