22-05-2015, 09:32
"Niezłomny" wyreżyserowany przez Angelinę Jolie ze scenariuszem od braci Coen opowiada prawdziwą historię Louisa Zamperiniego - Olimpijczyka, który po katastrofie samolotu wojskowego (Zamperini należał do lotnictwa marynarki wojennej) dryfował przez 47 dni na pontonie po Oceanie Spokojnym, a następnie trafił do japońskiego obozu dla pojmanych żołnierzy. Historia Zamperiniego jest doskonałym materiałem na świetny film, i może kiedyś zostanie on nakręcony, bo niestety obrazowi Jolie i Coenów daleko do świetności.
Film otwiera scena bombardowania na wyspę Funafuti, w której uczestniczy Zamperini już jako bombardier lotnictwa marynarki. Od samego początku film raczy nas świetnymi zdjęciami i dobrymi ujęciami. Następnie akcja wraca do okresu dzieciństwa bohatera, żeby potem mogła przebiegać chronologicznie. Problem polega na tym, że Jolie chce jak najszybciej przejść do tego co brzydkie, straszne i trudne w życiu Zamperiniego, że potwornie ucina życiorys Louisa, byle tylko mieć jak najwięcej czasu na pokazanie jak to zły japończyk go torturował. Według Jolie cała olimpijska droga Zamperiniego to trzy biegi i zero wysiłku. Oczywiście wiadomo, że historia ta jest tak wielowątkowa, że nie sposób wszystkiego ukazać, ale skróty fabularne następują w złych momentach. Efektem tego wszystkiego jest brak sympatii i współczucia wobec bohatera. Drugą część filmu ogląda się jak zlepek scen, w których robią Zamperiniemu krzywdę. Zlepek obdarty z dramaturgii i emocji. Zamiast umiejętnie operować nastrojem, jesteśmy przytłoczeni sadyzmem, a film krzyczy do nas Zobacz, co oni mu robili, współczuj mu!. Niestety, to tak nie działa. Nie wiemy co działo się w głowie głównego bohatera, co czuł i o czym myślał, a wystarczyło jedynie na chwile w środku tych strasznych wydarzeń powrócić do jakiegoś pozytywnego zdarzenia. Nie tylko pozwoliłoby to na chwilę oddechu, ale także może pobudziłoby jakiekolwiek emocje w widzu. Jedyne co otrzymaliśmy to seria upokorzeń, po ktorych Zamperini ciągle wstawał i otrzymywał stale dokładkę. Jedyne co pozostaje w tym filmie świetne to wspomniane na początku zdjęcia.
Podobał mi się Jack O'Connell w roli głównej, chociaż uważam, że przy lepszym scenariuszu mógł pokazać o wiele więcej, ale to nie jego wina.
Ode mnie 5/10