Ucieczka z Alcatraz. Nie uświadczymy tutaj wybitnego aktorstwa, ale sama historia wciąga, a morda Clinta zawsze dobrze robi gdy się ją ogląda. Przy okazji dostrzec można kilka filmowych sytuacji, które później udanie wykorzystano w Skazanym na Shawshank. 6/10
The Grudge: Klątwa (wersja tegoroczna). Film bliższy amerykańskiej, horrorowej przeciętności robionej dla popcornowego widza (z całą masą najgorszego sortu jumpscare'ów) niż klasycznym już opowieściom z początków dekady zerowej o "przygodach" Kayako. Historia w której z czasem zaczynamy kibicować złu, bo poziom debilizmu "dobrych" bohaterów zaczyna żenować. 3,5/10
Pieskie Popołudnie. Lumet miał tutaj wszystko. Swój znakomity warsztat, jedną z najlepszych ról Pacino, jeszcze lepszego Johna Cazale, znakomity materiał w postaci historii, a jednak unoszące się nad wszystkim humorystyczno-pastiszowe potraktowanie tematu marnuje szansę na to, żeby film można było postawić w jednym szeregu z Network czy 12 Angry Men. Szkoda. 6/10
W Samym Sercu Morza. Mimo ogólnie panującego patosu i sztampowości historii, mamy tutaj udane role Ciliana Murphy'ego i Toma Hollanda, a i rywalizacja Chrisa z Benjaminem Walkerem, w sumie w momencie jej wyhamowania, naprawdę może się podobać. Szkoda tylko, że wiele rzeczy psują (nieodzowne w obecnym kinie) nieudane efekty specjalne. Kurcze, albo robimy je porządnie, albo idziemy w minimalizm kina autorskiego. Opowieści o Mobym Dicku jest na tyle mocna, że nie potrzeba było wydawać na nią stu milionów (jak w tym przypadku). Były tutaj właśnie takie momenty totalnego antymegalomaństwa, podczas których czułem, że jesteśmy blisko bardzo dobrej Wyprawy Kon-Tiki. 6/10
Quiz Show. Tutaj natomiast zabrakło wybitnych kreacji. Radę daje ewentualnie Torturro, ale niemrawy Fiennes i słabiutki Morrow (pewnie zatrudniony do roli na fali popularności Przystanku Alaska) sprawiają, że fajna historia nie stała się wybitną. Przy okazji w kilkusekundowym epizodzie... Ethan Hawke. 6/10
Diabeł Wcielony. Historia szyta grubymi nićmi, ale mocno wciągająca. Może ktoś powie, że W aż poleje się krew, Lewis, a przede wszystkim Dano pozamiatali i że nie ma tutaj podobnego ciężaru gatunkowego. Mi to jednak w tym przypadku nie przeszkadza. Ten sznyt rozrywkowy i swoisty happyend sprawiły, że zostałem kupiony. Tak na 7/10
Od października ruszyłem natomiast z przeglądem filmów z roku 1991. Przygotowana przeze mnie lista obejmuje 60 tytułów. Sporą część widziałem, niektóre będą natomiast po raz pierwszy. Dzisiaj pierwszy seans za mną plus dwa tytuły odpuszczam, bo "niedawno" miałem okazję. Pod koniec roku zdam relację i wrzucę jakieś top 10.
The Grudge: Klątwa (wersja tegoroczna). Film bliższy amerykańskiej, horrorowej przeciętności robionej dla popcornowego widza (z całą masą najgorszego sortu jumpscare'ów) niż klasycznym już opowieściom z początków dekady zerowej o "przygodach" Kayako. Historia w której z czasem zaczynamy kibicować złu, bo poziom debilizmu "dobrych" bohaterów zaczyna żenować. 3,5/10
Pieskie Popołudnie. Lumet miał tutaj wszystko. Swój znakomity warsztat, jedną z najlepszych ról Pacino, jeszcze lepszego Johna Cazale, znakomity materiał w postaci historii, a jednak unoszące się nad wszystkim humorystyczno-pastiszowe potraktowanie tematu marnuje szansę na to, żeby film można było postawić w jednym szeregu z Network czy 12 Angry Men. Szkoda. 6/10
W Samym Sercu Morza. Mimo ogólnie panującego patosu i sztampowości historii, mamy tutaj udane role Ciliana Murphy'ego i Toma Hollanda, a i rywalizacja Chrisa z Benjaminem Walkerem, w sumie w momencie jej wyhamowania, naprawdę może się podobać. Szkoda tylko, że wiele rzeczy psują (nieodzowne w obecnym kinie) nieudane efekty specjalne. Kurcze, albo robimy je porządnie, albo idziemy w minimalizm kina autorskiego. Opowieści o Mobym Dicku jest na tyle mocna, że nie potrzeba było wydawać na nią stu milionów (jak w tym przypadku). Były tutaj właśnie takie momenty totalnego antymegalomaństwa, podczas których czułem, że jesteśmy blisko bardzo dobrej Wyprawy Kon-Tiki. 6/10
Quiz Show. Tutaj natomiast zabrakło wybitnych kreacji. Radę daje ewentualnie Torturro, ale niemrawy Fiennes i słabiutki Morrow (pewnie zatrudniony do roli na fali popularności Przystanku Alaska) sprawiają, że fajna historia nie stała się wybitną. Przy okazji w kilkusekundowym epizodzie... Ethan Hawke. 6/10
Diabeł Wcielony. Historia szyta grubymi nićmi, ale mocno wciągająca. Może ktoś powie, że W aż poleje się krew, Lewis, a przede wszystkim Dano pozamiatali i że nie ma tutaj podobnego ciężaru gatunkowego. Mi to jednak w tym przypadku nie przeszkadza. Ten sznyt rozrywkowy i swoisty happyend sprawiły, że zostałem kupiony. Tak na 7/10
Od października ruszyłem natomiast z przeglądem filmów z roku 1991. Przygotowana przeze mnie lista obejmuje 60 tytułów. Sporą część widziałem, niektóre będą natomiast po raz pierwszy. Dzisiaj pierwszy seans za mną plus dwa tytuły odpuszczam, bo "niedawno" miałem okazję. Pod koniec roku zdam relację i wrzucę jakieś top 10.