Filmozercy.com | Forum

Pełna wersja: Oglądamy filmy i seriale na serwisach streamingowych
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37
The Last Dance (Netflix) 10/10 Heart



Ależ to jest znakomite.
Sentymentalna podróż do czasów gdy nastawiałem budzik i w środku nocy oglądałem mecze NBA.
Dzisiaj NBA już nie oglądam, ale zamiłowanie do koszykówki pozostało i... piłeczka Big Grin
Uwielbiam rzuty za 3 - zwłaszcza na świeżym powietrzu - jak zdrowie pozwoli, to nigdy z tego nie zrezygnuję.
A serial?
Poczułem żal że już koniec, więc oglądam jeszcze raz. Miałem tak wcześniej tylko raz, przy serialu Czarnobyl (10/10).

Dawać to na BD, ale już!



(24-05-2020, 11:50)HAL 9000 napisał(a): [ -> ]A serial?
Poczułem żal że już koniec, więc oglądam jeszcze raz. Miałem tak wcześniej tylko raz, przy serialu Czarnobyl (10/10).

A ja, poczułem się staro Undecided Serio...

Serial bomba, co by nie mówili o MJ-u, jaki by nie był, dla mnie pozostanie fenomenem, czarodziejem basketu. W najbliższy weekend, ponownie to obejrzę, może uda się na spokojnie już Smile
Ja mam odwrotnie, to taki zastrzyk młodości Big Grin
Przypominam sobie jak od rana do wieczora chodziliśmy po całym mieście grając w kosza na betonie, bo takie były boiska, i wszystkie były zajęte. Nie to co teraz, każda szkoła ma super warunki i... pusto Sad

Drugi raz oglądam własnie tak "na spokojnie", niemal cała moja wiedza o NBA pochodziła od Włodzimierza Szaranowicza, więc teraz nadrabiam zaległości i chłonę jak gąbka Big Grin

Co do Jordana, to dla mnie też pozostanie fenomenem i czarodziejem basketu.
Pamiętam szok, jaki przeżyłem, gdy pierwszy raz usłyszałem jego głos.
Sportowcy to właściwe byli "aktorzy kina niemego" grali ciałem, kończył się mecz i znikali ze sceny (nie było internetu i reality show XD ).
Szok, bo to był głos faceta-człowieka, a MJ górował nad wszystkimi, więc spodziewałem się... sam nie wiem czego... anielskiego chóru Big Grin
Własnie dokończyłem i tak jak wspomniałem po 6ciu odcinkach, 7 plus jeden za sentyment. Zatem nic się nie zmieniło. I to nie jest 10tkowy serial/dokument. Na pewno fajnie jest poprowadzony na osi czasu, jeszcze świetniej na poziomie pokazania samych meczy. Ma to rytm, świetnie się zazębia. Problemem są raczej nudzące gadające głowy i jednak czuć, że to Jordana, stojący za całą produkcją, stara się zrobić sobie laurkę. A, że słuszną to inna para kaloszy. Kochałem tamto Chicago, ale jednak to budowanie swojej wielkości i uzupełniane tego blasku o Magica oraz Birda przy deprecjonowaniu dwóch tytułów Pistonsów, obniża wartość dzieła. Zamykanie sukcesów Detroit w pudełku z napisem Bad Boys i kwestia nie podania rąk, to trochę za mało. Dobrze, że się nie kochali, bo to dodawało kolorytu tej rywalizacji. Natomiast sama brutalność nie pomogłaby Pistonsów wygrać tych tytułów. A nawet jeżeli by pomogła, to chwała im za to. Podobnie jak Grekom na ME. Zresztą ta laurka nie byłaby piekna gdyby nie tamto pokolenie koszykarzy. Sukcesu Jordana i NBA nie byłoby bez Drexlera, Ewinga, Millera, Barkley'a, Stocktona, Malone'a. Świetny dokument, taki spokojnie na 8/10

Uatu_TheWatcher

Kultura, ikona, legenda, i ponadczasowy znak i abstrakt sportu! Tym dla mnie był, jest i będzie Michael Jordan, w tym jego lata spędzone w Chicago Bulls; sam zespół rzecz jasna również. To wszystko, nie ukrywam, znam jednak z licznych opowieści, z źródeł ,,internetów", czy z tego, co o MJ-u i Bulls mówią dzisiejsi, i jakąś dekadę wstecz, zawodowi koszykarze: kim dla nich jest magiczna piątka z wietrznego miasta, co osobiście znaczy dla nich Jordan i jak jego gra wpłynęła na to gdzie, dlaczego i kim są obecnie. Magia ,,Byków", czar Jordana, o tak! Zdaje się to piękna rzecz, jednak z mojej strony wygląda to następująco: nie odczuwam do tamtych czasów - głównie NBA lat końca 80-tych, 90-tych XX wieku - dużego sentymentu i nie wiadomo jak dużego przywiązania. Kiedy Jordan wchodził w szeregi zawodowstwa NBA, kiedy z meczu na mecz, z sezonu na sezon, się rozwijał i odnosił w końcu te największe, niezapomniane sukcesy, ja... albo mnie na świecie jeszcze nie było, albo ,,srałem w pieluchy" lub oglądałem cały dzień, w weekend, przed szkołą i po szkole, kreskówki (najczęściej superbohaterskie),, lub czytałem komiksy z Kaczora Donalda za 5zł lub coś od naszego wydawcy, "TM-Semic". Za nic w świecie nie myślałem wtenczas o koszykówce. Jedyna moja znajomość tej dyscypliny sportu polegała na wrzucaniu piłki do kosza lub ,,czegoś podobnego" w chwycie ,,spod baby". Dzisiaj to już zupełnie inna bajka. Moje zainteresowanie NBA, koszykówką polską, europejską i pozostałymi ligami zawodowymi są dość spore. Przy NBA trwam najdłużej; ligę śledzę intensywnie od 2009 roku. Sam grałem w koszykówkę, jako rozgrywający i silny rzucający, w ,,takich tam" licealno-osiedlowych rozgrywkach...

Kto wie, "Ostatni Taniec", możliwe, że kiedyś obejrzę. Jak widać nie spieszy mi się do koniecznego, jak najszybszego, doświadczenia tej produkcji. A tym czasem Netflix zmierza w dobrym serialowym kierunku. Zapowiada się wyjątkowo, bo już dzisiaj na platformie premiera serialu "Snowpiercer", bazującego na kultowym, współczesnym obrazie kina postapokaliptycznego z 2013 roku, z Chrisem Evansem w roli głównej. Za następne 4 dni Netflix zaprezentuje nam swojego komediowego rodzynka, "Siły Kosmiczne" - pierwszy sezon serialu ze Stevem Carellem ("Evan Wszechmogący", "The Office", "Get Smart" etc.). Będzie ciekawie; tytuł, możliwe, że pociągnie i przedłuży ten specyficzny humor z "The Office", który miał w sobie chyba najwięcej Carella w Carell za starych dobrych czasów. I na dokładkę, byłbym zapomniał, drugi sezon mocno swojskiego, zaściankowego, odjechanego na maksa animowanego absurdu "Chłopaków z Baraków" - również od Netflixa - którego nawet w tejże przerysowanej, flashowej wersji kreskówkowej, nie da się nie lubić i nie oglądać.
(25-05-2020, 08:36)Uatu_TheWatcher napisał(a): [ -> ]Kto wie, "Ostatni Taniec", możliwe, że kiedyś obejrzę.

Zobaczysz jak wyglądała kiedyś obrona w NBA.


Natomiast nie zgadzam się z tym co napisał @Ethan o deprecjonowaniu Pistonsów.
(24-05-2020, 23:40)Ethan napisał(a): [ -> ][...]budowanie swojej wielkości i uzupełniane tego blasku o Magica oraz Birda przy deprecjonowaniu dwóch tytułów Pistonsów, obniża wartość dzieła.

To jest serial o Chicago i Jordanie, więc z punktu widzenia fanów Magica i Birda, i idąc tym tokiem rozumowania, można ocenić serial odpowiednio 1/10 i 3/10 Big Grin

Akurat o Detroit jest najwięcej, bo było kluczowe dla późniejszych sukcesów Byków - wyraźnie to kilka razy podkreślają.
Pierwsza sprawa, to zmiana systemu gry i "odciążenie" Jordana.
Druga, to fizyczność i gdybym miał szukać sensacji, to powiązałbym agresywne zachowanie Jordana z "koksem" Big Grin
Nie jest tajemnicą iż "Dream Team" na Olimpiadzie nie podlegał żadnej kontroli antydopingowej, inna sprawa że te kontrole, to też temat na oddzielny serial.

O "dopalaczach" w sporcie zawodowym, w tym NBA, wspominał już Szaranowicz podczas transmisji w latach 90., zwracając uwagę chociażby na rozstępy skórne spowodowane szybkim przyrostem masy mięśniowej.
Okrutne Anioły. Dziwny mi się film trafił. Z epizodycznym Michaelem Madsenem, z brakiem budżetu, czasami nawet trudno-sprawowym aktorstwem. Ale z drugiej strony to wciągający, mocny thriller, z echami pierwszej Piły, z zaskakującym zakończeniem i niezłą muzyką. Mocne 6/10 i kiełkująca myśl, że ktoś jeszcze raz powinien sięgnąć po ten scenariusz

Lęk Pierwotny. Największą zaletą tego filmu sa piękne zdjęcia (głównie) brudnych, postindustrialnych lokacji Chicago. A sama historia poprawna, którą dobrze i bezboleśnie się ogląda. Gere może i irytuje, ale mamy uśmiech na twarzy gdy widzimy Nortona czy McDormand. Nie jest to może poziom Firmy, juz nie mówiąc o takich tytułach jak Ścigany czy Wall Street, ale 6/10 spokojnie

Zombieland. Eisenberg na pewno na plus, bo to głównie za jego monologiem kryje się kilka głebszych myśli skrytych za formą jaka niesie ten film. Szkoda tylko, że (jednak) czasami reżyser nie wie w którym kierunku iść. Czy bardziej zrobic coś na poważnie z elementami czarnego humoru czy jednak pójść w kierunku amerykańskiej głupawki. Nierówno, ale z przyjemnością 6/10

Shazam! najlepszy w momencie gdy staje się ciepłokluchym dramatem o "niechcianych" dzieciakach. W sytuacjach superbohaterski za bardzo jajcarski. ale chyba i tak w tej chwili wolę dc/marvele bardziej na luzie niż podlane egzystencjalnym sosem. Stąd 5.5/10

Epidemia. Poziom absurdalności scenariusza vs gwiezdzista obsada jaką dostał ten film. ten obraz mógł powstać tylko w latach 90tych. prawdziwi statyści, pewien ninetiesowy styl i żal, że jednak ktoś poważniej nie podszedł do wspomnianego scenariusza (zwłaszcza motyw z lataniem śmigłowcem). 5/10

Bandyta. Tutaj akurat scenariusz fajny, a i muzyka Lorenca to majstersztyk. Natomiast jakość tego filmu (zarówno netflix jak i dvd) psuje odbiór totalnie. A grzechów jest więcej. Kto tutaj ogarniał ścieżkę dźwiękową (nie mówię o tej muzycznej), kto sprawił, że nie chciało się aktorom, kto poobsadzał dzieciaki, kto nie powiedział Schweigerowi, że można grać bez emocjonalnego szarżowania, kto to montował? Chciałoby sie remake'u, ale z drugiej strony to historia mocno osadzona w tamtym czasie i ciężko byłoby młodym odnaleźć kontekst. 5.5/10

Tożsamość. Dla niektórych kultowy już thriller, dla piszącego te słowa tylko solidny chleb razowy. Z klimatem, fajnym jak zawsze Cusackiem i niewykorzystanym potencjałem jaki niesie za sobą akcja dziejąca sie w czyjejś głowie. 6/10

Pokot. Strasznie sinusoidalny ten tytuł. Naiwność fabuły gania się z fajnym, antypolowaniowym pomysłem, a realizm magiczny ginie pod kołami roweru Ojca Mateusza. Do tego Gierszał jest nie do zniesienia. 5.5/10

the Head Hunter. Historia o kolesiu, który zabija potwory i ma maść na szybkie gojenie się ran. Słabo to do tego stopnia, że cieszy nas ostateczne rozstrzygnięcie jego prywatnej krucjaty. 2/10

Uwolnienie. I takie filmy to człowiek lubi. Voight, Beatty, Reynolds plus męska przygoda, greengrassowy pojedynek na banjo i życiowe wybory w ekstremalnych warunkach. Wszystko trochę się rozjeżdża gdy opuszczają rzekę, ale to i tak mocne 7/10
Za horyzontem - zabawne, że wcześniej w ogóle nie wiedziałem o istnieniu tego filmu z Kidman i Cruise'em w rolach głównych. Chłopak z Irlandii ucieka do Ameryki w towarzystwie córki właścicieli ziemskich, by zdobyć własny kawałek ziemi. Dobra muzyka Williamsa, niezły początek, trochę humoru tu i tam sprawiają, że ogląda się nienajgorzej, ale całość fabularnie jest bardzo schematyczna i w sumie niewiele ciekawego ma do zaproponowania. Raczej na raz.
5/10

Marsjanie atakują - komediowe podejście Burtona do tematyki inwazji kosmitów ma doborową obsadę, kilka zabawnych momentów i... kompletny brak pomysłu na siebie. Spora częśc obsady jest w filmie nie wiadomo po co (Portman w roli córki prezydenta rozwala najbardziej - w finale interesuje ją tylko czy nowo poznany koleś ma dziewczynę, a że dopiero co straciła rodziców, kto by się przejmował takimi drobnostkami), wątek Brosnana i Parker też bez sensu.
Kilka razy się zaśmiałem, ale ogólnie bida z nędzą.
3/10

Mission: Impossible: Fallout Fallout - w ogóle nie pamiętam o czym była piątka (którą oglądałem 4 miesiące temu), więc było się nieco trudno połapać chwilami o czym mówią i czy jakąś postać powinienem znać, ale jakoś do połowy oglądało się nieźle, potem od tych wszystkich zwrotów akcji zacząłem przysypiać, ale obudziła mnie ładnie sfilmowana i efektowna akcja z helikopterami (o klasę lepsza niż wszystko inne w tym filmie) i finał rodem z "Cliffhangera", Cavill był tu swego rodzaju powiewem świeżości, ekipę Tomusia i jego samego jak zwykle miałem gdzieś.
6/10 - Po dennej czwórce, na każdej kolejnej części męczę się trochę mniej Tongue

Wychodzi, że za sprawą Netflixa średnia ocen oglądanych filmów mi się wyraźnie obniża...
(16-06-2020, 14:42)Gieferg napisał(a): [ -> ]Za horyzontem

Też sobie ostatnio powtórzyłem film R. Howarda. Lubię ten tytuł. Bardzo dobre zdjęcia. O muzyce Williamsa wspomniałeś. No i jest jeszcze świetna piosenka Enyi na napisach końcowych. Na Netfliksie dostępna jest wersja lektorska taka jak na VHS od ITI Home Video: czyta Andrzej Matul, którego głos idealnie pasował do przygodowych widowisk. A "Za horyzontem" po części takim jest, zwłaszcza w finałowym akcie.
Z ciekawości sprawdziłem poprzedni film twórcy "Apollo 13" - "Ognisty podmuch" - i tam też czyta Matul. Wygląda na to, że ścieżki lektorskie do produkcji ze studia Universal, pierwotnie przygotowane w Polsce dla dystrybucji video w latach 90-tych, nie przepadły w odmętach historii wraz z odejściem do lamusa kaset VHS.
Podobnie jak Blues Brothers na Blu-ray czy Flinstonowie na DVD, które to filmy czyta Rosołowski.

Cytat:Na Netfliksie dostępna jest wersja lektorska taka jak na VHS od ITI Home Video: czyta Andrzej Matul

Zgadza się i chciałem z nim nawet oglądać, niestety na tej ścieżce lektor był za głośno w stosunku do reszty dźwięku przez co praktycznie nie słyszałem aktorów, a takiej sytuacji nie lubię (z tego samego powodu nie obejrzałem Obcego: Przymierze z lektorem, mimo że czyta Łukomski), więc zmieniłem na napisy. Gdyby to był film, który chciałbym obejrzeć ponownie i miałbym go na Blu-ray pewnie bym zrobił jakiś remix tej ścieżki (zrobiłem taki do pierwszych X-Menów - czyta Knapik i był ten sam problem), żeby to brzmiało jak należy, no ale niestety nie jest to coś do czego bym zamierzał wracać.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37