21-09-2015, 16:24
Wolny strzelec to film epatujący negatywnym przesłaniem, od samego początku. To nie jest film dla każdego, co potwierdzają zróżnicowane recenzje oraz opinie (podobnie bylo z Wilkiem z Wall Street).
Lou Bloom, którego brawurowo zagrał Jack Gyllenhall, to postać niezmiernie irytująca. Oglądając film niejednokrotnie miałam ochotę go wyłączyć, gdyż postać grana przez Gyllenhalla, nie tyle oburza, co zniesmacza i powoduje mdłości. To człowiek, jakiego nikt nie chcialby znać, ale wielu z nas zapewne by go podziwiało. Lou jest nadwyraz ambitny, inteligentny, przebiegły, wyrachowany i jak sam mówi szybko się uczy. To wychowany w duchu kapitalizmu i globalizacji mieszkaniec wielkiego miasta, którego życiowym mottem jest to, że wszystko da się sprzedać i kupić, liczy się tylko cena. Lou jest w stanie osiągnąć każdy stawiany przed sobą cel, choćby nawet miał iść drogą usłaną trupami. Jest to zwyczajny facet, nieco wychodzony z bladą twarzą i oczami, które świdrują każdy zakamarek ludzkich umysłów i pragnień. Lou odzwierciedla wszystkie, negatywne cechy współczesnej cywilizacji oraz ucieleśnia to, co nakręca dzisiejszy świat show biznesu. Jest to postać, u której nie możemy uświadczyć choćby jednej, pozytywnej cechy charakteru. To socjopata, pozbawiony wszelkich ludzkich odruchów. Lou nie wie co to współczucie, dobro czy moralność; jak sam mówi: "nie rozumiem ludzi, bo ich nie lubię", dystansując się tym samym od wszystkiego co ludzkie.
Niestety, poprzez postać Lou, a także Niny, dyrektorki porannych wiadomości, która dla rosnącej oglądalności jest w stanie pokazać wszystko, dowiadujemy się wiele o sobie, o widzach, których karmi się przemocą i krwią, wręcz wylewającą się z ekranu. My, publiczność napędzamy całą machinę amoralnej rzeczywistości medialnej, bo gdybyśmy nie chcieli tego oglądać, to nikt by nie chiał nam tego pokazywać i napewno, nikt nie chciałby za to płacić.
Film, w bardzo brutalny i dosadny sposób, obrazuje nam współczesny świat mediów oraz żądnej wrażeń widowni, która daje się karmić coraz to brutalniejszymi scenami z życia wziętymi. Bo po co wszyscy oglądamy wiadomości? Nie po to, aby dowiedzieć się, że Panu Kowalskiemu dobrze się wiedzie, a Pan Nowak uniknął śmierci w wypadku samochodowym. Nie! My chcemy, aby Panu Kowalskiemu powinęła się noga, a Pan Nowak, niestety, poniósł śmierć na miejscu, może przy okazji osierocając kilkoro swoich dzieci. Przerażające? Tak. Nieprawdziwe? Nie.
Nawet telewizje informacyjne, na pasku PILNE, ukazują te, najbardziej negatywne informacje, bo tylko takie są w stanie przyciągnąć uwagę widza na dłużej niż kilka minut (no może, poza korzystnymi wynikami meczów naszych drużyn, w piłce nożnej czy siatkówce, ale to też nie zawsze, bo jeżeli jakaś stacja nie ma wykupionej transmisji meczów na wyłączność, to nie dowiemy się z niej, że w ogóle był jakiś mecz; gdzie tu duma i radość ze zwyciestwa narodowej drużyny?).
Wolny strzelec to nie film o socjopacie pod postacią Lou. To filmowa metafora, ukazująca nam to, jacy wszyscy jesteśmy i czego pragniemy. Ponura wizja rzeczywistości, tak realnej, jak i medialnej, skłania do refleksji (przynajmniej mnie) nad tym, jakimi zasadami kieruje się dzisiejsz świat, nie tylko mediów. Czy faktycznie cel uświęca środki?
10/10
Lou Bloom, którego brawurowo zagrał Jack Gyllenhall, to postać niezmiernie irytująca. Oglądając film niejednokrotnie miałam ochotę go wyłączyć, gdyż postać grana przez Gyllenhalla, nie tyle oburza, co zniesmacza i powoduje mdłości. To człowiek, jakiego nikt nie chcialby znać, ale wielu z nas zapewne by go podziwiało. Lou jest nadwyraz ambitny, inteligentny, przebiegły, wyrachowany i jak sam mówi szybko się uczy. To wychowany w duchu kapitalizmu i globalizacji mieszkaniec wielkiego miasta, którego życiowym mottem jest to, że wszystko da się sprzedać i kupić, liczy się tylko cena. Lou jest w stanie osiągnąć każdy stawiany przed sobą cel, choćby nawet miał iść drogą usłaną trupami. Jest to zwyczajny facet, nieco wychodzony z bladą twarzą i oczami, które świdrują każdy zakamarek ludzkich umysłów i pragnień. Lou odzwierciedla wszystkie, negatywne cechy współczesnej cywilizacji oraz ucieleśnia to, co nakręca dzisiejszy świat show biznesu. Jest to postać, u której nie możemy uświadczyć choćby jednej, pozytywnej cechy charakteru. To socjopata, pozbawiony wszelkich ludzkich odruchów. Lou nie wie co to współczucie, dobro czy moralność; jak sam mówi: "nie rozumiem ludzi, bo ich nie lubię", dystansując się tym samym od wszystkiego co ludzkie.
Niestety, poprzez postać Lou, a także Niny, dyrektorki porannych wiadomości, która dla rosnącej oglądalności jest w stanie pokazać wszystko, dowiadujemy się wiele o sobie, o widzach, których karmi się przemocą i krwią, wręcz wylewającą się z ekranu. My, publiczność napędzamy całą machinę amoralnej rzeczywistości medialnej, bo gdybyśmy nie chcieli tego oglądać, to nikt by nie chiał nam tego pokazywać i napewno, nikt nie chciałby za to płacić.
Film, w bardzo brutalny i dosadny sposób, obrazuje nam współczesny świat mediów oraz żądnej wrażeń widowni, która daje się karmić coraz to brutalniejszymi scenami z życia wziętymi. Bo po co wszyscy oglądamy wiadomości? Nie po to, aby dowiedzieć się, że Panu Kowalskiemu dobrze się wiedzie, a Pan Nowak uniknął śmierci w wypadku samochodowym. Nie! My chcemy, aby Panu Kowalskiemu powinęła się noga, a Pan Nowak, niestety, poniósł śmierć na miejscu, może przy okazji osierocając kilkoro swoich dzieci. Przerażające? Tak. Nieprawdziwe? Nie.
Nawet telewizje informacyjne, na pasku PILNE, ukazują te, najbardziej negatywne informacje, bo tylko takie są w stanie przyciągnąć uwagę widza na dłużej niż kilka minut (no może, poza korzystnymi wynikami meczów naszych drużyn, w piłce nożnej czy siatkówce, ale to też nie zawsze, bo jeżeli jakaś stacja nie ma wykupionej transmisji meczów na wyłączność, to nie dowiemy się z niej, że w ogóle był jakiś mecz; gdzie tu duma i radość ze zwyciestwa narodowej drużyny?).
Wolny strzelec to nie film o socjopacie pod postacią Lou. To filmowa metafora, ukazująca nam to, jacy wszyscy jesteśmy i czego pragniemy. Ponura wizja rzeczywistości, tak realnej, jak i medialnej, skłania do refleksji (przynajmniej mnie) nad tym, jakimi zasadami kieruje się dzisiejsz świat, nie tylko mediów. Czy faktycznie cel uświęca środki?
10/10
