02-04-2020, 13:37
Trzeba po prostu odnaleźć kontekst moich słów. No Code to czasy bezkrytycznej fascynacji muzyką. Płyta, która kupiłem (na kasecie) - było kilka różnych okładek przy okazji tego formatu - na szkolnej wycieczce do teatru w Gdyni na Skrzypka na dachu, w okolicach premiery tej płyty. Myślę, że odbiór tego albumu np dziesięć lat później, gdy człowiek jest bardziej krytyczny byłby inny. Słuchając płyt po Binaural, traktowałem już tego typu muzykę jako daddy rock i rozumiałem skąd brała się krytyka (która jako nastoletniego fana zespołu wkurzała) większości środowiska muzycznego independent. Bodajże muzycy Sonic Youth oglądając teledysk do Alive czy Even Flow śmiali się z McCready'ego i kpili, że to Richie Sambora. Potem oczywiście lewicujące postawy (np akcje pro choice czy angażowanie się na rzecz przyrody) Eddiego sprawiły, że jednak środowisko niezależnego grania, bardziej akceptowało Veddera i spółkę. PS zapomniałem, że na ten okres załapało sie przeciez jeszcze znakomite Yield.