Po latach w końcu zdecydowałem się nadrobić Harry'ego Pottera do czego skłoniło mnie pojawienie się serii na Netflixie.
Poniższe opinie pisane po poszczególnych seansach:
No dobra, zacząłem nadrabianie zaległości. Dwa pierwsze filmy zaliczone, Gdyby nie to, że oglądam z córką, po powtórce pierwszej części najprawdopodobniej znowu bym olał kolejne, no ale entuzjazm dziecka pomaga przetrwać. Filmy z jednej strony męczą swoją długością, a z drugiej aż czuć, że to poskracana wersja tej historii - wątki zdają się urywać, przeskakiwać w czasie itd. Zapewne miałbym zupełnie inny odbiór, gdybym to oglądał jako "wiekowa grupa docelowa", no ale tak się nie stało, więc trochę przysypiam. Efekty w pierwszej części przy quidditchu fatalnie się zestarzały, w drugiej było już jakby trochę lepiej. Z postaci najbardziej trafia do mnie Dumbledore, choć wiem, że po dwóch peirwszych filmach był recast ze względu na śmierć Harrisa i obawiam się, jak to przyjmę.
I - 5/10
II - 6/10
III - zmiana stylistyki i klimatu, w tym także strony wizualnej (i pogody) wychodzi w sumie na plus, choć finał trochę rozczarowujący. Miałem wrażenie, że coś konkretnego się tam jeszcze będzie działo, a tu skończyli cichym pierdem. Dumbledore'a Gambona na razie trudno oceniać bo rola dość znikoma. 7/10
IV - klimat trochę siadł, a cały "turniej" nieco przekombinowany i średnio mi podszedł, już nawet to całe teen-drama z balem i tym podobnymi bzdetami było bardziej interesujące. Tym razem przynajmniej zakończenie z większym przytupem, ale całościowo jednak słabiej niż w poprzedniej odsłonie. 6/10 chyba mogę dać.
I czy naprawdę w każdej części musi być jakiś lewy (zwykle nowy) nauczyciel? Nudne się to już robi - każda tego typu postać jest z miejsca podejrzana i oczywiście za każdym razem następuje jakiś wielki twist z jej udziałem...
V - tym razem także mamy nowego nauczyciela od obrony przed czarną magią i także i tym razem jest lewy, ale... nie ma związanego z tym twista. Wiadomo od razu, że będzie robić za villaina i scenariusz nijak się z tym nie kryje. Cóż za nowatorskie rozwiązanie!
Ogólnie ogląda się to nawet nieźle, nawet jeśli tak naprawdę niewiele się dzieje, a tytułowy zakon ledwo się tu pojawia (z ciekawości - bardzo to oskubane w stosunku do książki?). Na minus wyjęty z dupy olbrzym (tak pomysł jak i wykonanie), oraz spora część finału - starcia czarodziejów w tej serii to straszna nuda, na całe szczęście wyjątkiem okazuje się starcie Dumbledore'a z Voldemortem, efektowne wizualnie i nieco bardziej pomysłowe niż standardowe napierdalanie błyskami z różdżek.
Przez sporą część seansu myślałem, że będzie nawet 7, ale kiepski sposób załatwienia różowej pindy i większa część finału sprawiły, że ostatecznie jednak tylko 6/10, ale jest to nieco mocniejsze 6 niż w przypadku poprzedniego filmu.
Można powiedzieć, że seria trzyma poziom. Nie za wysoki, ale trzyma.
VI - wieje nudą przez bite dwie i pół godziny. Pod sam koniec niby próbowali wykrzesać jakieś emocje, ale film tak mnie zmęczył, że miałem już kompletnie wywalone. Ludzie marudzą na wątek romansowy w Ataku Klonów, a przy tym co się dzieje tutaj to jest przecież arcydzieło scenopisarstwa i oskarowe aktorstwo. To z Harrym i Ginny kompletnie z kapelusza, zapodane tak topornie, że aż boli.
3-4/10 - zdecydowanie najgorsza część.
VII - mmmhhhrooocznie, tak mrocznie, że chwilami (a nawet częściej) nic nie widać. I przy tym jednak dość nudno, chaotycznie i niezgrabnie, szczególnie do opowiastki o trzech braciach, która ma niezły klimat, końcówka trochę lepsza, ale sorry, nie płakałem po Zgredku. Mam problem z tym filmem tez taki, że co chwilę nie wiem o co chodzi i zastanawiam się, czy to dlatego, że zbyt często ziewam albo zaczynam myśleć o czymś innym, czy ze względu na partactwo scenarzysty lub rezysera. Na początku był jakiś ślub i ni cholery nie wiedziałem czyj, gdzieś w połowie był dialog, który to wyjaśnił, ale dalej nie jestem pewien czy wiem o które postacie chodzi. W pewnym momencie stwierdzono, że ktoś tam zginął, niestety nie mam pojęcia kto to był. Padło ileś tam nazwisk, których nie jestem w stanie zidentyfikować, ileś tam scen, w których nie wiem o co chodziło (np te poprzedzające scenę z atakującym Pottera wężem), w jednej z początkowych scen mamy całą ekipe, która ma pomagać Potterowi, połowy nie pamiętam i nie wiem dlaczego tam są. A nawet gdy wszystko jest jasne (pod koniec chocby), to brakuje sprawnej reżyserskiej ręki i tak czy inaczej nie jestem się w stanie to zaangażować.
Wychodzi, że chyba bardziej do mnie trafiały nawet te pierwsze części. Przy VI i VII się męczyłem, przy VII niby trochę mniej, ale jednak.
Aha, starcia czarodziejów dalej nudne do porzygu. 4/10
VIII - i niespodzianka na koniec, zakończenie, które pozwala lepiej mysleć o całości poprawiając zdecydowanie całościowe wrażenie. Możliwe, że przy okazji najlepsza część. To ostatnie stwierdzenie podziela też córa, która zdecydowanie lepiej się bawiła na ostatnim filmie niż dwóch poprzednich. Całość serii to wciąż nic do czego bym miał chęć wracać, ale na ponowne obejrzenie ostatniego filmu pewnie dałbym się namówić. Solidne 7/10.
I na tym się moja wielka przygoda z Harrym Potterem kończy
Poniższe opinie pisane po poszczególnych seansach:
No dobra, zacząłem nadrabianie zaległości. Dwa pierwsze filmy zaliczone, Gdyby nie to, że oglądam z córką, po powtórce pierwszej części najprawdopodobniej znowu bym olał kolejne, no ale entuzjazm dziecka pomaga przetrwać. Filmy z jednej strony męczą swoją długością, a z drugiej aż czuć, że to poskracana wersja tej historii - wątki zdają się urywać, przeskakiwać w czasie itd. Zapewne miałbym zupełnie inny odbiór, gdybym to oglądał jako "wiekowa grupa docelowa", no ale tak się nie stało, więc trochę przysypiam. Efekty w pierwszej części przy quidditchu fatalnie się zestarzały, w drugiej było już jakby trochę lepiej. Z postaci najbardziej trafia do mnie Dumbledore, choć wiem, że po dwóch peirwszych filmach był recast ze względu na śmierć Harrisa i obawiam się, jak to przyjmę.
I - 5/10
II - 6/10
III - zmiana stylistyki i klimatu, w tym także strony wizualnej (i pogody) wychodzi w sumie na plus, choć finał trochę rozczarowujący. Miałem wrażenie, że coś konkretnego się tam jeszcze będzie działo, a tu skończyli cichym pierdem. Dumbledore'a Gambona na razie trudno oceniać bo rola dość znikoma. 7/10
IV - klimat trochę siadł, a cały "turniej" nieco przekombinowany i średnio mi podszedł, już nawet to całe teen-drama z balem i tym podobnymi bzdetami było bardziej interesujące. Tym razem przynajmniej zakończenie z większym przytupem, ale całościowo jednak słabiej niż w poprzedniej odsłonie. 6/10 chyba mogę dać.
I czy naprawdę w każdej części musi być jakiś lewy (zwykle nowy) nauczyciel? Nudne się to już robi - każda tego typu postać jest z miejsca podejrzana i oczywiście za każdym razem następuje jakiś wielki twist z jej udziałem...
V - tym razem także mamy nowego nauczyciela od obrony przed czarną magią i także i tym razem jest lewy, ale... nie ma związanego z tym twista. Wiadomo od razu, że będzie robić za villaina i scenariusz nijak się z tym nie kryje. Cóż za nowatorskie rozwiązanie!
Ogólnie ogląda się to nawet nieźle, nawet jeśli tak naprawdę niewiele się dzieje, a tytułowy zakon ledwo się tu pojawia (z ciekawości - bardzo to oskubane w stosunku do książki?). Na minus wyjęty z dupy olbrzym (tak pomysł jak i wykonanie), oraz spora część finału - starcia czarodziejów w tej serii to straszna nuda, na całe szczęście wyjątkiem okazuje się starcie Dumbledore'a z Voldemortem, efektowne wizualnie i nieco bardziej pomysłowe niż standardowe napierdalanie błyskami z różdżek.
Przez sporą część seansu myślałem, że będzie nawet 7, ale kiepski sposób załatwienia różowej pindy i większa część finału sprawiły, że ostatecznie jednak tylko 6/10, ale jest to nieco mocniejsze 6 niż w przypadku poprzedniego filmu.
Można powiedzieć, że seria trzyma poziom. Nie za wysoki, ale trzyma.
VI - wieje nudą przez bite dwie i pół godziny. Pod sam koniec niby próbowali wykrzesać jakieś emocje, ale film tak mnie zmęczył, że miałem już kompletnie wywalone. Ludzie marudzą na wątek romansowy w Ataku Klonów, a przy tym co się dzieje tutaj to jest przecież arcydzieło scenopisarstwa i oskarowe aktorstwo. To z Harrym i Ginny kompletnie z kapelusza, zapodane tak topornie, że aż boli.
3-4/10 - zdecydowanie najgorsza część.
VII - mmmhhhrooocznie, tak mrocznie, że chwilami (a nawet częściej) nic nie widać. I przy tym jednak dość nudno, chaotycznie i niezgrabnie, szczególnie do opowiastki o trzech braciach, która ma niezły klimat, końcówka trochę lepsza, ale sorry, nie płakałem po Zgredku. Mam problem z tym filmem tez taki, że co chwilę nie wiem o co chodzi i zastanawiam się, czy to dlatego, że zbyt często ziewam albo zaczynam myśleć o czymś innym, czy ze względu na partactwo scenarzysty lub rezysera. Na początku był jakiś ślub i ni cholery nie wiedziałem czyj, gdzieś w połowie był dialog, który to wyjaśnił, ale dalej nie jestem pewien czy wiem o które postacie chodzi. W pewnym momencie stwierdzono, że ktoś tam zginął, niestety nie mam pojęcia kto to był. Padło ileś tam nazwisk, których nie jestem w stanie zidentyfikować, ileś tam scen, w których nie wiem o co chodziło (np te poprzedzające scenę z atakującym Pottera wężem), w jednej z początkowych scen mamy całą ekipe, która ma pomagać Potterowi, połowy nie pamiętam i nie wiem dlaczego tam są. A nawet gdy wszystko jest jasne (pod koniec chocby), to brakuje sprawnej reżyserskiej ręki i tak czy inaczej nie jestem się w stanie to zaangażować.
Wychodzi, że chyba bardziej do mnie trafiały nawet te pierwsze części. Przy VI i VII się męczyłem, przy VII niby trochę mniej, ale jednak.
Aha, starcia czarodziejów dalej nudne do porzygu. 4/10
VIII - i niespodzianka na koniec, zakończenie, które pozwala lepiej mysleć o całości poprawiając zdecydowanie całościowe wrażenie. Możliwe, że przy okazji najlepsza część. To ostatnie stwierdzenie podziela też córa, która zdecydowanie lepiej się bawiła na ostatnim filmie niż dwóch poprzednich. Całość serii to wciąż nic do czego bym miał chęć wracać, ale na ponowne obejrzenie ostatniego filmu pewnie dałbym się namówić. Solidne 7/10.
I na tym się moja wielka przygoda z Harrym Potterem kończy