07-04-2025, 09:42
Sorry @Bender, ale nie mam bladego pojęcia o co chodzi w tym, co powyżej napisałeś...
Za mną Atak klonów, którego seans na Blu-ray był mocno wkurzający. Czy ten cholerny Lucas nie mógł zostawić tego filmu w spokoju? Takim, jakim był w kinach, na kasetach i DVD? Po ch** zmieniał układ ujęć w dwóch scenach, co wygląda (i brzmi) tak amatorsko? O ile na zmianę koloru jakichś świateł w tle i dodany krzyk matki Anakina w czasie jego koszmarów nawet bym nie zwrócił uwagi, tak przy tych "poprawkach" (czyt. psuciu filmu) byłem mocno wybijany z seansu. Czy na UHD też tak jest? Bo nie wiem, czy interesować się nowszym wydaniem, czy nie wymienić płyty na stare DVD
![[Obrazek: KevinWilson-ClonesVAR_a03e41e3-af7c-4dd1...1719326519]](https://bottleneckgallery.com/cdn/shop/files/KevinWilson-ClonesVAR_a03e41e3-af7c-4dd1-b2b3-d9f3397380e7.png?v=1719326519)
Wracając do samego filmu - o ile oglądając poprzednią część poza ewidentną peruką i pulchniejszą buzią Obi-Wana w kilku scenach po raz pierwszy zwróciłem uwagę na ze dwie inne sceny pochodzące ewidentnie z dokrętek (bohaterowie widocznie przeklejeni z blue screenów) tak tutaj to już było, jak oglądanie kinowej wersji Justice League! Raz Ewan ma swoje włosy i brodę, by w kolejnych dwóch ujęciach mieć je dłuższe/ulizane do tyłu i doklejony mech na twarzy, a potem znowu wygląda jak on xD
Jeśli dobrze pamiętam, Epizod II od zawsze podobał mi się bardziej od Epizodu I, który był trochę za bardzo odklejony od reszty (w końcu fabularnie jest między nimi 10 lat różnicy, główny bohater EI nie powrócił, a Anakina gra inny aktor) i trochę za bardzo powtarzał po Powrocie Jedi w finale. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać coraz więcej problemów w Ataku klonów i wczorajsza powtórka tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że to jednak najsłabsza odsłona prequeli. Wątek romantyczny rzeczywiście ciężko się ogląda (i słucha) - o ile we wkręcenie się Anakina w Padmé łatwo uwierzyć, tak jej uczucie do niego już mniej przekonuje. Zazwyczaj na ich wspólnych scenach na Naboo tęskniłem za wątkiem Obi-Wana tropiącego łowcę nagród. Btw. Jango Fett > Boba Fett, pod każdym względem!
Film ratuje wyobraźnia Lucasa (wspaniałe nowe światy, nowe rasy, nowe szalone pomysły), humor (3PO > Jar Jar), sceny akcji (pościg na Coruscant, bitwa na Geonosis), bohaterowie i kolejny wspaniały soundtrack Johna Williamsa. To, czym jednak przegrywa z TPM, to więcej statycznych chwil (film krytykowany był za to w zasadzie od zawsze, ja jakoś nie zwracałem uwagi ile tu scen z siedzącymi w kółku, lub spacerującymi osobami, które sobie gaworzą, a rzeczywiście dużo tu tego) i okropne efekty specjalne! Nie uważam że to się tak brzydko "zestarzało", bo już jako dzieciak siedząc w kinowym fotelu w maju 2002 roku nie wierzyłem, że Yoda to prawdziwa postać, już przy pierwszej scenie gdy Padmé i Typho są odrzuceni od wybuchu statku, czułem sztuczność w tym, co widzę. Podobnie później, gdy Boba strzela w Obi-Wana na lądowisku na Kamino. Nie wiem czy to efekt przejścia na kamery cyfrowe, czy zbyt krótkich terminów na taką ilość ujęć z CGI (w Mrocznym widmie było ich chyba 1950, w AotC +2000 z tego co pamiętam = ówczesny rekord), ale efekty wizualne bywają tutaj okropne, a masa scen razi sztucznością: gdy widzimy Ewana McGregora, lub Samuela L. Jacksona, którzy są jedynymi prawdziwymi elementami kadru, a reszta to nieprzekonująca grafika komputerowa.
Finałowa bitwa na arenie i późniejsza po przybyciu klonów jest super, ale już walka na miecze świetlne z Dooku to mizeria w porównaniu ze starciem z Darthem Maulem. Do dziś pamiętam jakie wrażenie robiło ujęcie gdy Yoda po raz pierwszy wyciąga miecz świetlny (gęsia skóra!), a potem zaczyna walczyć z Hrabią, ale poza tym nie ma tu nic ciekawego, a fakt, że w pomieszczeniu robi się strasznie ciemno, gdy Anakin przecina kabel, ale w momencie, w którym traci rękę jednak Lucasowi przypomniało się, że jednak do pomieszczenia wpada sporo słońca, niezmiennie mnie bawi
All in all, co złego bym nie napisał, jakich psów by na tym filmie nie wieszali, bawiłem się dobrze. Atak klonów lubię i darzę sporym sentymentem... czyli coś, do czego nie potrafił mnie przekonać żaden z epizodów Disneya.
Za mną Atak klonów, którego seans na Blu-ray był mocno wkurzający. Czy ten cholerny Lucas nie mógł zostawić tego filmu w spokoju? Takim, jakim był w kinach, na kasetach i DVD? Po ch** zmieniał układ ujęć w dwóch scenach, co wygląda (i brzmi) tak amatorsko? O ile na zmianę koloru jakichś świateł w tle i dodany krzyk matki Anakina w czasie jego koszmarów nawet bym nie zwrócił uwagi, tak przy tych "poprawkach" (czyt. psuciu filmu) byłem mocno wybijany z seansu. Czy na UHD też tak jest? Bo nie wiem, czy interesować się nowszym wydaniem, czy nie wymienić płyty na stare DVD

![[Obrazek: KevinWilson-ClonesVAR_a03e41e3-af7c-4dd1...1719326519]](https://bottleneckgallery.com/cdn/shop/files/KevinWilson-ClonesVAR_a03e41e3-af7c-4dd1-b2b3-d9f3397380e7.png?v=1719326519)
Wracając do samego filmu - o ile oglądając poprzednią część poza ewidentną peruką i pulchniejszą buzią Obi-Wana w kilku scenach po raz pierwszy zwróciłem uwagę na ze dwie inne sceny pochodzące ewidentnie z dokrętek (bohaterowie widocznie przeklejeni z blue screenów) tak tutaj to już było, jak oglądanie kinowej wersji Justice League! Raz Ewan ma swoje włosy i brodę, by w kolejnych dwóch ujęciach mieć je dłuższe/ulizane do tyłu i doklejony mech na twarzy, a potem znowu wygląda jak on xD
Jeśli dobrze pamiętam, Epizod II od zawsze podobał mi się bardziej od Epizodu I, który był trochę za bardzo odklejony od reszty (w końcu fabularnie jest między nimi 10 lat różnicy, główny bohater EI nie powrócił, a Anakina gra inny aktor) i trochę za bardzo powtarzał po Powrocie Jedi w finale. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać coraz więcej problemów w Ataku klonów i wczorajsza powtórka tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że to jednak najsłabsza odsłona prequeli. Wątek romantyczny rzeczywiście ciężko się ogląda (i słucha) - o ile we wkręcenie się Anakina w Padmé łatwo uwierzyć, tak jej uczucie do niego już mniej przekonuje. Zazwyczaj na ich wspólnych scenach na Naboo tęskniłem za wątkiem Obi-Wana tropiącego łowcę nagród. Btw. Jango Fett > Boba Fett, pod każdym względem!
Film ratuje wyobraźnia Lucasa (wspaniałe nowe światy, nowe rasy, nowe szalone pomysły), humor (3PO > Jar Jar), sceny akcji (pościg na Coruscant, bitwa na Geonosis), bohaterowie i kolejny wspaniały soundtrack Johna Williamsa. To, czym jednak przegrywa z TPM, to więcej statycznych chwil (film krytykowany był za to w zasadzie od zawsze, ja jakoś nie zwracałem uwagi ile tu scen z siedzącymi w kółku, lub spacerującymi osobami, które sobie gaworzą, a rzeczywiście dużo tu tego) i okropne efekty specjalne! Nie uważam że to się tak brzydko "zestarzało", bo już jako dzieciak siedząc w kinowym fotelu w maju 2002 roku nie wierzyłem, że Yoda to prawdziwa postać, już przy pierwszej scenie gdy Padmé i Typho są odrzuceni od wybuchu statku, czułem sztuczność w tym, co widzę. Podobnie później, gdy Boba strzela w Obi-Wana na lądowisku na Kamino. Nie wiem czy to efekt przejścia na kamery cyfrowe, czy zbyt krótkich terminów na taką ilość ujęć z CGI (w Mrocznym widmie było ich chyba 1950, w AotC +2000 z tego co pamiętam = ówczesny rekord), ale efekty wizualne bywają tutaj okropne, a masa scen razi sztucznością: gdy widzimy Ewana McGregora, lub Samuela L. Jacksona, którzy są jedynymi prawdziwymi elementami kadru, a reszta to nieprzekonująca grafika komputerowa.
Finałowa bitwa na arenie i późniejsza po przybyciu klonów jest super, ale już walka na miecze świetlne z Dooku to mizeria w porównaniu ze starciem z Darthem Maulem. Do dziś pamiętam jakie wrażenie robiło ujęcie gdy Yoda po raz pierwszy wyciąga miecz świetlny (gęsia skóra!), a potem zaczyna walczyć z Hrabią, ale poza tym nie ma tu nic ciekawego, a fakt, że w pomieszczeniu robi się strasznie ciemno, gdy Anakin przecina kabel, ale w momencie, w którym traci rękę jednak Lucasowi przypomniało się, że jednak do pomieszczenia wpada sporo słońca, niezmiennie mnie bawi

All in all, co złego bym nie napisał, jakich psów by na tym filmie nie wieszali, bawiłem się dobrze. Atak klonów lubię i darzę sporym sentymentem... czyli coś, do czego nie potrafił mnie przekonać żaden z epizodów Disneya.
