Dark sezon 3. Zmęczyłem, bo gdzies tam człowiek zżywa się z serialami i chce dokończyć. Jakości starczyło na pół pierwszego sezonu. Potem zjazd w dół. Podobno był sukces, a z czasem zaczęło brakować budżetu. Co sie dzieje, że we współczesnych produkcjach zaczyna brakować statystów? Chyba, że to koronawirus? Ale przecież brakowało ich już wcześniej. Ale nie to jest problemem tego serialu. Bo punkt wyjścia był świetny. Połączenie wędrówek w czasie z obyczajowymi dramatami. Szybko jednak bohaterowie okazali się wyciętymi z kartonu, nudnymi, jednowymiarowymi (mimo wielowymiarowości miejsc akcji) jednostkami, które dopasowywały się do coraz bardziej zagmatwanej na siłę historii. Do tego do irytacji zaczęło doprowadzać zastosowanie efektu slow motion dziesięć minut przed końcem każdego odcinka z mdłą i smutnawą, a'la Florence, muzyką w tle. Szkoda trochę potencjału, bo był. Za bardzo ściśnięte pośladki, a nieporozumieniem okazała sie podjarka niektórych, że to lepsze, niemieckie Stranger Things. Nie dość, że to jednak totalnie inne historie/koncepty, to tam był luz, dużo mocniejsze aktorstwo i lepsza muzyka, mimo sporej ilości kalkomanii. Dobrze, że chociaż ostatnie pół godziny jest solidne, a i główny motyw muzyczny Bena Frosta to jedna z najlepszych serialowych czołówek w historii. 3 sezon 4/10, bo chciało się skippować, a i ogólna ocena spada do 5/10
Adwokat Diabła. Znowu typowy film dla lat 90tych. Znowu mamy świetnie sfotografowane, wielkomiejskie lokacje. Keanu po prostu jest, jak Cruise w Firmie, Pacino strasznie nierówny, ale z czasem jego występ rośnie, do tego świetny Jeffrey Jones w roli Eddiego Barzoona. Historia wciągająca, a to najważniejsze, chociaż za dwa lata miał powstać nieco lepszy film w tej stylistyce. Dziewiąte Wrota. Tylko, że tam Polański miał do dyspozycji Deppa, Seigner i cała galerię prześwietnie zagranych, małych ról. Stąd te różnice. 7/10 dla Adwokata. Tak powinno wyglądać solidne kino rozrywkowe.
Brightburn: Syn ciemności. Punkt wyjścia i nowe potraktowanie tematu superbohaterstwa, dobre. Czasami tylko irytuje absurdalność zachowań bohaterów i idące z nim w parze słabiutkie aktorstwo. 5/10
Niewidzialny Człowiek. Świetny, mainstreamowy thriller, który najzwyczajniej w świecie dobrze się ogląda. Elizabeth Moss po prostu jest i albo się ją lubi, albo nie. Tutaj dzięki scenariuszowi, nie jest w stanie niczego zepsuć. Odpychać mogą zimne, skandynawskie wnętrza, na widok których (nie tylko w filmach) robi mi się niedobrze. Ale może one mają w sobie więcej szczerości niż półki z książkami uginające się za politykami w dobie covidu. Dobry film. Może i na raz ale polecam. 6.5/10
Sześć Dni z Życia. Takie trochę włoskie z życia wzięte, poruszające problem przemocy stosowanej przez policję w tamtej części Europy. Historia (na faktach) dilera w średnim wieku, jego agonii i kafkowskich sytuacji dotykających jego rodzinę. Ciekawy. 6/10
Małgosia i Jaś. Fajne połączenie Czarownicy Eggersa z klimatami burtonowskimi oraz uśmiechającymi się czasami do nas z ekranu Nieustraszonymi Braćmi Grimm. Do tego dorzućcie sobie historię o stawaniu się kobietą oraz o budzenie się w bohaterce świadomości kobiecej (własnej) siły. 6/10
Nadrobiłem tez jakiś czas temu gerwigowe Małe Kobietki, zamykając temat "głównych" filmów oskarowych. I co? Dałem się uwieść tej oklepanej, melancholijnej historii. Niektórzy zarzucają Grecie zbyt małe natężenie feminizmu i bezpieczne poprowadzenie opowieści. Nie wiem. Skupiłem się na rodzinnych uśmiechach i smutkach, radościach i dramatach. I zostałem kupiony. Może i rzeczywiście role kobiece tylko poprawno-solidne (wygrywa chyba Emma Watson, która dobrze sobie poradziła ze swoją "nudną" bohaterką), ale nie przeszkadzające narracji, za to aktorska charyzma Timothee'ego Chalameta wystarczająco rekompensuje "zwykłość" innych kreacji w Kobietkach. 8/10
Adwokat Diabła. Znowu typowy film dla lat 90tych. Znowu mamy świetnie sfotografowane, wielkomiejskie lokacje. Keanu po prostu jest, jak Cruise w Firmie, Pacino strasznie nierówny, ale z czasem jego występ rośnie, do tego świetny Jeffrey Jones w roli Eddiego Barzoona. Historia wciągająca, a to najważniejsze, chociaż za dwa lata miał powstać nieco lepszy film w tej stylistyce. Dziewiąte Wrota. Tylko, że tam Polański miał do dyspozycji Deppa, Seigner i cała galerię prześwietnie zagranych, małych ról. Stąd te różnice. 7/10 dla Adwokata. Tak powinno wyglądać solidne kino rozrywkowe.
Brightburn: Syn ciemności. Punkt wyjścia i nowe potraktowanie tematu superbohaterstwa, dobre. Czasami tylko irytuje absurdalność zachowań bohaterów i idące z nim w parze słabiutkie aktorstwo. 5/10
Niewidzialny Człowiek. Świetny, mainstreamowy thriller, który najzwyczajniej w świecie dobrze się ogląda. Elizabeth Moss po prostu jest i albo się ją lubi, albo nie. Tutaj dzięki scenariuszowi, nie jest w stanie niczego zepsuć. Odpychać mogą zimne, skandynawskie wnętrza, na widok których (nie tylko w filmach) robi mi się niedobrze. Ale może one mają w sobie więcej szczerości niż półki z książkami uginające się za politykami w dobie covidu. Dobry film. Może i na raz ale polecam. 6.5/10
Sześć Dni z Życia. Takie trochę włoskie z życia wzięte, poruszające problem przemocy stosowanej przez policję w tamtej części Europy. Historia (na faktach) dilera w średnim wieku, jego agonii i kafkowskich sytuacji dotykających jego rodzinę. Ciekawy. 6/10
Małgosia i Jaś. Fajne połączenie Czarownicy Eggersa z klimatami burtonowskimi oraz uśmiechającymi się czasami do nas z ekranu Nieustraszonymi Braćmi Grimm. Do tego dorzućcie sobie historię o stawaniu się kobietą oraz o budzenie się w bohaterce świadomości kobiecej (własnej) siły. 6/10
Nadrobiłem tez jakiś czas temu gerwigowe Małe Kobietki, zamykając temat "głównych" filmów oskarowych. I co? Dałem się uwieść tej oklepanej, melancholijnej historii. Niektórzy zarzucają Grecie zbyt małe natężenie feminizmu i bezpieczne poprowadzenie opowieści. Nie wiem. Skupiłem się na rodzinnych uśmiechach i smutkach, radościach i dramatach. I zostałem kupiony. Może i rzeczywiście role kobiece tylko poprawno-solidne (wygrywa chyba Emma Watson, która dobrze sobie poradziła ze swoją "nudną" bohaterką), ale nie przeszkadzające narracji, za to aktorska charyzma Timothee'ego Chalameta wystarczająco rekompensuje "zwykłość" innych kreacji w Kobietkach. 8/10