10-05-2015, 14:36
Architekt George Monroe (Kevin Kline) jest rozwiedzionym 50-latkiem, mieszkającym samotnie w ruderze, która przypomina raczej szopę niż dom. Niespodziewanie mężczyzna staje w obliczu faktów, które odmieniają jego dotychczasowe życie. Najpierw zostaje wyrzucony z pracy, a następnie dowiaduje się, że jest chory na raka i ma przed sobą niewiele czasu. Ta ekstremalna sytuacja mobilizuje George'a do działania, by nareszcie zrobić z życiem to, czego zawsze pragnął.
W tym momencie zycie Georgea nabiera prawdziwego sensu i znaczenia. Stara sie on odbudowac zniszczone relacje z synem i wraz z nim zbudowac dom, w ktorym po jego smierci syn moglby mieszkac i byc z niego dumny. Ciekawe jest, ze wielu ludzi, dopiero w obliczu nadchodzacej smierci zaczyna dostrzegac, co tak naprawde jest w zyciu wazne. Podobnie nasz bohater (w tej roli fantastyczny Kevin Kline), spostrzega jak wiele utracil. Podczas budowy nowego lokum, dawne urazy zaczynaja zanikac, takze te ktore George zywil niegdys do swego, niezyjacego juz ojca. Miedzy nim a synem rodzi sie prawdziwe uczucie, dzieki ktoremu 16- latek zdaje sobie sprawe kim jest i kim pragnie byc ( autentyczny w tej roli Hayden Christensen). Takze byla zona Georgea, Robin (Kristin Scott Thomas), ktora przeciez juz dawno ulozyla sobie zycie na nowo - mieszka w domu z bogatym mezem oraz dwojka synow - ponownie sie w nim zakochuje.
Niestety, zblizajace sie do konca zycie Georga daje wkrotce o sobie znac. Tuz przed zakonczeniem budowy George umiera. Dzielo dokancza syn.
Dawno nie widzialam tak pieknego i szczerego filmu. Szkoda, ze tak pozno go zauwazylam, ale ciesze sie, ze jednak wpadl on w moje rece i mialam okazje go ogladnac. Co do samej obsady, to chyba nie musze pisac, ze trafiona w dziesiatke. Nawet mocno drugoplanowe role sa tu znakomicie dobrane. I sam Kevin Kline. Podziwiam jego talent juz od dawna - od "Tolerancyjnych partnerow" po "Kocham cie na zaboj". Swym kunsztem aktorskim moge chyba porownac go jedynie do, niestety niezyjacego juz, wielkiego Robina Williamsa, ktory udowodnil, ze jest swietny zarowno w komediach, jak i rolach dramatycznych.
Sam film natomiast, traci mi lekko "American Beauty". Nie jestem do konca pewna dlaczego. Tak czy siak, film zasluguje na maksymalna ocene, szkoda, ze tak rzadko, mozna go ujrzec na naszych ekranach, jak zreszta wiele dobrych produkcji. 10/10
opis dystrybutora
W tym momencie zycie Georgea nabiera prawdziwego sensu i znaczenia. Stara sie on odbudowac zniszczone relacje z synem i wraz z nim zbudowac dom, w ktorym po jego smierci syn moglby mieszkac i byc z niego dumny. Ciekawe jest, ze wielu ludzi, dopiero w obliczu nadchodzacej smierci zaczyna dostrzegac, co tak naprawde jest w zyciu wazne. Podobnie nasz bohater (w tej roli fantastyczny Kevin Kline), spostrzega jak wiele utracil. Podczas budowy nowego lokum, dawne urazy zaczynaja zanikac, takze te ktore George zywil niegdys do swego, niezyjacego juz ojca. Miedzy nim a synem rodzi sie prawdziwe uczucie, dzieki ktoremu 16- latek zdaje sobie sprawe kim jest i kim pragnie byc ( autentyczny w tej roli Hayden Christensen). Takze byla zona Georgea, Robin (Kristin Scott Thomas), ktora przeciez juz dawno ulozyla sobie zycie na nowo - mieszka w domu z bogatym mezem oraz dwojka synow - ponownie sie w nim zakochuje.
Niestety, zblizajace sie do konca zycie Georga daje wkrotce o sobie znac. Tuz przed zakonczeniem budowy George umiera. Dzielo dokancza syn.
Dawno nie widzialam tak pieknego i szczerego filmu. Szkoda, ze tak pozno go zauwazylam, ale ciesze sie, ze jednak wpadl on w moje rece i mialam okazje go ogladnac. Co do samej obsady, to chyba nie musze pisac, ze trafiona w dziesiatke. Nawet mocno drugoplanowe role sa tu znakomicie dobrane. I sam Kevin Kline. Podziwiam jego talent juz od dawna - od "Tolerancyjnych partnerow" po "Kocham cie na zaboj". Swym kunsztem aktorskim moge chyba porownac go jedynie do, niestety niezyjacego juz, wielkiego Robina Williamsa, ktory udowodnil, ze jest swietny zarowno w komediach, jak i rolach dramatycznych.
Sam film natomiast, traci mi lekko "American Beauty". Nie jestem do konca pewna dlaczego. Tak czy siak, film zasluguje na maksymalna ocene, szkoda, ze tak rzadko, mozna go ujrzec na naszych ekranach, jak zreszta wiele dobrych produkcji. 10/10