Film ma trochę wspólnego z "Apocalypse Now" pod względem tempa jak i faktu raczenia widza przemyśleniami bohaterów (tu jest jednak i pewna różnica). Nie jest to typowe wojenne kino akcji jak choćby Ryan (choć strzelania nie brakuje, wprost przeciwnie) i chyba nie każdemu przypadnie do gustu. Sam podchodząc do niego zapoznałem się wpierw z opiniami, więc to co Malick zdecydował się zrobić z adaptacją książki Jonesa nie było dla mnie zaskoczeniem. Mimo to mam kilka zastrzeżeń.
O ile na widoczki, których jest tu sporo, dobrze się patrzy, to jednak "filozują" zdecydowanie za dużo i niewiele z tego wynika, byłoby lepiej gdyby były to konkretne przemyślenia jednego bohatera, pozwalające się w niego wczuć, tymczasem dostajemy tu trochę tego, tu tamtego, czasami nawet nie wiadomo czyją narrację słyszymy. Mam też problem z końcówką, bo na dobra sprawę mamy tu najpierw dwugodzinny film o jednej konkretnej akcji, a póki ona trwa wszystko jest ok, gdy się już jednak kończy, ciąg dalszy sprawia wrażenie jakby już nie wiedział dokąd zmierza. Finał zdaje się w ogóle doklejony na taśmę samoprzylepną i zrobiony na odwal się. Dodatkowo problemem jest to, że kto by tam nie ginął, mnie to kompletnie nie rusza. Ogólnie oglądało się jednak nieźle, szczególnie środkową godzinę (czyli większość akcji), do tego dobre zdjęcia, muzyka, kilka niezłych ról, to wszystko sprawia, że do filmu z pewnością będę jeszcze wracał (choć pewnie nie częściej niż raz na kilka lat). Obejrzane dwa dni wcześniej Apocalypse Now jednak mocniej przykuwało do ekranu.
Solidne 7/10.
O ile na widoczki, których jest tu sporo, dobrze się patrzy, to jednak "filozują" zdecydowanie za dużo i niewiele z tego wynika, byłoby lepiej gdyby były to konkretne przemyślenia jednego bohatera, pozwalające się w niego wczuć, tymczasem dostajemy tu trochę tego, tu tamtego, czasami nawet nie wiadomo czyją narrację słyszymy. Mam też problem z końcówką, bo na dobra sprawę mamy tu najpierw dwugodzinny film o jednej konkretnej akcji, a póki ona trwa wszystko jest ok, gdy się już jednak kończy, ciąg dalszy sprawia wrażenie jakby już nie wiedział dokąd zmierza. Finał zdaje się w ogóle doklejony na taśmę samoprzylepną i zrobiony na odwal się. Dodatkowo problemem jest to, że kto by tam nie ginął, mnie to kompletnie nie rusza. Ogólnie oglądało się jednak nieźle, szczególnie środkową godzinę (czyli większość akcji), do tego dobre zdjęcia, muzyka, kilka niezłych ról, to wszystko sprawia, że do filmu z pewnością będę jeszcze wracał (choć pewnie nie częściej niż raz na kilka lat). Obejrzane dwa dni wcześniej Apocalypse Now jednak mocniej przykuwało do ekranu.
Solidne 7/10.
