Muzyka - Wersja do druku +- Filmozercy.com | Forum (https://forum.filmozercy.com) +-- Dział: Pozostałe (https://forum.filmozercy.com/dzial-pozostale--16) +--- Dział: Na luzie (https://forum.filmozercy.com/dzial-na-luzie) +--- Wątek: Muzyka (/watek-muzyka) |
RE: Muzyka - Daras - 01-08-2020 Ethan odpisał koledze Hal: Nie będę kruszył kopii, ani tez rozdzierał szat jeżeli chodzi o the Field, ale uważam, że jednak nie miałbyś argumentów przeciw, tylko raczej uprzedzenia jako słuchacz Oczywiście koledzy mogliby odbijać piłeczkę dowolnie długo. Czy to do czegoś doprowadzi? Trza by znowu sięgnąć do podstaw genetyki / neurologii, także wpływu środowiska (jednak) aby zrozumieć odmienność gustów. Będę szczery. Choć w dużej mierze podzielam filmowe preferencje Ethana, to utworu będącego „przedmiotem” dyskusji nie byłem w stanie wysłuchać do końca. Zaliczyłem dwa podejścia. Sorry, Winnetou. Dlaczego mam z tym kłopot? Ano tego typu rytmy męczą mnie natychmiast. Po prostu. Oczywiście próbowałem zrozumieć gatunek, gdyż mój kumpel niespodziewanie wszedł w klimaty. Nie wyszło. Dla poprawności dodam, że na wszelkiej maści inne tematy (niż muzyka) potrafiliśmy dyskutować godzinami. Zatem bywają chwile, kiedy mozolne próby zachęt do czegokolwiek „płoną na panewce”. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy różni. I dobrze. Zbliża się weekend. Spadam z forum, i chyba tym razem na dłużej. Wydawcy zgotowali mi niespodziankę w postaci minimalnych szans na nowe zakupy filmowe. Malizna w kraju. Malizna. EDIT: Wykreśliłem zdanie, które w późniejszej ocenie uznałem za zbędne. RE: Muzyka - HAL 9000 - 06-08-2020 Daras ma oczywiście rację, odbijać piłeczkę można długo i do niczego to nie prowadzi, no chyba że ktoś chce być w tym biegły, to musi Ja przyznam się, że miałem kiedyś fazę nawracania "niewiernych", ale to było ćwierć wieku temu i mimo wielu gorących dyskusji nie przypominam sobie abym kogoś nawrócił Niedawno miałem sytuację, gdy najlepszy kolega, zapytany o to, co ostatnio sobie kupił do słuchania, przypomiał mi jak kiedyś poinformowałem go, że część jego kolekcji - wówczas jeszcze kaset magnetofonowych - to śmieci. Powiedział teraz, że miałem rację i nie zamierza do tych zespołów wracać i kupować CD. Zamast satysfakcji poczułem jedynie straszny wstyd, chciałem się zapaść pod ziemię, kolega po 25 latach pamieta co powiedziałem i nie było to nic miłego - gdybym się mógł cofnąć w czasie, z pewnością ugryzłbym się w język Ethan nie musisz cytować innych, ja prędzej uwierzę Tobie, niż tym "opisom przyrody". Takie fragmenty: "Prężna działalność nieortodoksyjnych i otwartych na popową wrażliwość labeli techno takich, jak Kompakt czy Get Physical, była kolejnym czynnikiem ułatwiającym muzyce tanecznej infiltrację środowisk indie." Można podsumować krótko: komercha Nie uważam, że to coś złego, wręcz przeciwnie, w niezależności ukrywa się często zwykła nieudolność. Wiem też, że niektóre gatunki świetnie się sprawdzają "na żywo" z odpowiednim nagłośnieniem i to nie tylko muzyka taneczna. Idealnym rozwiązanie jest gdy mamy dwie wersje do wyboru, krótszą do słuchania i dłuższą do tańca jak np. The Prodigy. Całkiem spora część twórczości Bacha to właśnie tańce, jak siciliana wyżej Bach dąży do doskonałości, a warto, w każdej dziedzinie życia: Funk na mnie działa, a Jamesa Browna odnajduję zarówno w The Prodigy jak i w Rage Against the Machine. Mashup ma korzenie grubo przed muzyką barokową: Warto wiedzieć Fajna zabawa: https://youtu.be/zro_jdcbzkU?t=145 https://youtu.be/YiOn6w5MJvo?t=128 Co jest jeszcze ciekawe, muzyka Bacha doskonale radzi sobie grana na nowoczesnych instrumentach: Komputery też ją lubią RE: Muzyka - Daras - 07-08-2020 Ciekawy jest ten miks The Bee Gees z „The Wall”. Doskonale pamiętam czasy polskiego szaleństwa wokół wymienionego zespołu. Koleżanki chadzały ze mną na „randki” aby na okrągło rozprawiać o popularnych na początku lat 80 – tych muzykach. Trudno mi było wówczas z tym konkurować. TVP „nałogowo” puszczała koncerty, ewentualnie pojedyncze fragmenty z Bee Gees. Słońce zachodzi nieco szybciej. W końcu odpaliłem z projektora polecony mi przez dwu filmożerców obraz „La La Land” (2016). O filmie być może jeszcze coś napiszę. Nie jest to równy musical, choć wrócę do niego z pewnością. Tak krotko: wszystko byłoby OK (np. poniższa potańcówka), gdyby główny bohater nie musiał śpiewać. P.S. W produkcjach kręconych z rozmachem irytują mnie durnowate wpadki, jak np. scena z bohaterami mijającymi dwa razy pod rząd tę samą knajpę (bezzasadne cofnięcie w czasie), w trakcie różnej wymiany zdań. Posiadacze krążka z pewnością wiedzą o co chodzi. RE: Muzyka - HAL 9000 - 07-08-2020 Uwielbiam "La La Land", film zrobił na mnie duże wrażenie (mam CD) Dzięki niemu wróciłem też do starszych filmów takich jak "Deszczowa piosenka", którą znałem od dziecka, ale dopiero teraz wpawiła mnie w autentyczny zachwyt 10/10 A takie sceny powodowały opad szczęki https://youtu.be/-Badf0ctYQo?t=68 RE: Muzyka - Daras - 08-08-2020 No, chyba każdy filmożerca włączył do kolekcji „Deszczową piosenkę” (1952). To najlepszy musical wszech czasów według Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Film ewidentnie stanowił inspirację dla twórców „La La Land”. Pamiętam jak wiele lat temu „Deszczową piosenkę” rzuciłem kilka razy na ekran projekcyjny. Moja rodzinka nie była jeszcze uszczuplona, zatem ciotki / wujowie / teściowe / żony/ znajomi chcieli zobaczyć w dobrej jakości rozpoznawalny majstersztyk. Echu, czas płynie i pozostały jedynie wspomnienia. Ludzie odchodzą... Jest okazja bym wyjaśnił z jakiego powodu nie kupię „La La Land” w wersji UHD. Otóż biorąc pod uwagę klimat retro, wolę krzykliwe kolorki na „kopyto” Technicolor (bez HDR). Zresztą nazwa rzeczonej technologii pada podczas jakiegoś dialogu, a to jakby zdradza intencje producentów. EDIT: Dygresja. Dla „bezpieczeństwa” może warto pierwszy raz obejrzeć film solo. Gdy w jakikolwiek sposób „La...” chwyci fiilmożercę, ten wnet przekona współziomków z reala (brzmienie tytułu na dzień dobry zniechęciło moich bliskich do jakiegokolwiek zainteresowania produkcją). Na marginesie. W necie można znaleźć recenzję KINOMANIAKA, a ten wypunktował całość wysoko. RE: Muzyka - Daras - 08-08-2020 Przepraszam. Naprawdę przepraszam, ale skoro (jako podstarzały pierdziel) dałem się wkręcić w forumową aktywność, to dziś z premedytacją wykorzystam daną mi możliwość. Smutno mi. Od tygodni targały mną złe przeczucia. Coś nawet próbowałem bezładnie napisać w wątku dotyczącym „Sugestii odnośnie...”. Ale pieprzę to. Wrodzona intuicjo – odejdź! Kilka godzin temu otrzymałem informację o śmierci przyjaciela, który należał do grona stałych bywalców mojego home cinema. Rany, znaliśmy się blisko 40 lat! Artur, zawsze mówiłeś, że każda projekcja w moich skromnych progach stanowiła dla Ciebie wydarzenie. Ale nawet jeśli przyjąć, iż cokolwiek wiem o sztuce filmowej, to Ty byłeś w tej materi przewodnikiem. Dziękuję. Przepraszam, zapomniałem jaki utwór chciałeś usłyszeć podczas swojej ostatniej drogi. Twoją „wolę” potraktowałem jako ponury żart. Przecież tryskałeś optymizmem! Jesteśmy wieczni! Śmierć? Co to takiego? Oczywiście gdy przygasło mi teraz na moment ledowe oświetlanie, odebrałem zdarzenie jak każdy normalny człowiek – nastąpiło „przepięcie” w sieci. Czy pamiętasz od jakiego kawałka zaczynaliśmy wspólne biesiady? To dla Ciebie przyjacielu. P.S. Odszedł pasjonat polskiej historii (porządnie w tej materii wykształcony). Jeszcze coś, nasze „drobne” różnice dotyczące poglądów politycznych w najmniejszym stopniu nie zaważyły na przyjaźni. Gwoli wspomnień… Daras napisał: Moje domowe kino odwiedził „autor” powyższej anegdoty. Poniżej relacja z pierwszej ręki: Tak. Około 2005 r. do Trójmiasta przyjechała wycieczka z Niemiec. W programie mieli zwiedzanie obozu koncentracyjnego w Sztutowie (Stutthof) i wówczas jeden z wycieczkowiczów, młody Niemiec dostał histerii. Zaczął krzyczeć, płakać, podarł swój paszport. Zaczął złorzeczyć na wieczną hańbę narodu niemieckiego. Krzyczał, że on tu zostanie będzie sprzątał, pracował, odpokutuje winy Niemców o których skali nie zdawał sobie sprawy. Nie można go było uspokoić. Dopiero wezwane pogotowie odwiozło go do szpitala psychiatrycznego, prawdopodobnie w Elblągu gdzie otrzymał pomoc psychologiczną. Pozdrawiam, Artur z Gdańska. http://forum.kinopolska.pl/viewtopic.php?t=12027&postdays=0&postorder=asc&start=975 RE: Muzyka - Gieferg - 09-08-2020 Cytat:No, chyba każdy filmożerca włączył do kolekcji „Deszczową piosenkę” (1952).Nie każdy. Ostatnio sobie kupiłem Appetite for Destruction Gunsów - w tej dwupłytowej edycji, normalna oczywiście od dawna na półce. RE: Muzyka - sebas - 09-08-2020 Trochę ciężko zmieścić się w zaledwie dziesięciu tytułach, ale spróbuję. Kolejność zbliżona do tej, w jakiej te albumy odkrywałem (choć pewnie mogłęm się nieco pomylić - latka lecą i pamięć bywa zawodna). W moim przypadku zaczęło się tak:
Oczywiście, takich "przełomowych" albumów było więcej. To co powyżej przedstawiłem, to zaledwie mała próbka. Patrząc jednak z perspektywy czasu, to nowych płyt, które nie tylko byłyby dobre, czy nawet bardzo dobre, ale dodatkowo coś zmieniały, znajduję coraz mniej. Albo się starzeję, zgnuśniałem, zamknąłem na nowe brzmienia, albo... RE: Muzyka - Daras - 09-08-2020 (09-08-2020, 00:05)Gieferg napisał(a):Cytat:No, chyba każdy filmożerca włączył do kolekcji „Deszczową piosenkę” (1952).Nie każdy. Ty naprawdę sądziłeś, że zacytowane zdanie napisałem serio? Niekiedy zaglądam do Waszych kolekcji, a te (niestety) zdradzają gusta filmożerców. Sebas napisał: Pink Floyd - Dak Side of the Moon - jak dla mnie… Zawsze początek zapodanego utworu wbija mnie w fotel. Podczas odsłuchu siedzę grzecznie w rogu trójkąta równobocznego i upajam się magią stereo. RE: Muzyka - Ethan - 10-08-2020 Dwadzieścia lat temu nasze zestawienia byłyby miejscami bliźniacze. Obecnie ten top powyżej to dla mnie głównie (piękne) sentymenty, które w dużej części mam na półce, chociaż same albumy powędrowały trochę niżej w rankingu płyt życia Europe - The Final Countdown tutaj jedna z pierwszych fascynacji muzycznych i kilka ważnych wspomnień. Pewnie się powtarzam, ale było: 1/ skakanie w garażu po maluchu ojca z rajstopami na głowie, po tym jak (bodaj) Telexpress pokazał fragment teledysku Final Coundown, a my z Kuzynką potrzebowaliśmy sceny do inscenizacji tego co zobaczyliśmy. Jako prowodyr tego incydentu posmakowałem paska 2/ zbieranie plakatów muzyków zespołu. Wiadomo, że Tempest był najważniejszy, ale Zarzewie rzuciło cotygodniowy cykl plakatów z każdym z członków oddzielnie. Potem całość się łączyła. Pani kioskarka dzielnie odkładała do założonej teczki kolejne numery pisma. Tak to się kiedyś odbywało. 3/ chodzenie po kolędzie jako ministrant i kupienie za kasę z jednej z kolęd właśnie Final Countdown, chociaż mama była oburzona, bo uważała, że bardziej potrzebuję spodni czy innych butów. Tak to było. Teraz nie wracam. Pamiętam, że najbardziej doznawało się przy utworze tytułowym oraz przy łzawej Carrie. Było chyba jeszcze Cherokee. Potem miałem jeszcze na kasecie pirackie wydanie Prisoners in Paradise. Fajny czas. Bon Jovi - Cross Road Niby fajna składanka, ale niestety brakuje mi tutaj Born to Be my Baby, o którym wspominałem w swoim wpisie. No i nie ma dwóch singlowych ballad: ze Slippery, Never Say Goodbye oraz z Jersey, Living in Sin. Z drugiej strony jakbym znalazł gdzieś tanio to może bym kupił, bo tamte mam na półce, a tutaj sprawę wczesnych płyt załatwia Runaway (które świetnie zabrzmiało w Stranger Things) plus cos tam z momentami dobrej (taką ją zapamiętałem prawie 30 lat temu) Keep the Faith. Pink Floyd - Dak Side of the Moon Miałem (mam) ją i Wall. Ostatnio w ramach porządków na półce postanowiłem sprzedać obie, bo Dark mi się osłuchała, a Ściana jest zbyt nierówna i pewnie kupię sobie składaka A Foot in the Door (jest na niej połowa Dark Side'u). Żałować będę jedynie, że nie ma na nim pięknej muzycznej miniatury w postaci Very (nie ma jej chyba na żadnej składance) Marillion - Misplaced Childhood mimo, że mam uczulenie na progresywne granie od wielu lat, to w tym nieco egzaltowanym teatrze Fisha świetnie się odnajduję i czuję. I to pomimo tego, że niektórzy zarzucali im kopiowanie Genesis tego z Gabrielem (a właśnie tego stricte progresywnego Genesis nie lubię - wole bardziej przebojowy i mniej rozbudowany okres z Collinsem... (za gówniarza leciało w MTV non stop i po latach przyznam, że to pewnie moje top 10 wideoklipów) ... a także Gabriela solo). Chociaż mi cała studyjna czwórka z Rybą plus ten bisajd... ... bardzo podchodzą. A może bardziej podchodziły, bo ostatni raz słuchałem z pięć lat temu. Kiedyś lubiłem też niektóre rzeczy z Hogarthem (miałem fazę na historię, którą wykorzystali na Brave), ale po latach ich granie wydają mi się zbyt sterylne i po amerykańsku radiofriendly. Chociaż Beautiful to wciąż fajny, łzawy kawałek, a tekst do Seasons End dopiero teraz nabiera mocy, gdy zmiany klimatyczne zarysowują się jeszcze bardziej Przy okazji Misplaced mam i na winylu i na cd. The Mars Volta - De-loused in comatorium Dla mnie Omar i Cedric to przede wszystkim to co zrobili z At the Drive-in. Pamiętam jak na studiach, na przełomie lat 90 i zerowych, biegałem i szukałem ich płyt w toruńskich sklepach muzycznych. Sprzedawcy rozkładali bezradnie ręce. Mars Volty mam na półce przywołana tutaj jedynkę. Rzecz z kilkoma fantastycznymi momentami. Potem był jeszcze źle nagłośniony koncet w Stodole w 2005, z czasem jednak rozeszły się nasze drogi Tool - Lateralus Miałem swój czas fascynacji. W czasach gdy Polonia 1 grała teledyski z Undertow, a potem zasłuchiwałem się (jeszcze z kasety) w muzyce z Aenimy. Na wysokości 2020 niekoniecznie lubię, ale jakby ktoś puścił w pubie (jakbym do nich ostatnio chodził ) Stinkfista czy Sober pokiwałbym nóżką. Do pozostałych rzeczy też pewnie się odniosę, ale teraz czas już spać. |