30-07-2020, 01:56
Jeśli chodzi o mnie, nie będę tutaj podawał jakichś dziesięciu albumów, które ukształtowały mój gust, bo trudno mi coś takiego wybrać, ani dziesięciu albumów, które mnie ukształtowały jako człowieka, bo nie sądzę, jakoby mnie jako człowieka ukształtowała jakakolwiek muzyka. Ale generalnie moje świadome zainteresowanie muzyką rozpoczęło się właśnie od tak zwanej "klasyki". Niby trochę dziwnie, ale u mnie w domu różnych rzeczy się słuchało, muzyki klasycznej/poważnej również, a dodatkowo chodziłem sześć lat do szkoły muzycznej, więc byłem szczególnie "narażony" na ten rodzaj muzyki. Ale świadome zainteresowanie rozpoczęło się w ostatniej klasie szkoły muzycznej, kiedy to zapisałem się na taki konkurs, na którym trzeba było rozpoznawać puszczane fragmenty muzyczne - dostałem listę i słuchałem tego, co na niej było. Nie pamiętam, co dokładnie z tej listy mnie tak zaintrygowało, najpewniej niejedna rzecz, ale od tego czasu eksplorowałem coraz to nowych kompozytorów, różne nurty; szczególnie ciekawił mnie dwudziesty wiek, zwłaszcza pierwsza połowa. Dzisiaj, choć jakoś rzadziej mnie ciągnie do tego rodzaju muzyki, dosyć często powracam do Ravela i Strawińskiego.
Myślę, że utwory z neoklasycystycznego okresu Strawińskiego mogą przypaść do gustu również fanom Bacha.
W każdym razie wkrótce po zainteresowaniu muzyką klasyczną/poważną przyszło zainteresowanie jazzem. Wyszło to chyba również od klasyki, konkretnie z muzyki orkiestrowej i fortepianowej Gershwina, potem trochę słuchałem orkiestry Glenna Millera w okresie, kiedy fascynowały mnie lata 30., ale pierwsze poważne zainteresowanie zaczęło się od albumu Time Out kwartetu Dave'a Brubecka.
Musiało to być przed rokiem 2012, bo pamiętam, że gdy pianista ten zmarł pod koniec tego roku, już wtedy dobrze go znałem i ceniłem. Przez pewien czas eksplorowałem przede wszystkim muzykę Brubecka, ale jakoś nie bardzo chciało mi się sięgnąć po innych muzyków jazzowych, poza tym wtedy jeszcze absorbowała mnie przede wszystkim klasyka. Przełom nastąpił w roku 2016 - po pierwsze, chwilę wcześniej zrezygnowałem z kariery muzycznej, którą sobie przez pewien czas obmyślałem, w związku z czym troszeczkę wycofałem się z regularnego słuchania i poznawania klasyki. Po drugie, znalazłem sobie inne hobby - film, w tamtym czasie przede wszystkim film polski lat 50., 60., i 70., który skłonił mnie do większego zainteresowania się muzyką tamtego czasu. Po trzecie, tak się złożyło, że Polskie Nagrania rozpoczęły wówczas wydawanie reedycji legendarnej serii Polish Jazz. Gdybym miał wybrać jeden album emblematyczny dla tego okresu moich muzycznych zainteresowań, byłaby to Bossa Nova zespołu Novi Singers - pierwszy album Polish Jazzu, jaki kupiłem, w wykonaniu zespołu, który dość często brał udział w tworzeniu ścieżek dźwiękowych polskich filmów lat 60.
Od tamtego czasu zacząłem bardziej zajmować się polską muzyką, nie tylko zresztą jazzową, ale też rockową, funkową... Dość powiedzieć, że mam trochę różnych wydań od Polskich Nagrań, a także GAD Records.
W 2016 roku dokonałem też innego, poza filmem, ważkiego odkrycia, którym był nurt duchologii/hauntologii. Trudno jest mi wyjaśnić w prostych słowach, co to właściwie jest, ale zainteresowanych odsyłam do arcyciekawej "Duchologii polskiej" Olgi Drendy. Ja to zjawisko poznałem dzięki internetowej serii "Kraina Grzybów TV", której soundtrack jest zresztą idealnym przykładem nurtu duchologii w muzyce:
Pod koniec 2016 roku zacząłem słuchać gatunku vaporwave, o którym jeszcze trudniej jest coś prostego powiedzieć, więc pozwolę sobie na razie pominąć go milczeniem. Na początku zaś roku 2017 zainteresowałem się przedstawicielami nurtu duchologicznego/hauntologicznego w muzyce elektronicznej, spośród których wyróżniłbym zespół Boards of Canada - wcześniej miałem niewiele do czynienia z tego rodzaju muzyką, więc nie od samego początku się do niej przekonałem, ale ostatecznie udało się to dzięki wielokrotnym odsłuchom. Epka "In a Beautiful Place Out in the Country" była pierwszą, jaką polubiłem w całości i do dziś jest jednym z moich ulubionych osiągnięć tego zespołu.
Od tamtego czasu wszystko to zmienia się bardziej dynamicznie, trudno mi wyróżnić jakieś przełomowe momenty - no, być może należałoby za taki uznać wydanie kupy kasy na box The Beatles in Mono w październiku 2019
A z takich bieżących rzeczy - chciałem się pochwalić, że udało mi się za w miarę rozsądne pieniądze kupić płytę Entropicalia zespołu The Soundcarriers. Jest to wydanie od wydawnictwa Ghost Box, które specjalizuje się w muzyce ze wspomnianego przeze mnie nurtu hauntologicznej elektroniki, ale to akurat jest w miarę lekkostrawny rock psychodeliczny.
Myślę, że utwory z neoklasycystycznego okresu Strawińskiego mogą przypaść do gustu również fanom Bacha.
W każdym razie wkrótce po zainteresowaniu muzyką klasyczną/poważną przyszło zainteresowanie jazzem. Wyszło to chyba również od klasyki, konkretnie z muzyki orkiestrowej i fortepianowej Gershwina, potem trochę słuchałem orkiestry Glenna Millera w okresie, kiedy fascynowały mnie lata 30., ale pierwsze poważne zainteresowanie zaczęło się od albumu Time Out kwartetu Dave'a Brubecka.
Musiało to być przed rokiem 2012, bo pamiętam, że gdy pianista ten zmarł pod koniec tego roku, już wtedy dobrze go znałem i ceniłem. Przez pewien czas eksplorowałem przede wszystkim muzykę Brubecka, ale jakoś nie bardzo chciało mi się sięgnąć po innych muzyków jazzowych, poza tym wtedy jeszcze absorbowała mnie przede wszystkim klasyka. Przełom nastąpił w roku 2016 - po pierwsze, chwilę wcześniej zrezygnowałem z kariery muzycznej, którą sobie przez pewien czas obmyślałem, w związku z czym troszeczkę wycofałem się z regularnego słuchania i poznawania klasyki. Po drugie, znalazłem sobie inne hobby - film, w tamtym czasie przede wszystkim film polski lat 50., 60., i 70., który skłonił mnie do większego zainteresowania się muzyką tamtego czasu. Po trzecie, tak się złożyło, że Polskie Nagrania rozpoczęły wówczas wydawanie reedycji legendarnej serii Polish Jazz. Gdybym miał wybrać jeden album emblematyczny dla tego okresu moich muzycznych zainteresowań, byłaby to Bossa Nova zespołu Novi Singers - pierwszy album Polish Jazzu, jaki kupiłem, w wykonaniu zespołu, który dość często brał udział w tworzeniu ścieżek dźwiękowych polskich filmów lat 60.
Od tamtego czasu zacząłem bardziej zajmować się polską muzyką, nie tylko zresztą jazzową, ale też rockową, funkową... Dość powiedzieć, że mam trochę różnych wydań od Polskich Nagrań, a także GAD Records.
W 2016 roku dokonałem też innego, poza filmem, ważkiego odkrycia, którym był nurt duchologii/hauntologii. Trudno jest mi wyjaśnić w prostych słowach, co to właściwie jest, ale zainteresowanych odsyłam do arcyciekawej "Duchologii polskiej" Olgi Drendy. Ja to zjawisko poznałem dzięki internetowej serii "Kraina Grzybów TV", której soundtrack jest zresztą idealnym przykładem nurtu duchologii w muzyce:
Pod koniec 2016 roku zacząłem słuchać gatunku vaporwave, o którym jeszcze trudniej jest coś prostego powiedzieć, więc pozwolę sobie na razie pominąć go milczeniem. Na początku zaś roku 2017 zainteresowałem się przedstawicielami nurtu duchologicznego/hauntologicznego w muzyce elektronicznej, spośród których wyróżniłbym zespół Boards of Canada - wcześniej miałem niewiele do czynienia z tego rodzaju muzyką, więc nie od samego początku się do niej przekonałem, ale ostatecznie udało się to dzięki wielokrotnym odsłuchom. Epka "In a Beautiful Place Out in the Country" była pierwszą, jaką polubiłem w całości i do dziś jest jednym z moich ulubionych osiągnięć tego zespołu.
Od tamtego czasu wszystko to zmienia się bardziej dynamicznie, trudno mi wyróżnić jakieś przełomowe momenty - no, być może należałoby za taki uznać wydanie kupy kasy na box The Beatles in Mono w październiku 2019
A z takich bieżących rzeczy - chciałem się pochwalić, że udało mi się za w miarę rozsądne pieniądze kupić płytę Entropicalia zespołu The Soundcarriers. Jest to wydanie od wydawnictwa Ghost Box, które specjalizuje się w muzyce ze wspomnianego przeze mnie nurtu hauntologicznej elektroniki, ale to akurat jest w miarę lekkostrawny rock psychodeliczny.