Zatem wiwat duże ekrany (projekcyjne). Przez całe lata oglądałem z żoną „Pana Wołodyjowskiego” (1969) i „Potop” (1974) na telewizorkach. Czas płynął... Dopiero po rekonstrukcji oraz projekcji z rzutnika żona powiedziała (uwaga!): Ale perfidne cegły z kartonu. Mogę się mylić, ale chodziło o finałową sceną „Potopu” nakręconą w kościele.
„Ja paryskimi perfumami się nie perfumuję... Ja jeden wiem co tej ziemi jest potrzebne”.