16-11-2024, 16:56
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-11-2024, 17:03 przez ILSA FAUST.)
Uwaga spojlery. Masz słabe nerwy? Nie czytaj bez zgody lekarza.
-------------------------------------------------------------------------------
Nie da się pisać o Gladiator 2 bez kontekstu pierwszej części ale także bez odniesienia do niedawnej premiery Megalopolis Copolli.
G2 to pełnoprawny prequel w stosunku do G1 i moje przygotowania do seansu w kinie odbyły się zgodnie z instrukcją:
(1) Wielokrotny odsłuch ścieżki dźwiękowej Zimmera do G1 z winyla 180 gramm
(2) kilka dni przed seansem powtórka G1 w kinie domowym w 4K UHD oraz dodatkowy dysk 2K pełny dodatków.
(3) na 2 dni przed premierą G2 ukazał się score HGW w sieci - reklama po to aby kupić nośnik - wielokrotny odsłuch przed premierą w kinie (pomimo kompromisu słabej jakości)
(4) premiera w kinie - niesamowity sens
(5) wielokrotny odsłuch z winyla - premiera w tym samym dniu co film (zawsze powinno być co najmniej tydzień przed ale i tak nie jest źle, bo czasami premiera na winylu jest po kilku miesiącach, kilku latach, albo nigdy)
Sam film G2 to jeden wielki hołd dla G1, z zaznaczeniem, że G1 wypada lepiej na arenie, głównie w związku z większą charyzmą Maximvsa w stosunku do jego syna Lucivsa, który próbuje naśladować ojca, od momentu pojednania z matką - Lucillą. Początek filmu w dosyć telegraficznym skrócie za pomogą techniki animacji przestawia tło z G1 (udany zabieg unikania kopiowania scen z G1) wprowadza nas w świat prequela. Poznajemy w filmie jak Lucivs stał się Gladiatorem. Realizacyjnie G2 pozostaje na wysokim poziomie, nawet użycie CGI na początku filmu nie jest do końca błędem, dzięki czemu obraz nawiązuje do estetyki 300 do momentu pierwszych walk na arenie. Film jest bardzo dobry, pomimo, że garściami kopiuje motywy, nawet te same ujęcia z G1. Wątek miłosny jest gorzej poprowadzony, bo mamy tę samą Connie Nielsen, która już ma prawie 60 lat a już w G1 miała 35 lat, przez co dostajemy stonowany, zimny, wyrachowany jej związek z kolejnym generałem, zdobywającym kolejne "landy" dla swoich Imperatorów.
Film wyraźnie traci na tym, bo wątek miłosny młodszego pokolenia trwa zaledwie kilka minut.
Za to dostajemy dwóch Imperatorów (Geta i Karakalla) braci bliźniaków, spiętych pępowiną w swoim panowaniu. Bardzo dobrze wypadają chłopcy w roli cesarzy, prawie tak dobrze jak Phoenix w G1.
Szczególnie Karakalla, który miłość do małpki ceni sobie bardziej niż do ludzi.
Niespodziewanie dobra kreacja Maksynusa (Denzel W.), który jest głównym graczem spiskującym przeciw wszystkim naraz, tak jak lubi najbardziej. Wybronił się znakomicie od hejtu jaki zalał go Internet przed premierą filmu, a nawet Scott nie ukrywa poprowadzenia dalej jego historii w Gladiatorze 3, bo jak wiemy z historii to Makrymus rządzi Żymem po śmierci Karakalli, którego własnoręcznie zabił.
Nie widzę sensu dyskusji czy film G1 oraz G2 są spójne z historią bo to nie jest film historyczny, a postać Maximvsa przecież nie jest prawdziwa, a cały film to po prostu fantasy osadzone w historycznym Żymie.
Film wypada bardzo dobrze jako widowiskowa uczta kinowa, pomimo metrażu nie nudzi, trzyma w napięciu, świetna oprawa muzyczna, zdjęcia walk na arenie, genialni bracia Cesarowie, dużo spisków, jak na blockbuster jeden z lepszych filmów roku, przy czym ustępuje Dune 2.
Słabszą stroną filmu jest wątek miłosny dla 60 latków (sic!), brak charyzmy protogranisty, który nadrabia to uśmiechem mówiącym: "tak, wiem, nigdy nie będę taki jak Maximvs". Także mamy brak scen seksu, czy sodomii, co nie przystoi w starożytnym Żymie.
No i właśnie - Megalopolis Copolli jest znacznie lepszy od Gladiatora 2 zarówno jako film, jako dzieło filmowe ale także w pokazaniu czym naprawdę jest starożytny Żym i jakie dzisiaj ma znaczenie dla naszej cywilizacji.
Shia LaBouf jest niczym Karakalla w G2, z jednym zastrzeżeniem, że miłość nad małpami zastępuje zaspokojeniem cioteczki Wow.
Jeśli chodzi o przesłanie, pokazanie czym tak naprawdę jest Żym w każdym człowieku, to Copolla robi to znakomicie, a Scott tylko robi z tego wątek poboczny dla jatki na arenie. W tej walce wygrywa znacząco genialny Megalopolis nad Gladiatorami 1&2.
W końcu tłuszczy do dzisiaj nie potrzeba nic innego do życia, tylko chleba i igrzysk.
I wojny.
Obecność w kinie obowiązkowa.
ps. na szczęście w filmie Lucivs nie cytuje ojca "My name is Gladiator" bo Gladiator jest tylko jeden.
Który z nich jest lepszy na arenie i nie tylko?
-------------------------------------------------------------------------------
Nie da się pisać o Gladiator 2 bez kontekstu pierwszej części ale także bez odniesienia do niedawnej premiery Megalopolis Copolli.
G2 to pełnoprawny prequel w stosunku do G1 i moje przygotowania do seansu w kinie odbyły się zgodnie z instrukcją:
(1) Wielokrotny odsłuch ścieżki dźwiękowej Zimmera do G1 z winyla 180 gramm
(2) kilka dni przed seansem powtórka G1 w kinie domowym w 4K UHD oraz dodatkowy dysk 2K pełny dodatków.
(3) na 2 dni przed premierą G2 ukazał się score HGW w sieci - reklama po to aby kupić nośnik - wielokrotny odsłuch przed premierą w kinie (pomimo kompromisu słabej jakości)
(4) premiera w kinie - niesamowity sens
(5) wielokrotny odsłuch z winyla - premiera w tym samym dniu co film (zawsze powinno być co najmniej tydzień przed ale i tak nie jest źle, bo czasami premiera na winylu jest po kilku miesiącach, kilku latach, albo nigdy)
Sam film G2 to jeden wielki hołd dla G1, z zaznaczeniem, że G1 wypada lepiej na arenie, głównie w związku z większą charyzmą Maximvsa w stosunku do jego syna Lucivsa, który próbuje naśladować ojca, od momentu pojednania z matką - Lucillą. Początek filmu w dosyć telegraficznym skrócie za pomogą techniki animacji przestawia tło z G1 (udany zabieg unikania kopiowania scen z G1) wprowadza nas w świat prequela. Poznajemy w filmie jak Lucivs stał się Gladiatorem. Realizacyjnie G2 pozostaje na wysokim poziomie, nawet użycie CGI na początku filmu nie jest do końca błędem, dzięki czemu obraz nawiązuje do estetyki 300 do momentu pierwszych walk na arenie. Film jest bardzo dobry, pomimo, że garściami kopiuje motywy, nawet te same ujęcia z G1. Wątek miłosny jest gorzej poprowadzony, bo mamy tę samą Connie Nielsen, która już ma prawie 60 lat a już w G1 miała 35 lat, przez co dostajemy stonowany, zimny, wyrachowany jej związek z kolejnym generałem, zdobywającym kolejne "landy" dla swoich Imperatorów.
Film wyraźnie traci na tym, bo wątek miłosny młodszego pokolenia trwa zaledwie kilka minut.
Za to dostajemy dwóch Imperatorów (Geta i Karakalla) braci bliźniaków, spiętych pępowiną w swoim panowaniu. Bardzo dobrze wypadają chłopcy w roli cesarzy, prawie tak dobrze jak Phoenix w G1.
Szczególnie Karakalla, który miłość do małpki ceni sobie bardziej niż do ludzi.
Niespodziewanie dobra kreacja Maksynusa (Denzel W.), który jest głównym graczem spiskującym przeciw wszystkim naraz, tak jak lubi najbardziej. Wybronił się znakomicie od hejtu jaki zalał go Internet przed premierą filmu, a nawet Scott nie ukrywa poprowadzenia dalej jego historii w Gladiatorze 3, bo jak wiemy z historii to Makrymus rządzi Żymem po śmierci Karakalli, którego własnoręcznie zabił.
Nie widzę sensu dyskusji czy film G1 oraz G2 są spójne z historią bo to nie jest film historyczny, a postać Maximvsa przecież nie jest prawdziwa, a cały film to po prostu fantasy osadzone w historycznym Żymie.
Film wypada bardzo dobrze jako widowiskowa uczta kinowa, pomimo metrażu nie nudzi, trzyma w napięciu, świetna oprawa muzyczna, zdjęcia walk na arenie, genialni bracia Cesarowie, dużo spisków, jak na blockbuster jeden z lepszych filmów roku, przy czym ustępuje Dune 2.
Słabszą stroną filmu jest wątek miłosny dla 60 latków (sic!), brak charyzmy protogranisty, który nadrabia to uśmiechem mówiącym: "tak, wiem, nigdy nie będę taki jak Maximvs". Także mamy brak scen seksu, czy sodomii, co nie przystoi w starożytnym Żymie.
No i właśnie - Megalopolis Copolli jest znacznie lepszy od Gladiatora 2 zarówno jako film, jako dzieło filmowe ale także w pokazaniu czym naprawdę jest starożytny Żym i jakie dzisiaj ma znaczenie dla naszej cywilizacji.
Shia LaBouf jest niczym Karakalla w G2, z jednym zastrzeżeniem, że miłość nad małpami zastępuje zaspokojeniem cioteczki Wow.
Jeśli chodzi o przesłanie, pokazanie czym tak naprawdę jest Żym w każdym człowieku, to Copolla robi to znakomicie, a Scott tylko robi z tego wątek poboczny dla jatki na arenie. W tej walce wygrywa znacząco genialny Megalopolis nad Gladiatorami 1&2.
W końcu tłuszczy do dzisiaj nie potrzeba nic innego do życia, tylko chleba i igrzysk.
I wojny.
Obecność w kinie obowiązkowa.
ps. na szczęście w filmie Lucivs nie cytuje ojca "My name is Gladiator" bo Gladiator jest tylko jeden.
Który z nich jest lepszy na arenie i nie tylko?
