No i w końcu- stało się, Diuna Część Pierwsza zaliczona. Seans wbił mnie w fotel poczuciem obcowania z dziełem monumentalnym, epickim, niezwykłym. Co prawda wrażenie opadło w trzecim akcie, jak pisali przedmówcy- podróż przez pustynię to trochę sinusoida (wędrówka, schronienie, ucieczka, powtórz), ale ostatecznie nie przeszkadza tak bardzo jak świadomość, że po jawnym cliffhangerze przyjdzie czekać na część drugą co najmniej z dwa lata (sic!).
Zdjęcia przecudowne, muzyka przyciężkawa, patetyczna, w punkt podbija odczucia budowane wizualnym przepychem. Zwłaszcza dudy przypadły mi do gustu, zrównując Atrydow że Szkotami spod sztandaru Williama Wallace'a i ich beznadziejną walką ze zdradzieckim suwerenem. Faktury, kostiumy, design maszyn, budowli, detale- wszystko to z efektem 'wow'. Fabularnie bez zaskoczeń, część rzeczy wycięto lub przemilczano a jednak wiele elementów podano niby mimochodem, pojedynczym kadrem, co kształtuje ekspozycję na o wiele przystępniejszym poziomie, niż przegadana a przy tym bełkotliwa wersja Lyncha. Tutaj tempo jest o wiele spokojniejsze, dostajemy więcej czasu na zaznajomienie się z detalami, elementami kultury fremenskiej, wszystko nabiera dzięki temu ciężaru, 'realizmu', namacalności.
Aktorsko też jest świetnie, może bez 'oscarowego' szału ale na bardzo porządnym poziomie, cieszy mnie zwłaszcza, że Chalamet jednak dał radę. Zarzuty o brak emocji w postaciach, po lekturze książki, wyrzucam do kosza, należy przyjąć, że w tej historii tak właśnie miało być. Reasumując, końcówka i niektóre zmiany obniżają dla mnie ogólną ocenę- ostatecznie 8/10.
Zdjęcia przecudowne, muzyka przyciężkawa, patetyczna, w punkt podbija odczucia budowane wizualnym przepychem. Zwłaszcza dudy przypadły mi do gustu, zrównując Atrydow że Szkotami spod sztandaru Williama Wallace'a i ich beznadziejną walką ze zdradzieckim suwerenem. Faktury, kostiumy, design maszyn, budowli, detale- wszystko to z efektem 'wow'. Fabularnie bez zaskoczeń, część rzeczy wycięto lub przemilczano a jednak wiele elementów podano niby mimochodem, pojedynczym kadrem, co kształtuje ekspozycję na o wiele przystępniejszym poziomie, niż przegadana a przy tym bełkotliwa wersja Lyncha. Tutaj tempo jest o wiele spokojniejsze, dostajemy więcej czasu na zaznajomienie się z detalami, elementami kultury fremenskiej, wszystko nabiera dzięki temu ciężaru, 'realizmu', namacalności.
Aktorsko też jest świetnie, może bez 'oscarowego' szału ale na bardzo porządnym poziomie, cieszy mnie zwłaszcza, że Chalamet jednak dał radę. Zarzuty o brak emocji w postaciach, po lekturze książki, wyrzucam do kosza, należy przyjąć, że w tej historii tak właśnie miało być. Reasumując, końcówka i niektóre zmiany obniżają dla mnie ogólną ocenę- ostatecznie 8/10.