27-01-2021, 18:50
Jak już jesteśmy w temacie rozrywki płynącej z platform streamingowych, a ściślej z świata filmu i serialu azjatyckiego, nie byłbym sobą gdybym nie polecił następującego tytułu w tej kwestii, a mianowicie: "Alice in Borderland". Ów tytuł to serial aktorski (nie animowany) z nurtu fantastyczno-naukowego, mieszczący się w podgatunku wirtualnej rzeczywistości, równoległych światów, czy motywu cyber-rzeczywistości etc. Produkcja ta swą premierę miała w 2020 roku, na platformie Netflixa. Wystartowała z pierwszym sezonem; druga seria po zadowalających wynikach oglądalności pierwszej jest mega pewna. "Alice in Borderland" opowiada o grupie typowych ,,młodych dorosłych" kumplach: maniaku gier komputerowych i dwójce jego przyjaciół, którzy w wyniku niewytłumaczalnych, wymykających się logice wydarzeń, trafiają do dziwnej wersji Tokio. Momentalnie zostają wplątani w dziwną intrygę: przymusowy udział w ,,pewnej" grze. I nie jest to jakoby ,,jakaś tam" zwykła gra video, lecz rozgrywka, nazwijmy to, ,,live action", tocząca się w normalnej rzeczywistości: pośród geometrii miejskiej opustoszałego, jak po jakiejś eksterminacji, równoległego Tokio. Aby przeżyć w tej wersji gigantycznej tokijskiej metropolii, kumple wraz z innymi ludźmi, których napotkają po drodze, muszą wziąć udział w niebezpiecznej, wieloetapowej grze, której mówiąc najprościej... stawką jest życie. Ich jedynym ułatwieniem, a tak właściwie sposobem na interaktywny kontakt z sercem gry i jej mistrzem, jest telefon komórkowy (smartfon), przez który dostają alerty odnośnie czasu trwania danego etapu gry, liczby graczy w rundzie, czasu pozostałego do np. wydostania się z ,,pokoju pułapki" w etapie, czy odnalezienia pośród multum pomieszczeń tzw. azylu, prowadzącego do kolejnej rundy gry, kończącej etap.
Obejrzałem cały pierwszy sezon "Alice in Borderland", jak na mnie przystało... ekspresowo - co dzień po jeden, dwa odcinki, więcej nie, gdyż oglądanie seriali taśmowo psuje ich odbiór i cały wieloaspektowy wydźwięk, a dla mnie watching serialowo-filmowy jest czymś więcej niż zapychaniem czasu wolnego; to pasja wypełniająca mnie po brzegi - po ostatnią komórkę mojego jestestwa. I to, co z pierwszego strzału o tej śmiałej produkcji muszę dobitnie stwierdzić, to to, że Japończycy stworzyli w ramach tych 8-miu odcinków świetny, czytelny, płynnie rozegrany aktorsko, z odpowiednim tempem akcji i niewylewnymi efektami specjalnymi serial. Wizualizacyjnie (a może było to zrealizowane bez udziału ulepszeń komputerowych) ,,wirtualne Tokio" a'la Tokio 2.0, w "Alice in Borderland" prezentowało się wręcz przytłaczająco dobrze, rozlegle i inteligentnie, pochłaniając widza w sedno tematu cyber-post-zagłady. Apokaliptyczna wizja - choć co prawda trochę łagodna - najważniejszej metropolii Japonii, uwydatniona w tymże serialu, sprawdza się do tego stopnia, że wzmacnia ona do wysokiego pułapu napięcie i atmosferę w fabule tytułu, ba, w każdej cząstce tej produkcji - we wszystkim, co ją tworzy. Dzięki temu serial zyskuje coś z suspensu i tajemnicy; widz może odczuwać to samo zagrożenie, co bohaterowie "Alice in Borderland", z powodu ogromnego, pustego i wyludnionego miasta, które paradoksalnie może przyprawiać o klaustrofobię!
Po oglądnięciu dwóch pierwszych odcinków "Alice in Borderland", obraz ten oceniłem na: 7,5 na 10; ciekawie zrobiło się w rozwoju prezentowanych tu wydarzeń, po trzecim odcinku (w tym epizodzie wydarzyło się coś, czego ogólnie scenarzyści niechętnie dokonują - pisząc scenariusz dla jakiejś produkcji, bez względu na gatunek, który by ona prezentowała). Finalnie całe 8 epizodów japońskiej perełki Netflixa oceniłem na: 8/10.
Tytuł polecam w opór! Perła w koronie seriali sci-fi; coś zbyt słabo docenianego!
Obejrzałem cały pierwszy sezon "Alice in Borderland", jak na mnie przystało... ekspresowo - co dzień po jeden, dwa odcinki, więcej nie, gdyż oglądanie seriali taśmowo psuje ich odbiór i cały wieloaspektowy wydźwięk, a dla mnie watching serialowo-filmowy jest czymś więcej niż zapychaniem czasu wolnego; to pasja wypełniająca mnie po brzegi - po ostatnią komórkę mojego jestestwa. I to, co z pierwszego strzału o tej śmiałej produkcji muszę dobitnie stwierdzić, to to, że Japończycy stworzyli w ramach tych 8-miu odcinków świetny, czytelny, płynnie rozegrany aktorsko, z odpowiednim tempem akcji i niewylewnymi efektami specjalnymi serial. Wizualizacyjnie (a może było to zrealizowane bez udziału ulepszeń komputerowych) ,,wirtualne Tokio" a'la Tokio 2.0, w "Alice in Borderland" prezentowało się wręcz przytłaczająco dobrze, rozlegle i inteligentnie, pochłaniając widza w sedno tematu cyber-post-zagłady. Apokaliptyczna wizja - choć co prawda trochę łagodna - najważniejszej metropolii Japonii, uwydatniona w tymże serialu, sprawdza się do tego stopnia, że wzmacnia ona do wysokiego pułapu napięcie i atmosferę w fabule tytułu, ba, w każdej cząstce tej produkcji - we wszystkim, co ją tworzy. Dzięki temu serial zyskuje coś z suspensu i tajemnicy; widz może odczuwać to samo zagrożenie, co bohaterowie "Alice in Borderland", z powodu ogromnego, pustego i wyludnionego miasta, które paradoksalnie może przyprawiać o klaustrofobię!
Po oglądnięciu dwóch pierwszych odcinków "Alice in Borderland", obraz ten oceniłem na: 7,5 na 10; ciekawie zrobiło się w rozwoju prezentowanych tu wydarzeń, po trzecim odcinku (w tym epizodzie wydarzyło się coś, czego ogólnie scenarzyści niechętnie dokonują - pisząc scenariusz dla jakiejś produkcji, bez względu na gatunek, który by ona prezentowała). Finalnie całe 8 epizodów japońskiej perełki Netflixa oceniłem na: 8/10.
Tytuł polecam w opór! Perła w koronie seriali sci-fi; coś zbyt słabo docenianego!