26-06-2020, 21:51
Nie mam tego filmu. Spróbuję króciuteńko odnieść się do zarzutów, choć może bardziej do problematyki rekonstrukcji w ogóle.
Gorsza jakoś określonych ujęć nie zawsze wynika z błędów popełnionych przez rekonstruktorów. Zwróćmy uwagę np. na kadr z D. Olbrychskim (dziewiąty w kolejności). Ziarno i ostrość nie powinny nikogo irytować. Dlaczego? Wszelkiej maści zbliżenia - szczególnie w dawnych filmach - wygrywały. Jeśli do tego obiekt był dobrze oświetlony, a materiał negatywowy poprawnie wywołany, uzyskiwaliśmy kadr referencyjny. Bardzo pomagał (często stosowany) duży otwór blendy / przesłony. Przy ustawieniach bliskich wartościom względnym (termin fachowy) obiektyw rysował optymalnie i teoretycznie uzyskiwaliśmy „maksymalnie” wyraźny obraz. Nadto zmniejszała się głębia ostrości rozmydlając nieco tło. Przy portretowaniu należało to do zabiegów celowych. To tak generalnie.
W innych zrzutach zauważyłem typowe niedoskonałości wynikające z: cech materiałów światłoczułych (w Polsce często z NRD), możliwości obiektywów, sposobów wywoływania negatywów itp.
Naprawdę luźne uwagi:
1. Zdjęcia robione pod światło najczęściej bywały kompromisem pomiędzy szczegółami widocznymi w cieniach a światłach. Przydałby się HDR. W ciemniach fotograficznych wykonywaliśmy różne sztuczki poprawiające rozpiętość tonalną podczas rzucania obrazu na papier światłoczuły.
O tym mogę ewentualnie napisać w odrębnym poście. Natomiast kinematografia z „HDRem” miała pod górkę.
2. Sceny kręcone w ciemnych pomieszczeniach, co do zasady, cechowała gorsza jakość. Klisze o podwyższonej czułości dawały spore ziarno (w fotografii cyfrowej mówimy o szumach). Stąd taki obraz odbierano jako mniej ostry. Pisząc w sposób nowoczesny wyjaśnię, że negatyw np. 15 DIN posiadał zauważalnie lepszą zdolność rozdzielczą niż 27 DIN.
Do tego dochodził konieczny spory otwór blendy, zatem z automatu spadek wspomnianej wcześniej głębi ostrości. Przy planach ogólnych problemy były gwarantowane.
3. Kurna! Wpadłem tu na chwilkę, a już zacząłem wystukiwać punkt trzeci. Stop! Mam jeszcze robotę do wykonania.
Gorsza jakoś określonych ujęć nie zawsze wynika z błędów popełnionych przez rekonstruktorów. Zwróćmy uwagę np. na kadr z D. Olbrychskim (dziewiąty w kolejności). Ziarno i ostrość nie powinny nikogo irytować. Dlaczego? Wszelkiej maści zbliżenia - szczególnie w dawnych filmach - wygrywały. Jeśli do tego obiekt był dobrze oświetlony, a materiał negatywowy poprawnie wywołany, uzyskiwaliśmy kadr referencyjny. Bardzo pomagał (często stosowany) duży otwór blendy / przesłony. Przy ustawieniach bliskich wartościom względnym (termin fachowy) obiektyw rysował optymalnie i teoretycznie uzyskiwaliśmy „maksymalnie” wyraźny obraz. Nadto zmniejszała się głębia ostrości rozmydlając nieco tło. Przy portretowaniu należało to do zabiegów celowych. To tak generalnie.
W innych zrzutach zauważyłem typowe niedoskonałości wynikające z: cech materiałów światłoczułych (w Polsce często z NRD), możliwości obiektywów, sposobów wywoływania negatywów itp.
Naprawdę luźne uwagi:
1. Zdjęcia robione pod światło najczęściej bywały kompromisem pomiędzy szczegółami widocznymi w cieniach a światłach. Przydałby się HDR. W ciemniach fotograficznych wykonywaliśmy różne sztuczki poprawiające rozpiętość tonalną podczas rzucania obrazu na papier światłoczuły.
O tym mogę ewentualnie napisać w odrębnym poście. Natomiast kinematografia z „HDRem” miała pod górkę.
2. Sceny kręcone w ciemnych pomieszczeniach, co do zasady, cechowała gorsza jakość. Klisze o podwyższonej czułości dawały spore ziarno (w fotografii cyfrowej mówimy o szumach). Stąd taki obraz odbierano jako mniej ostry. Pisząc w sposób nowoczesny wyjaśnię, że negatyw np. 15 DIN posiadał zauważalnie lepszą zdolność rozdzielczą niż 27 DIN.
Do tego dochodził konieczny spory otwór blendy, zatem z automatu spadek wspomnianej wcześniej głębi ostrości. Przy planach ogólnych problemy były gwarantowane.
3. Kurna! Wpadłem tu na chwilkę, a już zacząłem wystukiwać punkt trzeci. Stop! Mam jeszcze robotę do wykonania.