Filmozercy.com | Forum

Pełna wersja: Oglądamy filmy z kolekcji...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Czuję potrzebę aby coś skorygować. Blush Wczoraj napisałem z pamięci:

...o zapomnianej produkcji sporo czytałem. Pierwszy raz pod koniec lat 70 – tych.

Sprawdziłem daty. Był to najwcześniej rok 1977. Oczywiście chodzi o drobiazg nie mający dla nikogo znaczenia. Jednak dla dobrego samopoczucia lubię wyjaśniać nieścisłości (jeśli istnieje ku temu sposobność).

Panie Anatolu, do ostatnich rozdziałów „Popiołów”, lub nawet całej części drugiej, wrócę najprawdopodobniej już wkrótce. Chcę nacieszyć oko tym rozmachem oraz mundurami. Smile

Zdecydowanie polecam wersję BD. Pomimo, że anamorfoza ma swoje wady to obraz zrekonstruowano starannie. Jest dobrze, a momentami bardzo dobrze.

Kurna, „Popioły” naprawdę stanowią „lekturę” obowiązkową dla miłośników historii

Cytat:
W "Popiołach" sporo jest przepięknie filmowanych, arcypolskich pejzaży oraz znakomitych sekwencji batalistycznych (np. bitwy pod Raszynem i Somosierrą). Mimo że zrealizowana na taśmie czarno-białej, epopeja Wajdy do dziś może imponować misternie wystudiowanymi scenami…

http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=121891

Nie wiedziałem, że w roku 2014 film puszczano w kinach (?).

Cytat:
To była jedna z najbardziej ekstrawaganckich produkcji PRL-owskiej kinematografii. A przy okazji film, który sprowokował wielką dyskusję ideologiczną trwającą do dzisiaj. 26 lutego do kin wracają „Popioły” Andrzeja Wajdy w wersji zrekonstruowanej cyfrowo.

https://www.newsweek.pl/kultura/popioly-andrzej-wajda-film-kino-newsweekpl/dpb9e5g
W końcu obejrzałem wszystkie Bondy wg premier. Jeden dziennie, więc na świeżo mogłem porównywać.
Wyszło mi, że większość filmów z Moorem to kaszana (choć jakoś pamiętam, że za kota mi się najbardziej podobały... well...  ¯\_(ツ)_/¯  ).


Doktor No (1962) 7/10
Wytrzymał próbę czasu. Dobre kino sensacyjne, choć trzeba nuty nostalgii, żeby się dobrze bawić.

Pozdrowienia z Rosji (1963) 7/10
Trzyma poziom Dr No, czyli dobre kino sensacyjne tamtego okresu. Do oglądania dzisiaj trzeba jednak towarzystwa butelki martini Wink

Goldfinger (1964) 5/10
Nie wytrzymuje próby czasu. Silly as fuck. Dość powiedzieć że na dzień dobry Sir Connery ma kaczkę na głowie o_O

Thunderball (1965) 4/10
Drewno równie mocno zbutwiałe jak Goldfinger. Tempo ślimacze. Poziom serii spada. Czwarty film i mamy obniżenie poziomu aż o 3 oczka do "ujdzie". Zbyt szybkie tempo produkcji (co roku kolejny film!) powoduje pierwszy kryzys serii (imho trwający 8 lat).

Żyje się tylko dwa razy (1967) 5/10
Nawet osadzenie akcji w Japonii tego nie ratuje. Strasznie drewniany, ale ma lepsze tempo niż Thunderball. Można powiedzieć, że jest lekka poprawa, jednak wciąż dryfujemy pośród morza filmowej i Bondowej przeciętności.

W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości (1969) 5/10
Bardzo nierówny: czasem świetny montaż i sceny akcji, a czasem wieje niechlujną amatorką. Dobra końcówka, która wyprzedzała swoje czasy.

Diamenty są wieczne (1971) 5/10
Ponownie, lekka poprawa tempa, ale to nadal mocno poniżej poziomu pierwszych dwóch filmów. Przeciętne kino sensacyjne.

Żyj i pozwól umrzeć (1973) 8/10
Minęła dekada i mamy bardzo udany reset serii. Formalnie i fabularnie mocna zwyżka po 5 poprzednich i przy okazji drugi najlepszy theme muzyczny w całej serii.

Człowiek ze złotym pistoletem (1974) 7/10
Delikatny spadek w stosunku do Żyj i pozwól umrzeć. Niepotrzebnie zrobiło się komiksowo-kartonowo, ale nadal dobrze się ogląda.

Szpieg, który mnie kochał (1977) 7/10
trzyma poziom poprzednika. Utrzymane w ryzach sillinness, dobre gadżety, B. Bach i pływający Lotus mocno plusują.

Moonraker (1979) 2/10
A było tak, dobrze. Pajacowanie na ekranie. Idiotyczny, kreskówkowy, brzydki i bez klasy. 2* za brazylijską agentkę. Przeciwnik bez ikry, sceny akcji toporne, efekty specjalne niechlujne, wątek miłosny Buźki kretyński. Najgorszy z Bondów. Zaczyna się ostra jazda serii w dół. Drugi (i najdłuższy, bo trwający 16 lat) kryzys serii.

For Your Eyes Only (1981) 3/10
Pajacowania na ekranie ciąg dalszy. Co za kaszana. Nie ratuje tego nawet Carole Bouquet.

Ośmiorniczka (1983) 3/10
Ciąg dalszy pajacowania. Cyrk na kółkach i to momentami dosłownie. Bond jako Tarzan i klaun - to mówi samo za siebie. Kryzys serii w pełni. 3/10

Zabójczy widok (1985) 4/10
Zdeczko lepiej za sprawą Walkena, ale to nadal pajacowanie.

W obliczu śmierci (1987) 3/10
Cyrkowe wybryki Moore'a w ostatnich 4 filmach oraz zmiany stylistyczne w kinie sensacyjnym drugiej połowy lat 80tych spowodowały, że Bond wymagał kolejnego odświeżenia. Niestety W obliczu śmierci okazał się być najbardziej bezjajecznym Bondem ever. Strasznie wszystko jest tu nijakie - plot, reżyseria, montaż, muzyka, aktorzy - nic nie zostaje w pamięci. Nic. A przepraszam, Aston Martin V8 Vantage Volante wyróżnia się w tym całym chaosie bylejakości i za to w sumie 3 gwiazdki.

Licencja na zabijanie (1989) 4/10
Niestety próba wpasowania Bonda w nowe realia kina sensacyjnego nie wypaliła po raz drugi. Kilka scen kaskaderskich na plus (końcowa kaskaderka z cysternami), ale poza tym jest niechlujnie i byle jak (montaż i reżyseria kuleje mocno).

GoldenEye (1995) 6/10
Kolejny udany reset serii, który... niestety nie wytrzymuje próby czasu, głównie za sprawą słabiutkich efektów specjalnych i montażu. Broni się jedynie scena pościgu czołgiem po ulicach Moskwy (badass as hell!) i trzeci najlepszy theme muzyczny serii.

Tomorrow Never Dies (1997) 7/10
Jest poprawa po Goldeneye. Spójniejsza poetyka, efekty praktyczne i scenariusz. Do tego charyzmatyczna Michelle Yeoh jako trzecia najlepsza dziewczyna Bonda. Minusuje niestety muzyka, czarny charakter oraz BMW (!).

The World is not Enough (1999) 8/10
Zaskakująco dobrze znosi próbę czasu. Świetne efekty pirotechniczne i ciekawie poprowadzona intryga. No i Denise Richards jako inteligentna i cudownie urocza dr Christmas (!) Jones. Najlepsza dziewczyna Bonda. Luv Smile

Die Another Day (2002) 6/10
1 i 2 akt bardzo rozrywkowe, dużo dobrej soczystej akcji pełnej efektów praktycznych, niestety 3 akt mocno obniża ocenę. Dodatkowo za dużo silliness, słabych CGI i naprawdę drewnianych dialogów. Najsłabszy motyw muzyczny w całej serii (dziewczyny też, co zaskakujące, biorąc pod uwagę, że na planie biegały Berry i Pike).

Casino Royale (2006) 8.5/10
Najlepszy jak dotąd reset serii. Wywraca wszystko do góry nogami i robi z Bonda człowieka. Do tego dorzuca wiarygodny wątek miłosny (i przy okazji drugą najlepszą dziewczynę Bonda w serii, Vesper) oraz najbardziej okrutną scenę tortur w historii filmów 007.

007 Quantum of Solace (2008) 7/10
Najsłabszy z Craigowych Bondów, ale... ma najlepszy pościg samochodowy i zarazem otwarcie z całej serii, najlepszy theme muzyczny w historii serii i Olgę Kurylenko na dokładkę. Dobrze się ogląda. Tuż za podium.

Skyfall (2012) 9,5/10
Fantastyczny. Najlepszy Bond do tej pory. Mistrzowsko utkany z cytatów bondowskich i nie tylko. Zdjęcia Deakinsa powalają, a plot trzyma w napięciu i nie nuży. Oglądałem już 7 razy i za każdym razem siedzę jak na węgielkach przez bite 143 minuty. Niestety łyżką dziekciu w tej beczce miodu jest jeden z najsłabszych w serii themów muzycznych oraz brak wyrazistej partnerki, dlatego brak 10tki.

Spectre (2015) 8/10
Nowy stary Bond. Nie tak ładny wizualnie, jak Skyfall, ale za to ze świetnym rytmem. Otwarcie w Meksyku fantastyczne, prawie tak dobre jak to z Quantum of Solace. Waltz, jako czarny charakter okazał się być jednym z najsłabszych przeciwników Bonda. Szkoda, bo był tu potencjał. Co ciekawe, drugi raz z rzędu brak interesującej i charyzmatycznej partnerki, co jest ewenementem serii, bo zawsze po słabszej pod tym względem części, w następnej pojawiała się interesująca "dziewczyna Bonda".


1. Skyfall 9.5/10
2. Casino Royale 8.5/10
3. Spectre 8/10
  The World is Not Enough 8/10
  Live and Let Die 8/10
4. Quantum of Solace 7/10
  Tomorrow Never Dies 7/10
  The Spy Who Loved me 7/10
  The Man With The Golden Gun 7/10
  Pozdrowienia z Rosji 7/10
  Dr No 7/10
5. Goldeneye 6/10
  Die Another Day 6/10
6. On Her Majesty's Secret Service 5/10
  Diamonds are Forever 5/10
  You Only Live Twice 5/10
  Goldfinger 5/10
7. Thunderball 4/10
   A View to a Kill 4/10
  Licence to Kill 4/10
8. For Your Eyes Only 3/10
  Octopussy 3/10
  The Living Daylights 3/10
9. Moonraker 2/10
W obliczu śmierci ma nijaką muzykę? Już pomijając znakomitą tytułową piosenkę zespołu a-ha, to score Johna Barry'ego (ostatni, jaki napisał do bondowskiej serii) jest jednym z najlepszych w całym cyklu. Toż to klejnot w koronie tejże franczyzy i godne pożegnanie kompozytora z nią. Polecam posłuchać soundtrack, koniecznie w rozszerzonym wydaniu z 2003 roku:
https://www.discogs.com/John-Barry-The-Living-Daylights-Original-Motion-Picture-Soundtrack/release/15663507
Są opinie i opinie. Pearlzfan ma swoje i nie musimy się z nim zgadzać, choć sam przyznam, że czytałem jego recki do Szpiega, który mnie kochał na serio, a potem zacząłem się zastanawiać czy robi sobie bekę. Tongue TND minusuje muzyką (what?!), Denis Richards najlepszą (powtórzę - NAJLEPSZĄ), a nie najgorszą dziewczyną Bonda? GoldenEye nie przerwał próby czasu? Big Grin

A Moonraker to Szybcy i wściekli 10 lat siedemdziesiątych. Wspaniała campowa rozrywka z doskonałym Moorem.
Score Tomorrow Never Dies to David Arnold w szczytowej formie.











Na wydaniu Blu-ray (i DVD) można posłuchać soundtracku (wystarczy wybrać opcję "Isolated music score").
(28-07-2020, 17:29)Juby napisał(a): [ -> ]TND minusuje muzyką (what?!), Denis Richards najlepszą (powtórzę - NAJLEPSZĄ), a nie najgorszą dziewczyną Bonda? GoldenEye nie przerwał próby czasu?
Hyhy, obiektywnie wszyscy wiemy, że Vesper jest najlepsza, ale ja mam słabość do Denise Big Grin
Goldeneye pamiętałem jako właśnie bardzo dobry, ale po 24 latach jakoś raził mnie plastikiem. Jedyne co z tego pamiętam i co wrzuca mi ciary na plecy to akcja z czołgiem i main theme Tiny Turner.
Muzyki z TND kompletnie nie pamiętam Smile

(28-07-2020, 16:10)Mister Tadeo napisał(a): [ -> ]W obliczu śmierci ma nijaką muzykę?
No niestety, nie wpisuje się to w moja estetykę Wink
Ale jak komuś się podoba to good for him/her Smile
@pearlzfan - widzę, że mamy podobne gusta.U mnie jednak bondy z Craigiem okupują początek listy a potem...długo nic. Wink
Denis Richards to miscast i zero aktorstwa. Jej postać powszechnie uchodzi za najgorszą kobietę Bonda w historii. Ale jeśli nie liczy się charyzma, osobowość, rola odegrana w historii i aktorstwo, a jedynie wygląd - okej, rozumiem że dla kogoś może być numerem jeden. Wink W Bondzie wyglądała 10/10 i też nie ustawiłbym jej na ostatnim miejscu.

Nie istnieje coś takiego jak obiektywnie najlepsza. I nie mam pojęcia co plastikowego było w GoldenEye, film trzyma się bdb od strony reżyserii, intrygi, scenariusza i bohaterów. Nawet efekty wciąż się sprawdzają, bo nie poszli wtedy w CGI (jak przy ostatnim Bondzie z Brosnanem).

U mnie z pamięci wygląda to tak:

Dr. No - 7+ (spoko poza końcówką)
Pozdrowienia z Rosji - 8 (to samo tylko ciut lepiej)
Goldfinger - 7(?) nie pamiętam go za dobrze, ostatnio widziałem 9 lat temu
Thunderball - patrz wyżej
Żyje się tylko dwa razy - 6 (widziałem połowę w kinie pod chmurką w 2017, całkiem nieźle się ogladało)
OHMSS - nie pamiętam
Diamenty są wieczne - 4/10 (Bond wkracza w absurd)

Żyj i pozwól umrzeć - 8 (ulubiony Bond z Moorem)
Człowiek ze złotym pistoletem - 7/8 (widziałem całość w kinie pod chmurką w 2017 i wspominam bardzo dobrze)
Szpieg, który mnie kochał - 6 (coś zawsze mnie nudzi w drugiej połowie)
Moonraker - 6, 7, 8(?) w zależności od nastroju być może drugi najlepszy Bond Moore'a
Tylko dla twoich oczu - 7
Ośmiorniczka - 5 (za dużo pajacowania)
Zabójczy widok - 6 (+za Maxa Zorina i piosenkę Duran Duran)

W obliczu śmierci - 6/7(?)
Licencja na zabijanie - 7 (prekursor dla QoS)

GoldenEye - 8+ (drugi najlepszy film serii)
Tomorrow Never Dies - 7 (też dobry, ale villain i media wieją nudą)
Świat to za mało - 6/7(?) nie pamiętam go za dobrze
Die Another Day - na fw było 2/10, ale muszę podnieść po obejrzeniu Spectre o co najmniej 2 pkt.

Casino Royale - 10/10 (jeden z moich ulubionych filmów ever)
Quantum of Solace - 7/10
Skyfall - 8/10
Spectre - 3 na szynach (najgorszy film serii)
Bardzo się cieszę z obszernego wpisu Pearlzfana. Natychmiast przyznaję mu punkcik reputacyjny, choć przypuszczam, że kolega nie nie jest łowcą nagród.

Bez wstydu wyznam, iż unikałem Bondów szerokim łukiem. Zapadły mi w pamięć pierdy typu  „Moonraker” (1979) plus skojarzenia z innymi filmami klasy B. Sytuacja zmieniła się diametralnie gdy zapytałem zaprzyjaźnionego właściciela wypożyczalni VHS / DVD o dobry tytuł na sobotni wieczór. Jak padło na „Casino Royale” (2006) zasypałem znajomego wątpliwościami: Czy aby z samochodu bohatera nie wyłonią się lotnicze skrzydła? A może Bond zechce strzelać do przeciwników butem, a następnie odleci z miejsca zdarzenia odpalając racę z obcasów? Dyskusja chwilę trwała.
No, po takim przełomie oczywiście upolowałem „Skyfall” (2012) i zacząłem drążyć temat.

Kupiłem na BD wszystkie „odcinki”, które mnie wstępnie zainteresowały.  Uwagę skoncentrowałem na na klasyce, czyli filmach z cenionymi ongiś aktorami, jak np. S. Conneri, czy „S. Templar”. Generalnie zgadzam się z ocenami  Pearlzfana. Ba, dodam, że jego punktowe „wytyczne” będą dla mnie inspiracją do dalszej eksploracji tematu ( za to punkt reputacyjny).

„Wpadki”:
1. Z premedytacją nabyłem  Moonrakera (1979), choć dla jaj.
2. Zbyt mało czasu poświęciłem na  recenzje „W obliczu śmierci” (1987). Sądziłem, że pieśnią przewodnią będzie  przebój grupy  A – ha.  Rozczarowanie.
Siedem lat temu, jeszcze przed poznaniem Żony, zrobiłem sobie bondowskie maratony i pisałem tak:

Bond z Connerym (plus Lazenby) odświeżony. Najlepszy Dr No (w sumie ex aequo z Pozdrowieniami), najsłabsza Operacja Piorun (chociaż różnice są niewielkie, a i Blofeld z tej części lepszy od późniejszych). Szkoda trochę zmarnowanego potencjału Żyje się tylko dwa razy. Część z Lazenbym bardziej niż przyzwoita. Najzabawniejsze Diamenty są wieczne, a najfajniejsi przeciwnicy to ci z Goldfingera. Ciężko wybrać najpiękniejszą dziewczynę bo i Honey i ta Rosjanka (i tak w nieskończoność), dlatego numerem jeden ogłaszam Lois Maxwell jako Miss Moneypenny (ulubiona postać).

Moore'owy Bond również odświeżony, dlatego zdecyduję się na krótkie podsumowanie. Dwie pierwsze części z Anglikiem (w tym najlepszy Bond ever - Żyj i Pozwól umrzeć) tkwią jeszcze w tradycji poprzedniczek, potem zaczyna się już nowa epoka (powiązana ze zwiększonym budżetem oraz możliwościami technicznymi) i tworzenie przez Rogera nowej tożsamości Agenta. Co przy tym najważniejsze, poziom zostaje podtrzymany, a starzenie aktora nie ma jakiegokolwiek znaczenia. Udana passa trwa aż do Ośmiorniczki i dopiero Zabójczy Widok stanowiący pożegnanie nie tylko z głównym bohaterem, ale grającą od początku Maxwell, nieco rozczarowuje. Moim cichym faworytem jest Tylko dla Twoich Oczu z ulubionym motywem muzycznym i najpiękniejszą z bondowskich dziewczyn (Carole Bouquet). To tak w telegraficznym skrócie.


[Obrazek: 2295043,X1cO3WZpuAatkOtc5KQWW49NKoZA7asB...HyuA==.jpg]





I jeszcze słowo na niedzielę: Connery dał Agentowi duszę, Roger podarował serce. Tak myślę.

Potem jeszcze pamiętam, że obejrzałem bardzo solidne dwie cześci z Daltonem, ze wskazaniem na Licencje na zabijanie. Próbowałem też obejrzeć coś z Brosnanem. Ale GoldenEye oraz Jutro nie umiera nigdy okazały się słabiutkie. Zabrakło tego czegoś co dawał zimnowojenny czas niepewności. Były lata 90te i chyba z tamtego czasu wolę flanelę od garniturów. Myślę, że dam jeszcze jedną szansę. Z Craigiem muszę spróbować, bo nie oglądałem. Boję się jedynie tego, że zabraknie tej ironicznej brytyjskości dawnych filmów o przygodach Agenta 007, a jednocześnie nie będzie to ciężar gatunkowy sensacji pokroju Gorączki