Filmozercy.com | Forum
Muzyka - Wersja do druku

+- Filmozercy.com | Forum (https://forum.filmozercy.com)
+-- Dział: Pozostałe (https://forum.filmozercy.com/dzial-pozostale--16)
+--- Dział: Na luzie (https://forum.filmozercy.com/dzial-na-luzie)
+--- Wątek: Muzyka (/watek-muzyka)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14


RE: Muzyka - Daras - 01-08-2020

Ethan odpisał koledze Hal:
Nie będę kruszył kopii, ani tez rozdzierał szat jeżeli chodzi o the Field, ale uważam, że jednak nie miałbyś argumentów przeciw, tylko raczej uprzedzenia jako słuchacz Smile   

Oczywiście koledzy mogliby odbijać piłeczkę dowolnie długo. Czy to do czegoś doprowadzi?
Trza by znowu sięgnąć do podstaw genetyki / neurologii, także wpływu środowiska (jednak) aby zrozumieć odmienność gustów.
Będę szczery. Choć w dużej mierze podzielam filmowe preferencje Ethana, to utworu będącego „przedmiotem” dyskusji nie byłem w stanie wysłuchać do końca. Zaliczyłem dwa podejścia. Sorry, Winnetou. Blush  

Dlaczego mam z tym kłopot? Ano tego typu rytmy męczą mnie natychmiast. Po prostu. Oczywiście próbowałem zrozumieć gatunek, gdyż mój kumpel niespodziewanie wszedł w klimaty. Nie wyszło. Dla poprawności dodam, że na wszelkiej maści inne tematy (niż muzyka) potrafiliśmy dyskutować godzinami.
Zatem bywają chwile, kiedy mozolne próby zachęt do czegokolwiek „płoną na panewce”. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy różni. I dobrze.

Zbliża się weekend. Spadam z forum, i chyba tym razem na dłużej. Wydawcy zgotowali mi niespodziankę w postaci minimalnych szans na nowe zakupy filmowe. Malizna w kraju. Malizna.

EDIT:
Wykreśliłem zdanie, które w późniejszej ocenie uznałem za zbędne.


RE: Muzyka - HAL 9000 - 06-08-2020

Daras ma oczywiście rację, odbijać piłeczkę można długo i do niczego to nie prowadzi, no chyba że ktoś chce być w tym biegły, to musi  Tongue
Ja przyznam się, że miałem kiedyś fazę nawracania "niewiernych", ale to było ćwierć wieku temu i mimo wielu gorących dyskusji nie przypominam sobie abym kogoś nawrócił  Tongue
Niedawno miałem sytuację, gdy najlepszy kolega, zapytany o to, co ostatnio sobie kupił do słuchania, przypomiał mi jak kiedyś poinformowałem go, że część jego kolekcji - wówczas jeszcze kaset magnetofonowych - to śmieci.
Powiedział teraz, że miałem rację i nie zamierza do tych zespołów wracać i kupować CD.
Zamast satysfakcji poczułem jedynie straszny wstyd, chciałem się zapaść pod ziemię, kolega po 25 latach pamieta co powiedziałem i nie było to nic miłego - gdybym się mógł cofnąć w czasie, z pewnością ugryzłbym się w język Smile

Ethan nie musisz cytować innych, ja prędzej uwierzę Tobie, niż tym "opisom przyrody".
Takie fragmenty:
"Prężna działalność nieortodoksyjnych i otwartych na popową wrażliwość labeli techno takich, jak Kompakt czy Get Physical, była kolejnym czynnikiem ułatwiającym muzyce tanecznej infiltrację środowisk indie."
Można podsumować krótko: komercha Big Grin

Nie uważam, że to coś złego, wręcz przeciwnie, w niezależności ukrywa się często zwykła nieudolność.

Wiem też, że niektóre gatunki świetnie się sprawdzają "na żywo" z odpowiednim nagłośnieniem i to nie tylko muzyka taneczna.
Idealnym rozwiązanie jest gdy mamy dwie wersje do wyboru, krótszą do słuchania i dłuższą do tańca jak np. The Prodigy.

Całkiem spora część twórczości Bacha to właśnie tańce, jak siciliana wyżej Smile
Bach dąży do doskonałości, a warto, w każdej dziedzinie życia:






Funk na mnie działa, a Jamesa Browna odnajduję zarówno w The Prodigy jak i w Rage Against the Machine.

Mashup ma korzenie grubo przed muzyką barokową:



Warto wiedzieć Smile




Fajna zabawa:
https://youtu.be/zro_jdcbzkU?t=145
Big Grin
https://youtu.be/YiOn6w5MJvo?t=128

Co jest jeszcze ciekawe, muzyka Bacha doskonale radzi sobie grana na nowoczesnych instrumentach:




Komputery też ją lubią  Cool





RE: Muzyka - Daras - 07-08-2020

Ciekawy jest ten miks The Bee Gees z „The Wall”. Doskonale pamiętam czasy polskiego szaleństwa wokół wymienionego zespołu. Koleżanki chadzały ze mną na „randki” aby na okrągło rozprawiać o popularnych na początku lat 80 – tych muzykach.  Trudno mi było wówczas z tym konkurować. Blush TVP „nałogowo” puszczała koncerty, ewentualnie pojedyncze fragmenty z Bee Gees.  

Słońce zachodzi nieco szybciej. W końcu odpaliłem z projektora polecony mi przez dwu filmożerców  obraz „La La Land” (2016). O filmie być może jeszcze coś napiszę. Nie jest to równy musical, choć wrócę do niego z pewnością. Tak krotko: wszystko byłoby OK (np. poniższa potańcówka), gdyby główny bohater nie musiał śpiewać. Huh





P.S.
W produkcjach kręconych z rozmachem irytują mnie durnowate wpadki, jak np. scena z bohaterami mijającymi dwa razy pod rząd tę samą knajpę (bezzasadne cofnięcie w czasie), w trakcie różnej wymiany zdań. Posiadacze krążka z pewnością wiedzą o co chodzi.


RE: Muzyka - HAL 9000 - 07-08-2020

Uwielbiam "La La Land", film zrobił na mnie duże wrażenie (mam CD) Heart
Dzięki niemu wróciłem też do starszych filmów takich jak "Deszczowa piosenka", którą znałem od dziecka, ale dopiero teraz wpawiła mnie w autentyczny zachwyt 10/10 Heart

A takie sceny powodowały opad szczęki  Smile
https://youtu.be/-Badf0ctYQo?t=68


RE: Muzyka - Daras - 08-08-2020

No, chyba każdy filmożerca włączył do kolekcji „Deszczową piosenkę” (1952).  To najlepszy musical wszech czasów według Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Film ewidentnie stanowił inspirację dla twórców „La La Land”.
Pamiętam jak wiele lat temu „Deszczową piosenkę” rzuciłem kilka razy na ekran projekcyjny. Moja rodzinka nie była jeszcze uszczuplona, zatem ciotki / wujowie / teściowe / żony/ znajomi chcieli zobaczyć w dobrej jakości rozpoznawalny majstersztyk. Smile Echu, czas płynie i pozostały jedynie wspomnienia. Ludzie odchodzą...
Jest okazja bym wyjaśnił z jakiego powodu nie kupię „La La Land” w wersji UHD. Otóż biorąc pod uwagę klimat retro, wolę krzykliwe kolorki na „kopyto” Technicolor (bez HDR). Zresztą nazwa rzeczonej technologii pada podczas jakiegoś dialogu, a to jakby zdradza intencje producentów.

EDIT:
Dygresja. Dla „bezpieczeństwa” może warto  pierwszy raz obejrzeć film solo. Gdy w jakikolwiek sposób  „La...” chwyci fiilmożercę, ten wnet przekona współziomków z reala (brzmienie tytułu na dzień dobry zniechęciło moich bliskich do jakiegokolwiek zainteresowania produkcją).
Na marginesie. W necie można znaleźć recenzję KINOMANIAKA, a ten wypunktował całość wysoko.






RE: Muzyka - Daras - 08-08-2020

Przepraszam. Naprawdę przepraszam, ale skoro (jako podstarzały pierdziel) dałem się wkręcić w forumową aktywność, to dziś z premedytacją wykorzystam daną mi możliwość.

Smutno mi. Od tygodni targały mną złe przeczucia. Coś nawet próbowałem bezładnie napisać w wątku dotyczącym „Sugestii odnośnie...”. Ale pieprzę to. Wrodzona intuicjo – odejdź!

Kilka godzin temu otrzymałem informację o śmierci przyjaciela, który należał do grona stałych bywalców mojego home cinema. Rany, znaliśmy się blisko 40 lat!

Artur, zawsze mówiłeś, że każda projekcja w moich skromnych progach stanowiła dla Ciebie wydarzenie. Ale nawet jeśli przyjąć, iż cokolwiek wiem o sztuce filmowej, to Ty byłeś w tej materi przewodnikiem. Dziękuję.
Przepraszam, zapomniałem jaki utwór chciałeś usłyszeć podczas swojej ostatniej drogi. Twoją „wolę” potraktowałem jako ponury żart. Przecież tryskałeś optymizmem! Jesteśmy wieczni! Śmierć? Co to takiego?

Oczywiście gdy przygasło mi teraz na moment ledowe oświetlanie, odebrałem zdarzenie jak każdy normalny człowiek – nastąpiło „przepięcie” w sieci.

Czy pamiętasz od jakiego kawałka zaczynaliśmy wspólne biesiady? To dla Ciebie przyjacielu.





P.S.
Odszedł pasjonat polskiej historii (porządnie w tej materii wykształcony).  
Jeszcze coś, nasze „drobne” różnice dotyczące poglądów politycznych w najmniejszym stopniu nie zaważyły na przyjaźni.

Gwoli wspomnień…

Daras napisał:
Moje domowe kino odwiedził „autor” powyższej anegdoty. Poniżej relacja z pierwszej ręki:

Tak. Około 2005 r. do Trójmiasta przyjechała wycieczka z Niemiec. W programie mieli zwiedzanie obozu koncentracyjnego w Sztutowie (Stutthof) i wówczas jeden z wycieczkowiczów, młody Niemiec dostał histerii. Zaczął krzyczeć, płakać, podarł swój paszport. Zaczął złorzeczyć na wieczną hańbę narodu niemieckiego. Krzyczał, że on tu zostanie będzie sprzątał, pracował, odpokutuje winy Niemców o których skali nie zdawał sobie sprawy. Nie można go było uspokoić. Dopiero wezwane pogotowie odwiozło go do szpitala psychiatrycznego, prawdopodobnie w Elblągu gdzie otrzymał pomoc psychologiczną.
Pozdrawiam, Artur z Gdańska.


http://forum.kinopolska.pl/viewtopic.php?t=12027&postdays=0&postorder=asc&start=975


RE: Muzyka - Gieferg - 09-08-2020

Cytat:No, chyba każdy filmożerca włączył do kolekcji „Deszczową piosenkę” (1952).
Nie każdy.

Ostatnio sobie kupiłem Appetite for Destruction Gunsów - w tej dwupłytowej edycji, normalna oczywiście od dawna na półce.


RE: Muzyka - sebas - 09-08-2020

Trochę ciężko zmieścić się w zaledwie dziesięciu tytułach, ale spróbuję. Kolejność zbliżona do tej, w jakiej te albumy odkrywałem (choć pewnie mogłęm się nieco pomylić - latka lecą i pamięć bywa zawodna). W moim przypadku zaczęło się tak:
  • Europe - The Final Countdown - późne lata 80-te. Album nagrany był na kasetę magnetofonowa marki "stomil" krajowej produkcji. Ta muzyka chyba już trwale ukierunkowała moje gusta na szeroko rozumiany rock. Choć obecnie zbyt często glam rocka nie słucham, to lubię wracać do tego albumu (już w wersji cyfrowej, oczywiście). Chociaż fryzury i stroje muzyków z tamtych lat dzisiaj wyglądają może nawet nieco śmiesznie, to jednak wtedy potrafili grać, śpiewać, a muzyka, choć może i prosta i naiwna w warstwie tekstowej, była przyjemna dla ucha, a artyści nie dokładali do niej jakieś wydumanej filozofii, nie podszywali jej prywatnymi przeżyciami niczym z romantycznej telenoweli, że o polityce i próbach zbawienia świata nie wspomnę. Trochę taka rzemieślnicza robota, ale dobrze zrobiona. Jako przykład prezentuję wiadomy utwór, tyle że w wersji akustycznej, z albumu "Almost unplugged" (bardzo dobrego zresztą...) zaśpiewany lata później...







  • Bon Jovi - Cross Road - oficjalna kompilacja zespołu plus dwa nowe utwory, w tym tytułowy "Always". W teledysku promującym album w rolach głównych wystąpiły  Carla Gugino i Keri Russell, których to Filmożercom przedstawiać nie trzeba... Moja pierwsza płyta CD. Mam po dziś dzień.







  • Pink Floyd - Dak Side of the Moon - jak dla mnie najwybitniejszy album rockowy wszech czasów. Po raz pierwszy usłyszałem go w wersji koncertowej, na albumie Pulse. Powracam do niego regularnie. Wzorzec concept-albumu.







  • Marillion - Misplaced Childhood - kolejny klasyk rocka progresywnego, album suita, znakomicie skomponowana, przemyślana i zaśpiewana. Wokal Fisha mocno nietypowy i choć nie jest na miarę głosu Roberta Planta, to idealnie wpisuje się w stylistykę muzyki. Szkoda, że zespół już nigdy nie nagrał czegoś choć zbliżającego się do tego poziomu.







  • The Mars Volta - De-loused in comatorium - był rok 2003 i usłyszałem poniżej zaprezentowany teledysk na MTV2. Brzmienie, aranżacje, teksty, wszystko zakręcone do granic możliwości. Ten album zapoczątkował moją przygodę z tym zespołem, która trwała blisko 13 lat. Po kolejnych pięciu albumach (czterech bardzo dobrych i jednym przeciętnym) Panowie zakończyli działalność. Przez cały czas wciąż poszukiwali i każda płyta była inna od poprzedniej, choć zawierała DNA Mars Volty z debiutanckiego albumu.






  • Tool - Lateralus - Ten zespół i ten album był już w tym wątku przedstawiony, więc nie będę się zbytnio rozpisywał. Dołączam się po prostu do pochwał.







  • Radiohead - OK Computer - ten zespół jest jak dla mnie najwybitniejszym przedstawicielem brytyjskiego rocka lat 90-tych. Choć na listach "przebojów" triumfy święciło głównie "Oasis" (jak najbardziej zasłużenie), to Radiohead w czasach dominującego britpopu wymyśliło jak dla mnie swój własny gatunek. Nikt nie był w stanie ich podrobić, czy naśladować. Przetrwali do dzisiaj wydając 9 albumów, z czego tu przedstawiony, wcześniejszy (The Bends) i kolejny (Kid-A) wielu (w tym i ja) uważa za absolutnie wybitne. Mało który zespół może pochwalić się takim dorobkiem jak Radiohead.






  • Porcupine Tree - In Absentia - jak się słuchało "za młodu" Pink Floyd, to wcześniej czy później musiało się trafić właśnie na Porcupine Tree. Rock progresywny, trochę w stylistyce Floydów, ale nowocześniejszy.







  • Temple of The Dog - jednorazowy projekt. Miało być zaledwie kilka piosenek zaśpiewanych przez Chrisa Cornella i jego kolegów z Soundgarden i Mother Love Bone, dla upamiętnienia tragicznej śmierci Andy’ego Wooda - wokalisty Mother Love Bone właśnie. W rezultacie powstało 10 utworów, nagranych bez pośpiechu, kłótni i przepychanek, a za to na luzie, z potrzeby serca. Do składu pod koniec sesji dołączył nie znany jeszcze wtedy szerokiej publiczności Eddie Vedder, co po części przyczyniło się do powstania Pearl Jam. Album ma bardzo melodyjne, spokojne brzmienie. Jak dla mnie pierwsza dziesiątka albumów rockowych wszech czasów. Wybitnie zagrany i zaśpiewany. Znakomite teksty. Szkoda, że Chris Cornell już nigdy nie zaśpiewa "Call me a dog"...







  • Arctic Monkeys -Whatever People Say I Am, That's What I'm Not - gdy zadebiutowali, brytyjska muzyka rockowa nie miała takiego zespołu od czasów Oasis. "Muzycy" byli wtedy jeszcze nastolatkami. Arctic Monkeys to dobry przykład indie rockowej kapeli, która nie kończy się na jednym, dwóch albumach, ale przeistacza w pełnowartościowy zespół, z własnym brzmieniem.




Oczywiście, takich "przełomowych" albumów było więcej. To co powyżej przedstawiłem, to zaledwie mała próbka. Patrząc jednak z perspektywy czasu, to nowych płyt, które nie tylko byłyby dobre, czy nawet bardzo dobre, ale dodatkowo coś zmieniały, znajduję coraz mniej. Albo się starzeję, zgnuśniałem, zamknąłem na nowe brzmienia, albo...


RE: Muzyka - Daras - 09-08-2020

(09-08-2020, 00:05)Gieferg napisał(a):  
Cytat:No, chyba każdy filmożerca włączył do kolekcji „Deszczową piosenkę” (1952).  
Nie każdy.

Ty naprawdę sądziłeś, że zacytowane zdanie napisałem serio? Smile Niekiedy zaglądam do Waszych kolekcji, a te (niestety) zdradzają gusta filmożerców.

Sebas napisał:
Pink Floyd - Dak Side of the Moon - jak dla mnie…

Zawsze początek zapodanego utworu wbija mnie w fotel. Podczas odsłuchu siedzę grzecznie w rogu trójkąta równobocznego i upajam się magią stereo.


RE: Muzyka - Ethan - 10-08-2020

Dwadzieścia lat temu nasze zestawienia byłyby miejscami bliźniacze. Obecnie ten top powyżej to dla mnie głównie (piękne) sentymenty, które w dużej części mam na półce, chociaż same albumy powędrowały trochę niżej w rankingu płyt życia Wink

Europe - The Final Countdown tutaj jedna z pierwszych fascynacji muzycznych i kilka ważnych wspomnień. Pewnie się powtarzam, ale było:

1/ skakanie w garażu po maluchu ojca z rajstopami na głowie, po tym jak (bodaj) Telexpress pokazał fragment teledysku Final Coundown, a my z Kuzynką potrzebowaliśmy sceny do inscenizacji tego co zobaczyliśmy. Jako prowodyr tego incydentu posmakowałem paska Wink

2/ zbieranie plakatów muzyków zespołu. Wiadomo, że Tempest był najważniejszy, ale Zarzewie rzuciło cotygodniowy cykl plakatów z każdym z członków oddzielnie. Potem całość się łączyła. Pani kioskarka dzielnie odkładała do założonej teczki kolejne numery pisma. Tak to się kiedyś odbywało.

3/ chodzenie po kolędzie jako ministrant i kupienie za kasę z jednej z kolęd właśnie Final Countdown, chociaż mama była oburzona, bo uważała, że bardziej potrzebuję spodni czy innych butów. Tak to było. Teraz nie wracam. Pamiętam, że najbardziej doznawało się przy utworze tytułowym oraz przy łzawej Carrie. Było chyba jeszcze Cherokee. Potem miałem jeszcze na kasecie pirackie wydanie Prisoners in Paradise. Fajny czas.

Bon Jovi - Cross Road Niby fajna składanka, ale niestety brakuje mi tutaj Born to Be my Baby, o którym wspominałem w swoim wpisie. No i nie ma dwóch singlowych ballad: ze Slippery, Never Say Goodbye oraz z Jersey, Living in Sin. Z drugiej strony jakbym znalazł gdzieś tanio to może bym kupił, bo tamte mam na półce, a tutaj sprawę wczesnych płyt załatwia Runaway (które świetnie zabrzmiało w Stranger Things) plus cos tam z momentami dobrej (taką ją zapamiętałem prawie 30 lat temu) Keep the Faith.

Pink Floyd - Dak Side of the Moon Miałem (mam) ją i Wall. Ostatnio w ramach porządków na półce postanowiłem sprzedać obie, bo Dark mi się osłuchała, a Ściana jest zbyt nierówna i pewnie kupię sobie składaka A Foot in the Door (jest na niej połowa Dark Side'u). Żałować będę jedynie, że nie ma na nim pięknej muzycznej miniatury w postaci Very (nie ma jej chyba na żadnej składance)





Marillion - Misplaced Childhood mimo, że mam uczulenie na progresywne granie od wielu lat, to w tym nieco egzaltowanym teatrze Fisha świetnie się odnajduję i czuję. I to pomimo tego, że niektórzy zarzucali im kopiowanie Genesis tego z Gabrielem (a właśnie tego stricte progresywnego Genesis nie lubię - wole bardziej przebojowy i mniej rozbudowany okres z Collinsem...



(za gówniarza leciało w MTV non stop i po latach przyznam, że to pewnie moje top 10 wideoklipów)

... a także Gabriela solo). Chociaż mi cała studyjna czwórka z Rybą plus ten bisajd...





... bardzo podchodzą. A może bardziej podchodziły, bo ostatni raz słuchałem z pięć lat temu. Kiedyś lubiłem też niektóre rzeczy z Hogarthem (miałem fazę na historię, którą wykorzystali na Brave), ale po latach ich granie wydają mi się zbyt sterylne i po amerykańsku radiofriendly. Chociaż Beautiful to wciąż fajny, łzawy kawałek, a tekst do Seasons End dopiero teraz nabiera mocy, gdy zmiany klimatyczne zarysowują się jeszcze bardziej





Przy okazji Misplaced mam i na winylu i na cd.

The Mars Volta - De-loused in comatorium Dla mnie Omar i Cedric to przede wszystkim to co zrobili z At the Drive-in. Pamiętam jak na studiach, na przełomie lat 90 i zerowych, biegałem i szukałem ich płyt w toruńskich sklepach muzycznych. Sprzedawcy rozkładali bezradnie ręce. Mars Volty mam na półce przywołana tutaj jedynkę. Rzecz z kilkoma fantastycznymi momentami. Potem był jeszcze źle nagłośniony koncet w Stodole w 2005, z czasem jednak rozeszły się nasze drogi Smile





Tool - Lateralus Miałem swój czas fascynacji. W czasach gdy Polonia 1 grała teledyski z Undertow, a potem zasłuchiwałem się (jeszcze z kasety) w muzyce z Aenimy. Na wysokości 2020 niekoniecznie lubię, ale jakby ktoś puścił w pubie (jakbym do nich ostatnio chodził Wink) Stinkfista czy Sober pokiwałbym nóżką.

Do pozostałych rzeczy też pewnie się odniosę, ale teraz czas już spać.