28-09-2020, 09:56
Nowy telewizor przeszedł chrzest. Na pierwszy ogień poszło obejrzane wczoraj Mission: Impossible. Fallout.
Obraz na Blu-ray - miazga!! Wprawdzie doskwiera mu ta sama przypadłość, co innym filmom ze zmiennym aspect-ratio (sceny w 2,40 : 1 wypadają świetnie, jednak to te w full frame wyglądają obłędnie), ale to w zasadzie jedyna uwaga jaką mam. Jeśli kiedyś jacyś goście zapytają mnie, czemu nadal kupuję filmy zamiast oglądać w sieci / na Netflixie, puszczę im finał z helikopterami. Niech wiedzą jak doskonale filmy w full HD mogą wyglądać!
Samo Fallout z seansu na seans wydaje mi się jeszcze lepsze (widziałem już czwarty raz). Po wyjściu z kina miałem z nim kilka większych i mniejszych problemów, ale teraz w zasadzie przeszkadza mi tylko parę scen, jak kiepsko napisana, zbyt długa ekspozycja na początku (scena z Huntem odtwarzającym taśmę z IMF). Reszta to perła! Uwielbiam Toma Cruise'a, uwielbiam Ethana Hunta i jego "niemożliwe misje". Jestem zachwycony tym, że nawet tak przemieloną przez Hollywood (w tym przez tę serię) fabułę, Christopher McQuarrie potrafił przedstawić w tak świeży i ekscytujący sposób. Nie kojarzę drugiego akcyjniaka do tego stopnia naładowanego akcją (serio, scen pościgów, walk, strzelanin i szpiegowskich podchodów jest tu blisko 90 minut na 140' czasu trwania), z tyloma udanymi twistami, tyloma zaskakującymi zwrotami akcji i przy tym wszystkim nie gubiącego bohaterów oraz ich historii. Protagoniści nawet będąc w samym środku zamieszania, często muszą dokonać najtrudniejszych wyborów, które definiują kim są (Ethan, Ilsa). Czegoś takiego rzadko doświadczam oglądając filmy z tego gatunku. No i realizacja! Zdjęcia, muzyka (często jawnie zrzynająca ze znakomitego soundtracku TDKR Zimmera), montaż!
W scenach starć na pięści czuć, że każdy cios dochodzi, w trakcie pościgów kamera wyczynia cuda, a nawet podczas tych najdłuższych sekwencji w ogóle nie odczuwam zmęczenia, bo tempo jest idealne. No chyba, że mowa o pozytywnym zmęczeniu przez buzującą adrenalinę, bo momenty wyciszenia pozwalają złapać oddech tylko na chwilę. Często jest tak, że kiedy widz myśli, że to już koniec, nagle następuje moment z cyklu "o cię ch*j!" i wszystko zaczyna się od nowa.
Ocena winduje na 9/10. Już nie mam wątpliwości, że to moja ulubiona część serii i najlepsze kino akcji minionej dekady (sorry Fury Road). W przyszłym roku, przed premierą kolejnej części, pewnie znowu trafi do odtwarzacza.
Obraz na Blu-ray - miazga!! Wprawdzie doskwiera mu ta sama przypadłość, co innym filmom ze zmiennym aspect-ratio (sceny w 2,40 : 1 wypadają świetnie, jednak to te w full frame wyglądają obłędnie), ale to w zasadzie jedyna uwaga jaką mam. Jeśli kiedyś jacyś goście zapytają mnie, czemu nadal kupuję filmy zamiast oglądać w sieci / na Netflixie, puszczę im finał z helikopterami. Niech wiedzą jak doskonale filmy w full HD mogą wyglądać!
Samo Fallout z seansu na seans wydaje mi się jeszcze lepsze (widziałem już czwarty raz). Po wyjściu z kina miałem z nim kilka większych i mniejszych problemów, ale teraz w zasadzie przeszkadza mi tylko parę scen, jak kiepsko napisana, zbyt długa ekspozycja na początku (scena z Huntem odtwarzającym taśmę z IMF). Reszta to perła! Uwielbiam Toma Cruise'a, uwielbiam Ethana Hunta i jego "niemożliwe misje". Jestem zachwycony tym, że nawet tak przemieloną przez Hollywood (w tym przez tę serię) fabułę, Christopher McQuarrie potrafił przedstawić w tak świeży i ekscytujący sposób. Nie kojarzę drugiego akcyjniaka do tego stopnia naładowanego akcją (serio, scen pościgów, walk, strzelanin i szpiegowskich podchodów jest tu blisko 90 minut na 140' czasu trwania), z tyloma udanymi twistami, tyloma zaskakującymi zwrotami akcji i przy tym wszystkim nie gubiącego bohaterów oraz ich historii. Protagoniści nawet będąc w samym środku zamieszania, często muszą dokonać najtrudniejszych wyborów, które definiują kim są (Ethan, Ilsa). Czegoś takiego rzadko doświadczam oglądając filmy z tego gatunku. No i realizacja! Zdjęcia, muzyka (często jawnie zrzynająca ze znakomitego soundtracku TDKR Zimmera), montaż!
W scenach starć na pięści czuć, że każdy cios dochodzi, w trakcie pościgów kamera wyczynia cuda, a nawet podczas tych najdłuższych sekwencji w ogóle nie odczuwam zmęczenia, bo tempo jest idealne. No chyba, że mowa o pozytywnym zmęczeniu przez buzującą adrenalinę, bo momenty wyciszenia pozwalają złapać oddech tylko na chwilę. Często jest tak, że kiedy widz myśli, że to już koniec, nagle następuje moment z cyklu "o cię ch*j!" i wszystko zaczyna się od nowa.
Ocena winduje na 9/10. Już nie mam wątpliwości, że to moja ulubiona część serii i najlepsze kino akcji minionej dekady (sorry Fury Road). W przyszłym roku, przed premierą kolejnej części, pewnie znowu trafi do odtwarzacza.