30-10-2021, 08:58
L'Été meurtrier (One Deadly Summer, Mordercze lato), przebój kasowy Jeana Beckera z 1983 roku, zaczyna się jak komedia obyczajowa z życia francuskiej prowincji, ale szybko podąża w kierunku mrocznego dramatu psychologiczno-kryminalnego. W szczegóły fabuły nie chcę się zbytnio zagłębiać, żeby komuś nie zepsuć seansu, bo film jest prawie nieznany w Polsce (na Filmwebie nie ma nawet 200 ocen). Najkrócej mówiąc, Isabelle Adjani gra tu dziewczynę nie do końca zrównoważoną psychicznie (w czym nieco przypomina bohaterki „Miłości Adeli H.” i „Opętania”), która manipuluje otoczeniem, by dokonać zemsty.
Nie jest to może przesadnie ważna pozycja we francuskiej kinematografii, na miarę obu filmów wspomnianych wyżej, ale ogląda się dobrze, historia wciąga, nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji, a zagrane jest to bez zarzutu. Magnetyzującej Adjani partneruje z powodzeniem raczej mało znany Alain Souchon, a w obsadzie pojawia się też m.in. bardzo młody François Cluzet, Michel Galabru (adiutant de Funèsa z „Zandarmów”) oraz Suzanne Flon – chyba najsympatyczniejsza przygłucha babcia w historii kina.
Na okładce opisano film jako prototyp hollywoodzkich thrillerów erotycznych. Mocno to naciągane, ponieważ taki np. „Żar ciała” i „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” powstały dwa lata wcześniej. Za thriller, jako się rzekło, też trudno ten film uznać, skoro wątek kryminalny jest tu bardziej katalizatorem wydarzeń niż zasadniczą treścią. Z kolei jeśli chodzi o śmiałość scen rozbieranych, to Hollywood nie dorównało Francuzom w tym wymiarze po dziś dzień – w „Morderczym lecie” podziwiać można nie tylko Isabelle Adjani w pełnej krasie i bez żadnych niedomówień, ale i męski „full monty” się znajdzie.
Film wydał (w wersji Dual, z angielskimi napisami) CultFilms i niestety mam duże zastrzeżenia do tej edycji. Po włożeniu płyty samoczynnie uruchamiają się reklamy innych filmów, bez możliwości przejścia do głównego menu, co zawsze budzi we mnie furię i jest standardem raczej dla gazetowych DVD; w przypadku blu-raya spotkałem się z tym pierwszy raz. Drugi mankament, jeszcze większy, to zdecydowanie zbyt mocno rozjaśniony obraz, który wygląda po prostu nienaturalnie, nawet jeśli akcja toczy się latem w mocno słonecznej Prowansji. No ale innego wydania to już się pewnie nie doczekam.
W sumie dałbym 7,5, może ciut na wyrost, ale do Adjani zawsze miałem słabość.
Nie jest to może przesadnie ważna pozycja we francuskiej kinematografii, na miarę obu filmów wspomnianych wyżej, ale ogląda się dobrze, historia wciąga, nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji, a zagrane jest to bez zarzutu. Magnetyzującej Adjani partneruje z powodzeniem raczej mało znany Alain Souchon, a w obsadzie pojawia się też m.in. bardzo młody François Cluzet, Michel Galabru (adiutant de Funèsa z „Zandarmów”) oraz Suzanne Flon – chyba najsympatyczniejsza przygłucha babcia w historii kina.
Na okładce opisano film jako prototyp hollywoodzkich thrillerów erotycznych. Mocno to naciągane, ponieważ taki np. „Żar ciała” i „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” powstały dwa lata wcześniej. Za thriller, jako się rzekło, też trudno ten film uznać, skoro wątek kryminalny jest tu bardziej katalizatorem wydarzeń niż zasadniczą treścią. Z kolei jeśli chodzi o śmiałość scen rozbieranych, to Hollywood nie dorównało Francuzom w tym wymiarze po dziś dzień – w „Morderczym lecie” podziwiać można nie tylko Isabelle Adjani w pełnej krasie i bez żadnych niedomówień, ale i męski „full monty” się znajdzie.
Film wydał (w wersji Dual, z angielskimi napisami) CultFilms i niestety mam duże zastrzeżenia do tej edycji. Po włożeniu płyty samoczynnie uruchamiają się reklamy innych filmów, bez możliwości przejścia do głównego menu, co zawsze budzi we mnie furię i jest standardem raczej dla gazetowych DVD; w przypadku blu-raya spotkałem się z tym pierwszy raz. Drugi mankament, jeszcze większy, to zdecydowanie zbyt mocno rozjaśniony obraz, który wygląda po prostu nienaturalnie, nawet jeśli akcja toczy się latem w mocno słonecznej Prowansji. No ale innego wydania to już się pewnie nie doczekam.
W sumie dałbym 7,5, może ciut na wyrost, ale do Adjani zawsze miałem słabość.