Większość tych Artystów traktuję obecnie jako moje osobiste guilty pleasure i gdzieś tam mam półeczkę z tymi najfajniejszymi płytami z tego nurtu. Czasem też miałem, bo jednak po latach gdzies tam mi się osłuchali i postanowiłem sprzedać. Najlepszym przykładem jest tutaj właśnie Muse. Przez przypadek na wysokości 1999 roku natrafiłem na fragmenty z Showbiz, a dodatkowo ktoś rzucił hasło, że gdzieś w głosie Matta mieszka Jeff Buckley. Jako, że miałem zajawkę totalną na autora Grace, zostałem kupiony. Muscle Museum często było na ripicie
Potem miał się ukazać drugi album. Byłem gdzieś na czwartym lub piątym roku, a rodzice dawali kasę na jedzenie. Ale wiecie, płyty swoje kosztowały i wolałem nie jeść a mieć Origin of Symmetry Strasznie kupiła mnie wtedy ta muzyka. Ostatnio jednak sprzedałem, po ponad 18 latach na półce. Późniejsze płyty już jakoś do mnie nie trafiały, a przeciez stylistyka się nie zmieniła. Chyba skończył się czas w moim życiu na nią. Potem zaczęła mnie męczyć wokalna egzaltacja Bellamy'ego i ten queenowski patos ich twórczości. Jednak jak ktoś chce obecnie zobaczyć rockowy show w starym stylu koniecznie powinien wybrać się na ich koncert. Aaaa i dozgonny szacunek mają za występ we włoskiej TV gdzie kazano im wystąpić z playbacku. Muzycy postanowili w takiej sytuacji zakpić z prowadzących i pozamieniac się rolami
Co do Coldplaya to rzeczywiście dwie pierwsze, solidne płyty. Chociaz po latach wolę Travis. Byli mniej "napuszeni", tacy ciepli jak brytyjskie komedie romantyczne, co dodawało im uroku. Głownie warto spróbować z płytą The Man Who. Z tego nurtu New Acoustic Movement przez chwilę było głośno o Starsailor. Mam słabość do debiutu, Love is Here. Potem było już gorzej, chociaż z dwójki wyróżniłbym singlowe Four to the Floor.
Pozostając jeszcze przy New Acoustic Movement, tak naprawdę artystycznie, po latach, lepiej bronią się płyty bohaterów drugiego planu. Przede wszystkim Turin Brakes oraz I Am Kloot. Zwłaszcza w przypadku tych drugich znakomite dwie pierwsze płyty, a potem po prostu solidne albumy. Na trójce jest przecież kończące film Boyle'a (Sunshine), śliczne Avenue of Hope. Pierwsi natomiast mają na koncie udany debiut (Optimist) plus dwa solidniaki idealne do niezobowiązującego słuchania w tle.
W następnym odcinku nawiązanie do wspomnianego The Music, a także słów parę o zespole James oraz Gomez. I pewnie o czymś jeszcze
Potem miał się ukazać drugi album. Byłem gdzieś na czwartym lub piątym roku, a rodzice dawali kasę na jedzenie. Ale wiecie, płyty swoje kosztowały i wolałem nie jeść a mieć Origin of Symmetry Strasznie kupiła mnie wtedy ta muzyka. Ostatnio jednak sprzedałem, po ponad 18 latach na półce. Późniejsze płyty już jakoś do mnie nie trafiały, a przeciez stylistyka się nie zmieniła. Chyba skończył się czas w moim życiu na nią. Potem zaczęła mnie męczyć wokalna egzaltacja Bellamy'ego i ten queenowski patos ich twórczości. Jednak jak ktoś chce obecnie zobaczyć rockowy show w starym stylu koniecznie powinien wybrać się na ich koncert. Aaaa i dozgonny szacunek mają za występ we włoskiej TV gdzie kazano im wystąpić z playbacku. Muzycy postanowili w takiej sytuacji zakpić z prowadzących i pozamieniac się rolami
Co do Coldplaya to rzeczywiście dwie pierwsze, solidne płyty. Chociaz po latach wolę Travis. Byli mniej "napuszeni", tacy ciepli jak brytyjskie komedie romantyczne, co dodawało im uroku. Głownie warto spróbować z płytą The Man Who. Z tego nurtu New Acoustic Movement przez chwilę było głośno o Starsailor. Mam słabość do debiutu, Love is Here. Potem było już gorzej, chociaż z dwójki wyróżniłbym singlowe Four to the Floor.
Pozostając jeszcze przy New Acoustic Movement, tak naprawdę artystycznie, po latach, lepiej bronią się płyty bohaterów drugiego planu. Przede wszystkim Turin Brakes oraz I Am Kloot. Zwłaszcza w przypadku tych drugich znakomite dwie pierwsze płyty, a potem po prostu solidne albumy. Na trójce jest przecież kończące film Boyle'a (Sunshine), śliczne Avenue of Hope. Pierwsi natomiast mają na koncie udany debiut (Optimist) plus dwa solidniaki idealne do niezobowiązującego słuchania w tle.
W następnym odcinku nawiązanie do wspomnianego The Music, a także słów parę o zespole James oraz Gomez. I pewnie o czymś jeszcze