08-04-2020, 09:54
"Pewnego razu... w Hollywood" na HBO GO.
Trochę się zawiodłem. Rzeczywiście jak piszą najsłabszy film Tarantino, zupełnie nie wiadomo o czym. Chyba, że przedstawiający te czasy tzw. Złotej Ery Hollywood, bo tak w ogóle to fabuła się nie kleiła zbytnio, taki miks przypadkowych scenek, np: z gościem grającym B. Lee. Całość ratuje scenografia, muzyka z tamtych lat, aktorstwo Di Caprio i Pitta, który moim zdaniem wypadł bardziej przekonująco i w sumie to on miał więcej do zagrania. Zupełnie nie rozumiem po co były w filmie postaci Polańskiego i Tate, które poza paroma scenkami nic do filmu nie wniosły. Może coś tam Pacino jeszcze pokazał.
A tak to nuda, w sumie to można by było to skrócić. Za klimat dam 8/10, a jako film to zasługuje może na naciągane 4/10. Wychodzi 6/10.
Trochę się zawiodłem. Rzeczywiście jak piszą najsłabszy film Tarantino, zupełnie nie wiadomo o czym. Chyba, że przedstawiający te czasy tzw. Złotej Ery Hollywood, bo tak w ogóle to fabuła się nie kleiła zbytnio, taki miks przypadkowych scenek, np: z gościem grającym B. Lee. Całość ratuje scenografia, muzyka z tamtych lat, aktorstwo Di Caprio i Pitta, który moim zdaniem wypadł bardziej przekonująco i w sumie to on miał więcej do zagrania. Zupełnie nie rozumiem po co były w filmie postaci Polańskiego i Tate, które poza paroma scenkami nic do filmu nie wniosły. Może coś tam Pacino jeszcze pokazał.
A tak to nuda, w sumie to można by było to skrócić. Za klimat dam 8/10, a jako film to zasługuje może na naciągane 4/10. Wychodzi 6/10.