Mam problem z tym filmem. Póki jest to Groundhog Day vol.2 jest dobrze, chwilami nawet bardzo dobrze, niektóre fragmenty mnie po prostu rozkładały na łopatki. Pierwszym zgrzytem było tłumaczenie "Dlaczego tak się dzieje", to sprawiło, że zrobiło się mniej fajnie, ale potem film dalej trzymał poziom, więc dało się to przeżyć i aż do momentu utraty mocy wciąz było dobrze.
Niestety ostatnie pół godziny to nie mająca nic ciekawego do zaoferowania, miałka, nudna, nijaka i przewidywalna strzelanka z kosmitami, których design jest generalnie do dupy. Czułem się jakby mi ktoś włączył jakieś Battle L.A. i tylko z największym trudem dotrwałem do końca.
No i brak Rki drażnił mnie jak mało gdzie.
6/10 - wszystkie punkty wyłącznie za pierwsze 80-90 minut (które zasługuje na jakieś 9/10), potem jest niestety zero absolutne (i nieważne jak interpretować zakończenie, nieważne jakiego by tam się nie dopatrywać twista, jeśli przez ostatnie 20 minut filmu przysypiam,w momencie pojawienia się napisów końcowych zamiat zastanawiać się nad zakończeniem cieszę się, że to już koniec, to coś jest nie halo). Przez blisko półtora godziny film był już jedną nogą na mojej liście zakupowej, a potem z niej wyleciał i nawet świetny Paxton go przed tym nie uratował.
Jak Oblivion po mnie totalnie spłynął, tak tutaj jestem zły z powodu tak marnej końcówki, która zniechęciła mnie do fajnego przez 3/4 czasu trwania filmu.
<disappointed face>
PS. no i oczywiście po raz osiemset sześcdziesiąty dziewiąty obowiązkowy motyw z cyklu "zabijmy jednego bossa, a wszyscy wrogowie padną"
ileż można?
Niestety ostatnie pół godziny to nie mająca nic ciekawego do zaoferowania, miałka, nudna, nijaka i przewidywalna strzelanka z kosmitami, których design jest generalnie do dupy. Czułem się jakby mi ktoś włączył jakieś Battle L.A. i tylko z największym trudem dotrwałem do końca.
No i brak Rki drażnił mnie jak mało gdzie.
6/10 - wszystkie punkty wyłącznie za pierwsze 80-90 minut (które zasługuje na jakieś 9/10), potem jest niestety zero absolutne (i nieważne jak interpretować zakończenie, nieważne jakiego by tam się nie dopatrywać twista, jeśli przez ostatnie 20 minut filmu przysypiam,w momencie pojawienia się napisów końcowych zamiat zastanawiać się nad zakończeniem cieszę się, że to już koniec, to coś jest nie halo). Przez blisko półtora godziny film był już jedną nogą na mojej liście zakupowej, a potem z niej wyleciał i nawet świetny Paxton go przed tym nie uratował.
Jak Oblivion po mnie totalnie spłynął, tak tutaj jestem zły z powodu tak marnej końcówki, która zniechęciła mnie do fajnego przez 3/4 czasu trwania filmu.
<disappointed face>
PS. no i oczywiście po raz osiemset sześcdziesiąty dziewiąty obowiązkowy motyw z cyklu "zabijmy jednego bossa, a wszyscy wrogowie padną"
ileż można?