Nie mam tego problemu. Jesli coś oglądam z przyjemnością, uważam to za dobre. Jesli nie - uważam za złe, nawet jeśli to klasyka kina obsypana nagrodami. Tak jest prościej
Kiedyś próbowałem się bawić w te wszystkie "Genialny film, ale nie w moim guście" czy "Zły film ale go lubię" - NOT ANYMORE. To kompletnie niczemu nie służy, a filmów, które zapewne mi nie podejdą, bo należą do gatunków, które mnie nie interesują zwyczajnie nie oglądam i nie komentuję.
Typowe guilty pleasure chyba nie ma do mnie zastosowania, bo nie ma takiego filmu, przy którym czułbym się "guilty", że mi się podoba, natomiast jak się tak zastanowić, to jest jeszcze inna kategoria filmów, które mnie wkurzają, uważam za złe, a z jakichś powodów i tak do nich wracam (i przy kolejnym seansie znowu mnie wkurzają), z tym, że to raczej muszą być kontynuacje lub ekranizacje czegoś, co bardzo lubię, np Skyfall i Wiedźmin i oglądam je z chęci obcowania z daną postacią/uniwersum, nie ze względu na zalety samego filmu.
Kiedyś próbowałem się bawić w te wszystkie "Genialny film, ale nie w moim guście" czy "Zły film ale go lubię" - NOT ANYMORE. To kompletnie niczemu nie służy, a filmów, które zapewne mi nie podejdą, bo należą do gatunków, które mnie nie interesują zwyczajnie nie oglądam i nie komentuję.Typowe guilty pleasure chyba nie ma do mnie zastosowania, bo nie ma takiego filmu, przy którym czułbym się "guilty", że mi się podoba, natomiast jak się tak zastanowić, to jest jeszcze inna kategoria filmów, które mnie wkurzają, uważam za złe, a z jakichś powodów i tak do nich wracam (i przy kolejnym seansie znowu mnie wkurzają), z tym, że to raczej muszą być kontynuacje lub ekranizacje czegoś, co bardzo lubię, np Skyfall i Wiedźmin i oglądam je z chęci obcowania z daną postacią/uniwersum, nie ze względu na zalety samego filmu.
