The Doors. Ależ strasznie się zestarzał, no i trafił na totalnie innego mnie. Pamiętam jak ćwierć wieku temu siedziałem jak zahipnotyzowany i zapisywałem sobie na kartce co lepsze bon moty. A teraz spozierało na mnie całe mnóstwo słownej pretensjonalności, nie pasująca do niczego Meg Ryan, szarżujący Kilmer (chociaż ma momenty) i mnóstwo niepotrzebnej erotyki. Jako, że muzyka Doorsów i Velvetów to to co tygryski lubia najbardziej, jakoś mi rekompensowało tamte niedociągnięcia. No i chwile zespołu na scenie. Dobrze, że Astbury zrezygnował z roli (podobno) po poznaniu scenariusza, bo to mało wiarygodna historia Jima. Scott (oczywiście Stone) postawił na pornograficzny mesjanizm i niestety nie wyszło. 6/10
Powtórka po latach filmu W Imię Ojca przez pierwsze kilkanaście minut też napawała strachem, że jednak to już nie to, a magiczne czasy dkf-owskich spotkań z Jimem Sheridanem oraz Danielem Day-Lewisem z lat 90tych miały zostać tym razem odczarowane. Ale później poszło z górki, bo i Pete Postlethwaite wciąż gra tutaj małe wielkie rzeczy, bo scena z płonącymi karteczkami wzrusza nie mniej niż o'connorowe You Made Me The Thief Of Your Heart, a ostateczne rozstrzygnięcie procesu ponownie powoduje banana. Trochę więzienno-intelektualnej rozrywki z oskarowym potencjałem. 9/10. I tylko pytanie (bo mam wydanie z Filmostrady) czy warto na tę chwile robić jakis upgrade?
Dzieci Niebios. Irańskie kino sprzed prawie ćwierć wieku, jakże dalekie od podskórnych fajerwerków niepłonących rękopisów czy emocji ukrytych pomiędzy ciszą filmów Farhadiego. Prostota i naiwność, realizm magiczny oraz ogromne uznanie dla małoletnich bohaterów. Bo buty to ważna rzecz Piszę to jako osoba, która lubi sobie dwa razy w tygodniu pobiegać amatorsko i która w ostatnim czasie zainwestowała w solidne buty do tegoż. 7/10
A Jutro Cały Świat. Przeciętne do bólu i wywołujące tęsknotę za takimi Edukatorami (tak btw nigdy nie ukazali się na bluray'u). Może z ważnym przesłaniem, może fajnie ukazujące naiwności młodzieńczego buntu, ale jednak na raz. 5,5/10
Armia Umarłych. Fajny koncept, nieźle układający się scenariusz, ogólnie niezłe kino rozrywkowe. Niestety psujące ogólne wrażeniem jakimiś zmianami tempa i zagrywkami rodem z filmów Guy'a Ritchiego. Myślę, że fajnie byłoby mieć 12 lat i obejrzeć to w czasach epoki vhs. 6/10
Lato 1993. Popełniłem błąd wybierając ten tytuł do czipsowego, odmóżdżającego piątkowego seansu. Ale stwierdziłem, że trzeba trochę intelektualnie się rozbudzić I dlatego z ekranu często atakowała mnie nuda, a przecież ten retrospektywny czas dojrzewania był tutaj w swojej zwyczajności ukazany kapitalnie (te wszystkie małe rzeczy stanowiące kamienie milowe dla dziecka), a odtwórczyni głównej roli perfekcyjnie realizowała założenia scenariuszowe reżyserki filmu. Celne diagnozy, dziecięce traumy... Wszystko ok, ale raczej na samotny wtorkowy wieczór. 5,5/10
Gambit Królowej. Zaczęło się kapitalnie. Dwa pierwsze odcinki (ten w sierocińcu i po trafieniu do nowego domu, gdy główna bohaterka wygrywa pierwszy turniej) ocierające się o serial kultowy. Potem nieznaczny spadek formy, ale końcówka, z niewielką pomocą dobrze wyważonego patosu sprawia, że mamy do czynienia z mocnym 8/10. Przede wszystkim znakomita Taylor-Joy i powrót dziecięcego marzenia o byciu bardziej Kasparowem niż Karpowem. I te plansze pokazywane w tv czy uśmiechające się do nas z prasy schyłku PRLu. A my głupcy marzyliśmy o kapitalistycznej coli i marsie 8/10
Powtórka po latach filmu W Imię Ojca przez pierwsze kilkanaście minut też napawała strachem, że jednak to już nie to, a magiczne czasy dkf-owskich spotkań z Jimem Sheridanem oraz Danielem Day-Lewisem z lat 90tych miały zostać tym razem odczarowane. Ale później poszło z górki, bo i Pete Postlethwaite wciąż gra tutaj małe wielkie rzeczy, bo scena z płonącymi karteczkami wzrusza nie mniej niż o'connorowe You Made Me The Thief Of Your Heart, a ostateczne rozstrzygnięcie procesu ponownie powoduje banana. Trochę więzienno-intelektualnej rozrywki z oskarowym potencjałem. 9/10. I tylko pytanie (bo mam wydanie z Filmostrady) czy warto na tę chwile robić jakis upgrade?
Dzieci Niebios. Irańskie kino sprzed prawie ćwierć wieku, jakże dalekie od podskórnych fajerwerków niepłonących rękopisów czy emocji ukrytych pomiędzy ciszą filmów Farhadiego. Prostota i naiwność, realizm magiczny oraz ogromne uznanie dla małoletnich bohaterów. Bo buty to ważna rzecz Piszę to jako osoba, która lubi sobie dwa razy w tygodniu pobiegać amatorsko i która w ostatnim czasie zainwestowała w solidne buty do tegoż. 7/10
A Jutro Cały Świat. Przeciętne do bólu i wywołujące tęsknotę za takimi Edukatorami (tak btw nigdy nie ukazali się na bluray'u). Może z ważnym przesłaniem, może fajnie ukazujące naiwności młodzieńczego buntu, ale jednak na raz. 5,5/10
Armia Umarłych. Fajny koncept, nieźle układający się scenariusz, ogólnie niezłe kino rozrywkowe. Niestety psujące ogólne wrażeniem jakimiś zmianami tempa i zagrywkami rodem z filmów Guy'a Ritchiego. Myślę, że fajnie byłoby mieć 12 lat i obejrzeć to w czasach epoki vhs. 6/10
Lato 1993. Popełniłem błąd wybierając ten tytuł do czipsowego, odmóżdżającego piątkowego seansu. Ale stwierdziłem, że trzeba trochę intelektualnie się rozbudzić I dlatego z ekranu często atakowała mnie nuda, a przecież ten retrospektywny czas dojrzewania był tutaj w swojej zwyczajności ukazany kapitalnie (te wszystkie małe rzeczy stanowiące kamienie milowe dla dziecka), a odtwórczyni głównej roli perfekcyjnie realizowała założenia scenariuszowe reżyserki filmu. Celne diagnozy, dziecięce traumy... Wszystko ok, ale raczej na samotny wtorkowy wieczór. 5,5/10
Gambit Królowej. Zaczęło się kapitalnie. Dwa pierwsze odcinki (ten w sierocińcu i po trafieniu do nowego domu, gdy główna bohaterka wygrywa pierwszy turniej) ocierające się o serial kultowy. Potem nieznaczny spadek formy, ale końcówka, z niewielką pomocą dobrze wyważonego patosu sprawia, że mamy do czynienia z mocnym 8/10. Przede wszystkim znakomita Taylor-Joy i powrót dziecięcego marzenia o byciu bardziej Kasparowem niż Karpowem. I te plansze pokazywane w tv czy uśmiechające się do nas z prasy schyłku PRLu. A my głupcy marzyliśmy o kapitalistycznej coli i marsie 8/10