13-01-2019, 17:49
"Następstwa: Świat bez ludzi", to film dokumentalny zrealizowany i wyemitowany w 2008r., którego apokaliptyczny, zimny, czysto kalkulujący ,,co by było gdyby" charakter, oraz to specyficzne, profetyczne, niczym najgorszy scenariusz lub otwarcie bram piekieł, tło, czy też napięcie, mają niesamowity wydźwięk i potrafią zmrozić każdą molekułę ciała oglądającego, ba każde wiązanie między tymi molekułami, do przerażającej, ostatecznej martwoty. A paradoksalnie tą ostateczną martwotą, tym co było kiedyś symbolem ludzkiej myśli technologicznej, kulturowej, duchowej; symbolem prężnego, jak auto na coraz wyższym biegu, rozwoju Cywilizacji ,,adamowego plemienia", staje się to, co kiedyś związane było z ,,człowiekiem". Natura, jak było widać na filmie, poprzez specyficzny montaż obrazu, którego warstwą dopełniającą staje się chłodny, gruby, ponury głos lektora, który na przestrzeni 90 minut produkcji staje się zbyt statyczny, nie intonujący - wzmacniający i improwizujący zgodnie z przekazem konkretnego materiału - tylko zbyt oznajmujący, w ciągu zaledwie 250 lat obróci w pył najważniejsze, najbardziej rozpoznawalne budowle na świecie, które człowiek, aby nie zbudować, ale dojrzeć do ich wyłonienia się z myśli na coś materialnego, musiał rozwijać się tysiące lat. Najdłużej przetrwa pokryta miedzianą płytą, okrywającą swój wewnętrzny, wykonany z jakiegoś stopu żelaza endoszkielet, Statua Wolności oraz Piramidy w Gizie lub Angkor Wat - o których to lektor nie wspomniał - oraz inne tego typu konstrukty.
Nasza planeta przetrwała wybuchy i emisję do atmosfery, wód, ziemi śmiertelnego promieniowania, pochodzące od co najmniej kilkuset elektrowni atomowych rozlokowanych na całej kuli ziemskiej. Tak to już bywa, gdy nie ma ludzi, którzy m.in. odpowiadają za proces chłodzenia reaktora jądrowego. Przegrzanie prętów paliwowych, ulatnianie się łatwopalnego wodoru do wyższych partii budynku elektrowni, lub stopienie rdzenia reaktora - potem pozostaje tylko ,,wielkie bum". Tak pełna beznadziei rozpacz, którą człowiek zafundował Ziemi w końcu przeminie, choć nie do końca w filmie wyjaśniono to, jak przyroda pozbyła się - mimo, że było ono rozproszone - tak dużej dawki promieniowania pozostałego po nuklearnym holocauście. Nie patrząc się na tak istotne braki informacyjne w niniejszeh produkcji, a oprócz kwestii skutków awarii elektrowni atomowych było ich nad wyraz dużo, ,,furia atomowej zagłady" była zatrważającym przykład tego, co człowiek po sobie zostawił, jak podporządkował sobie planetę i ile w oczach wszechświata jest po prostu wart. Epoka lodowcowa ostatecznie strawiła i otuliłaby wiecznym zapomnieniem wszystko to, co człowiek - każda istota z rodzaju ,,Homo" - wytworzył na Ziemi; jedynie drobny odcisk buta astronauty odkształcony w księżycowym pyle i inne pozostałości z misji na Księżyc z 1969 roku, poświadczałyby na korzyść istnienia jakiegoś inteligentnego życia. A Neil Armstrong kiedyś mówił: ,,To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości". O ironio losu!
Moja ocena "Aftermath: Population Zero (2008)": 9/10.
Nasza planeta przetrwała wybuchy i emisję do atmosfery, wód, ziemi śmiertelnego promieniowania, pochodzące od co najmniej kilkuset elektrowni atomowych rozlokowanych na całej kuli ziemskiej. Tak to już bywa, gdy nie ma ludzi, którzy m.in. odpowiadają za proces chłodzenia reaktora jądrowego. Przegrzanie prętów paliwowych, ulatnianie się łatwopalnego wodoru do wyższych partii budynku elektrowni, lub stopienie rdzenia reaktora - potem pozostaje tylko ,,wielkie bum". Tak pełna beznadziei rozpacz, którą człowiek zafundował Ziemi w końcu przeminie, choć nie do końca w filmie wyjaśniono to, jak przyroda pozbyła się - mimo, że było ono rozproszone - tak dużej dawki promieniowania pozostałego po nuklearnym holocauście. Nie patrząc się na tak istotne braki informacyjne w niniejszeh produkcji, a oprócz kwestii skutków awarii elektrowni atomowych było ich nad wyraz dużo, ,,furia atomowej zagłady" była zatrważającym przykład tego, co człowiek po sobie zostawił, jak podporządkował sobie planetę i ile w oczach wszechświata jest po prostu wart. Epoka lodowcowa ostatecznie strawiła i otuliłaby wiecznym zapomnieniem wszystko to, co człowiek - każda istota z rodzaju ,,Homo" - wytworzył na Ziemi; jedynie drobny odcisk buta astronauty odkształcony w księżycowym pyle i inne pozostałości z misji na Księżyc z 1969 roku, poświadczałyby na korzyść istnienia jakiegoś inteligentnego życia. A Neil Armstrong kiedyś mówił: ,,To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości". O ironio losu!
Moja ocena "Aftermath: Population Zero (2008)": 9/10.
