02-03-2017, 20:01
Ktoś to w ogóle widział?! Z godzinę przeglądałem forum, aby znaleźć coś o tym filmie, bo nie mogłem uwierzyć, że o tak dobrym dziele nie ma dyskusji ...
Milczenie
|
02-03-2017, 20:01
Ktoś to w ogóle widział?! Z godzinę przeglądałem forum, aby znaleźć coś o tym filmie, bo nie mogłem uwierzyć, że o tak dobrym dziele nie ma dyskusji ...
Zamiast godzinę przeglądać forum trzeba było poświęcić 10 minut i parę słów o filmie napisać...
02-03-2017, 20:43
Ja widziałem, ale boje się zaspojlerować ;-) Fajny film, trzymał bardziej w napięciu niż "Przelecz ocalonych"
02-03-2017, 21:40
(02-03-2017, 20:01)whiteHussar napisał(a): Ktoś to w ogóle widział?Książkę widziałem, zakupiłem i przeczytałem. Naprawdę warto przeczytać.Teraz będzie czas na film, co by mieć porównanie.
O, czubaka wrócił. Film polecam, rewelacyjna produkcja od Scorsesego, ale bardzo osobista i wymagająca skupienia. Głównym zarzutem tego filmu jest to, że trwa zbyt długo. A ja mówię - stuknijcie się w łeb i spadajcie oglądać Transformersów. Na ekranie dzieje się cały czas, leniwym k*tasom odradzam.
06-03-2017, 18:14
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06-03-2017, 18:15 przez Szczepan600.)
Widziałem w dniu premiery i do tej pory nie mogę uwierzyć, że ten film stworzył Martin Scorsese. Mistrz kina zrobił film, który warsztatem mógłbym porównać do nieco zdolniejszego studenta szkoły filmowej. Powodów jest kilka (przedstawiam skrótowo, ale pewnie wyjdzie tego dużo, bo mnie ten film zwyczajnie wkurza): 1. Temat. Pominę fakt, iż ekranizacja tego dzieła już gościła na ekranach, bo chodzi mi głównie o wręcz dziecinne rozważania na temat wiary. Scorsese miał wolna rękę w pracy nad materiałem, ale otrzymujemy jedynie mało angażujące i bardzo demonizujące wyznawców buddyzmu rozważania i sceny, które przed każdym, kto zadumał się nad wiarą i religią dłużej niż kilka minut nie postawią ciekawych pytań. Problemy są jedynie pozornie poważne i "głębokie". Mogę zrozumieć kilka kontekstów historycznych, ale serwować to współczesnemu widzowi w takiej formie jest jak splunięcie do jego głowy. 2. Narracyjna żenada. Nie mam pojęcia jaki cudem Martin stwierdził, że ciągnięcie przez 3h narracji z offu to dobry pomysł. MS robi to często, ale tym razem temu zabiegowi brakuje tu podkładki go usprawiedliwiającej i finezji. Narratorów jest kilku, przy końcówce (I to nie żart) będzie nim "Jakiś facet", który nie pozwoli, by widz cokolwiek mógł zinterpretować na własną rękę. Narrator główny za to rozwieje wszelakie podobne wątpliwości w środku filmu i opowie nawet o tym co właśnie widać... ewentualnie o tym co mogłoby być spokojnie pokazane. Kino dosłownie opowiadane jak dla niedorozwiniętych, bez szacunku do inteligencji widza i dopowiadające każdą nieścisłość. Ktoś mógłby to wziąć za plus "że jest jasno" ale w filmie o takim temacie i zdjęciach (o nich za chwilę) trochę "ciszy" i "zadumy" starcia z tym słynnym milczeniem boga, surowością przyrody i dylematem dobrzy by zrobiło. Reżyser niestety nam to odbiera i "milczenie" jest tylko pozorne. 3. Technikalia. Zdjęcia są super! Przyznaję to! Szkoda, że nie jest super montaż, który pośpiesznie ścina tak ładnie nabudowane kadry. Do tego... to nie żart... sa tu montażowe wpadki na poziomie studenckim. Powtórzenia ujęć, niekonsekwencja cięć lub ich nieumotywowanie (sekundowe przenikanie z tyłka w środku ujęcia? PROSZĘ BARDZO!), fatalny dźwięk (skaczący poziom szumu w tle) to tylko niektóre problemy produkcji "mistrza". 4. Aktorstwo. O ile Adam Driver jest fajny (chociaż nie ma czego grać) to jest zarazem człowiekiem przez którego szybko wyjdą na jaw niedoskonałości Garfielda... z którym spędzimy większość czasu. Niema tragedii, ale to po prostu średni występ,średniego aktora. Laury jednak zgarnia postać Pana Inoune, która jest grana jak stereotyp Azjaty połączony z łotrem z jakiejś podróbki Bonda. Występ i postać napisana tak, że nie mogę uwierzyć, że stał za tym Martin Scorsese. Jest to wręcz paskudne. Na dodatek jasno ośmieszające i krzywdzące dla wyznawców Buddyzmu w tym filmie. Bo wedle Martina "Prawda jest jedna" i udowodni to dedykacja na końcu filmu. 5. Język i kultura. Wszyscy mówią po angielsku. Czasami ktoś stara się to zakamuflować łamaniem tego języka, ale spokojnie... nawet chłop z błotnistej, rybackiej wioski skleci pełne zdanie. Teraz zaskoczenie! To nie Angielski, a Portugalski! Tylko brzmi jak angielski. Nie będę komentował tego poziomu żenady i faktu, że Portugalczycy faktycznie wyglądają "po portugalsku :-) . Kultura Japonii też jest ugryziona pobieżnie. Najwięcej jej w bardzo ładnej scenografii i zdemonizowanej religii. O reszcie zapomnijcie. Ostatni Samuraj wypada w tym aspekcie lepiej aniżeli cały film "Mistrza kina"... to już filmowe pokractwo. 6. Promyczek nadziei. Pod koniec filmu jest tu dialog, który niesie za sobą myśl "Długo musiałem czekać, ale teraz w końcu dowalą!" Niestety nie. Kilka ciekawszych kwestii ideologicznych w nim zawartych szybko zostanie zasypanych kolejnymi porcjami pretensjonalności, prostoty rozumowania i kiepsko opowiadanej fabuły. To już zdrowo wkurza, bo przez sekundę ma się nadzieję, że to jednak chociaż przyzwoite kino. I tak nas męczą przez prawie 3h. Mało pozytywów, dużo gimbo-wiary, kiepsko opowiadanej historii i bohaterów, którzy słowo transformacja słyszeli ostatnio w kontekście eucharystii (bo zapomniałem napisać, że postacie to papierowe wycinanki ze scenariusza, a nie ludzie z krwi i kości.) Martin Scorsese spada właśnie z wysokiego stołka, a dziwi mnie to tym bardziej, że "Wilkiem" udowodnił, że nie jest tak stary jak wskazują na to jego dokumenty. jak na film człowieka z ligi mistrzów - 3,5/10.
06-03-2017, 21:16
(02-03-2017, 22:15)DanSavio napisał(a): O, czubaka wrócił. Ej, ale Transformersy (szczególnie te ostatnie) to akurat straszna dłużyzna.
A mówiłem sobie, że blu-raye będę rzadziej kupował bo droższe ... wot durak
06-03-2017, 21:30
To fakt. Dodatkowo, nie powiedziałbym nawet, że są jednoznacznie gorsze. Może tylko, hmmm... bardziej zgodne ze swoją faktyczną naturą ;-)
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości |