31-10-2016, 00:03
Tak się zastanawiam... Dlaczego na weselach zazwyczaj musi przeważać kompletna muzyczna wiocha?
Właśnie ostatnio na jednym byłem - disco z pola, disco z pola i disco z pola, w dodatku śpiewał gość, który nawet gdy nie śpiewał disco z pola (tylko np kawałek Maryli Rodowicz, czy Czerwonych Gitar) to i tak zazwyczaj brzmiało to jak disco z pola. I tak przez bite dziesięć godzin. A najbardziej bolało to, że gdy zespół oznajmiał, że "idziemy na jednego" i schodził ze sceny, z głośników leciała muzyka, przy której można by się było świetnie bawić (przeważnie pop 80s/90s), no ale raz, że cicho, dwa - wtedy wszyscy pili...
Na moim własnym weselu Disco polo też było, całe kilka kawałków upchnięte gdzieś między Michaelem Jacksonem, Aerosmith, Roxette, Georgem Michaelem, Presleyem, czy kawałkami z Dirty Dancing czy Pulp Fiction, a nawet From Dusk Till Dawn + jakieś stare hity czy to takie, które sam DJowi zleciłem puszczać, czy inne - na zamówienie gości - kilka razy ktoś podchodził (w tym kamerzysta), mówiąc, że jest "nietypowo ale przez to fajnie". Nietypowo? To powinien być standard. Normalnie nie lubię RMF bo wałkują w kółko to samo, ale 10x bardziej wolałbym te 10 godzin słuchać RMFu niż męczyć się przy tym co graja na weselach. Co jest z ludźmi do ciężkiej cholery? Nawet na weselu kuzyna-metalowca i kumpla, który mnie zaraził zamiłowaniem do muzyki rockowej przez 90% czasu jedno i to samo gówno. Zero indywidualnego charakteru imprezy.
Na jednym takim weselu (wspomnianego kumpla właśnie), gdzie był DJ wziąłem ze sobą składankę kawałków z 80s i starszych, typowo pod taniec, drużba podrzucił DJowi, bo impreza szła jak krew z nosa, bawiły się stare dziadki przy śląskich przebojach, a młodsi (tj do 30-tki powiedzmy) za stołami - koleś puścił kilka kawałków z tej płyty, ludzie się z miejsca ożywili, ale ten cep zrobił z tego miks - minuta z jednej piosenki, minuta z drugiej, minuta z trzeciej i zaraz wrócił do swojego gównianego repertuaru. Nie zostało nic jak tylko się zapić.
W sumie przestaję się dziwić ludziom, którzy potem nie mają ochoty oglądać filmów z własnego wesela. Jakbym na takim filmie podrygiwał w rytm "Ona tańczy dla mnie", też bym nie miał.
Właśnie ostatnio na jednym byłem - disco z pola, disco z pola i disco z pola, w dodatku śpiewał gość, który nawet gdy nie śpiewał disco z pola (tylko np kawałek Maryli Rodowicz, czy Czerwonych Gitar) to i tak zazwyczaj brzmiało to jak disco z pola. I tak przez bite dziesięć godzin. A najbardziej bolało to, że gdy zespół oznajmiał, że "idziemy na jednego" i schodził ze sceny, z głośników leciała muzyka, przy której można by się było świetnie bawić (przeważnie pop 80s/90s), no ale raz, że cicho, dwa - wtedy wszyscy pili...
Na moim własnym weselu Disco polo też było, całe kilka kawałków upchnięte gdzieś między Michaelem Jacksonem, Aerosmith, Roxette, Georgem Michaelem, Presleyem, czy kawałkami z Dirty Dancing czy Pulp Fiction, a nawet From Dusk Till Dawn + jakieś stare hity czy to takie, które sam DJowi zleciłem puszczać, czy inne - na zamówienie gości - kilka razy ktoś podchodził (w tym kamerzysta), mówiąc, że jest "nietypowo ale przez to fajnie". Nietypowo? To powinien być standard. Normalnie nie lubię RMF bo wałkują w kółko to samo, ale 10x bardziej wolałbym te 10 godzin słuchać RMFu niż męczyć się przy tym co graja na weselach. Co jest z ludźmi do ciężkiej cholery? Nawet na weselu kuzyna-metalowca i kumpla, który mnie zaraził zamiłowaniem do muzyki rockowej przez 90% czasu jedno i to samo gówno. Zero indywidualnego charakteru imprezy.
Na jednym takim weselu (wspomnianego kumpla właśnie), gdzie był DJ wziąłem ze sobą składankę kawałków z 80s i starszych, typowo pod taniec, drużba podrzucił DJowi, bo impreza szła jak krew z nosa, bawiły się stare dziadki przy śląskich przebojach, a młodsi (tj do 30-tki powiedzmy) za stołami - koleś puścił kilka kawałków z tej płyty, ludzie się z miejsca ożywili, ale ten cep zrobił z tego miks - minuta z jednej piosenki, minuta z drugiej, minuta z trzeciej i zaraz wrócił do swojego gównianego repertuaru. Nie zostało nic jak tylko się zapić.
W sumie przestaję się dziwić ludziom, którzy potem nie mają ochoty oglądać filmów z własnego wesela. Jakbym na takim filmie podrygiwał w rytm "Ona tańczy dla mnie", też bym nie miał.