25-02-2015, 10:31
Świeżo po seansie widzę to tak:
Rewelacyjny film, choć faktycznie na Oscary nie zasłużył. Bradley Cooper ładnie przybrał masy mięśniowej, ale nie tylko wizualnie dobrze odegrał postać Chris Kyle.
Przyznam, że bardziej można było uwypuklić wątek zaburzeń psychicznych Chrisa, bo w rzeczywistości był ponoć niezłym świrem. W filmie wyraźnie widać, że Kyle nie przyznaje się do problemów go dręczących. Przebywając w domu nie był sobą, bo uzależnił się od walki o wyższy cel. Mianowicie ślepo wierzył, że walcząc na bliskim wschodzie opiekuje się swoją rodziną i chroni USA przed wrogim zagrożeniem. Świetnym kontrastem jest spotkanie z bratem Kyla, który ma odmienne od niego zdanie i chce uciec od wojennego piekła, co gryzie się z filozofią Chrisa.
Jego poglądy uzależniły go od wojny, chce się mścić za poległych kolegów. Zabił wielu, przez co stał się legendą, a Ameryka chce wierzyć w takie legendy, choć nie zawsze widać tą drugą stronę medalu. Dlatego też film odniósł tak duży sukces finansowy.
Uważam, że Clint Eastwood dobitnie ukazuje skale problemu wojny w sferze psychicznej nawet twardych żołnierzy, którzy ostatecznie są tylko ludźmi, mają rodziny, przez co wszyscy później muszą się zmagać z tym dramatem.
9/10
