28-07-2018, 16:33
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28-07-2018, 16:33 przez Kuki Oktopus.)
Zawsze i niezmiennie:
1. "Martin" G. Romero (1978) - niestandardowy i genialny, tak niszowy, że w różnych rankingach rzadko wspominany, pełen smaczków, którego fabułę od początku do końca przenika niedomówienie, film o prawdziwym wampiryzmie, no i przypomina mi piękne dzieciństwo ;-) - takich filmów już się dziś nie robi;
2. "Pocałunek Wampira" (1988) - genialna rola N. Cage'a, oglądałem już dziesiątki razy i za każdym razem skręcam się ze śmiechu, czarny humor w wydaniu takim jak uwielbiam;
3. "Nosferatu Wampir" Herzoga (1979) - nie trzeba przedstawiać, bo znają wszyscy - napiszę więc tylko: wysmakowana metafizyka cierpienia istnienia w onirycznym całunie ekspresjonizmu niemieckiego;
4. "Noc żywych trupów" G. Romero (1968) - czarno-biała, niemalże dokumentalna o-h-y-d-a, nie to co te dziesiejsze hollywoodzkie żałosne komputerowe bebechy i plastykowe czaszki na spręzynach - nienawidzę oglądać tego filmu, naprawde napawa mnie obrzydzeniem, i niedługo pewnie znów go obejrzę, i znów, i znów, i znów...
5. "Blair Witch Project" (1999) - ten film mnie zadziwił, bo jak może być straszny film, w którym nie ma ani jednego strasznego obrazu; ale przecież prawdziwy lęk nie ma formy wizualnej i to właśnie on gra rolę pierwszoplanową w tym filmie - the Oscar for the best actor goes to FEAR!!!
1. "Martin" G. Romero (1978) - niestandardowy i genialny, tak niszowy, że w różnych rankingach rzadko wspominany, pełen smaczków, którego fabułę od początku do końca przenika niedomówienie, film o prawdziwym wampiryzmie, no i przypomina mi piękne dzieciństwo ;-) - takich filmów już się dziś nie robi;
2. "Pocałunek Wampira" (1988) - genialna rola N. Cage'a, oglądałem już dziesiątki razy i za każdym razem skręcam się ze śmiechu, czarny humor w wydaniu takim jak uwielbiam;
3. "Nosferatu Wampir" Herzoga (1979) - nie trzeba przedstawiać, bo znają wszyscy - napiszę więc tylko: wysmakowana metafizyka cierpienia istnienia w onirycznym całunie ekspresjonizmu niemieckiego;
4. "Noc żywych trupów" G. Romero (1968) - czarno-biała, niemalże dokumentalna o-h-y-d-a, nie to co te dziesiejsze hollywoodzkie żałosne komputerowe bebechy i plastykowe czaszki na spręzynach - nienawidzę oglądać tego filmu, naprawde napawa mnie obrzydzeniem, i niedługo pewnie znów go obejrzę, i znów, i znów, i znów...
5. "Blair Witch Project" (1999) - ten film mnie zadziwił, bo jak może być straszny film, w którym nie ma ani jednego strasznego obrazu; ale przecież prawdziwy lęk nie ma formy wizualnej i to właśnie on gra rolę pierwszoplanową w tym filmie - the Oscar for the best actor goes to FEAR!!!
