27-06-2021, 21:46
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27-06-2021, 21:46 przez Pan Anatol.)
No cóż, to jest trudne zagadnienie i nie jestem pewien, czy da się w ogóle na Twoje pytanie odpowiedzieć. Niemniej jednak coś spróbuję napisać. Wydaje mi się, że niekoniecznie taki trend, o którym piszesz, ma miejsce. Być może jednak kiedyś grupa oglądających Bergmana czy innych wyżej cenionych reżyserów była bardziej widoczna, bardziej mainstreamowa (co nie znaczy, że jakoś szczególnie liczniejsza) - a teraz jakby zeszła na ubocze. Czemu tak się stało? To złożone procesy kulturowe, trudno powiedzieć bez głębszej analizy. Pewnie o to akurat zagadnienie Ci chodziło, no ale to wymaga dłuższych rozmyślań, a ja jutro mam egzamin, więc nie mogę sobie na to pozwolić. Ale to już ostatni w tej sesji, więc ewentualnie potem pomyślimy.
Nasze forum nie jest też chyba najbardziej reprezentatywną grupą miłośników filmów, bo skupiamy się tu na kwestiach technicznych - dobre wydania filmów, dobry sprzęt itd.; natomiast jakość artystyczna filmów nie jest może aż tak istotna i często dyskutowana. Stąd w kolekcjach króluje to, co i generalnie króluje na rynku filmowym - przede wszystkim dość nowe (przez co mam na myśli ostatnie 40 lat ), komercyjne kino amerykańskie, od czasu do czasu jakieś starsze nieśmiertelne klasyki (ale też przeważnie amerykańskie). Wiem, że w Polsce wielu ludzi interesujących się filmem "klasycznym" nie decyduje się na jakieś techniczne udoskonalenia, pozostają przy swoich DVD i nagraniach z telewizji - po części pewnie dlatego, że w Polsce jednak nie ma i nie było dużego wyboru klasyki filmowej na BD.
Aha, no i jeszcze miałem dodać takie inne frapujące zagadnienie, na które też można wiele dyskutować, ale na razie tylko zarysuję temat - nobilitacja dawnych produkcji komercyjnych. Ten Bergman akurat nigdy specjalnie komercyjny nie był, ale zadając pytanie nawiązałeś do mojej wypowiedzi o Wilderze - był to przecież twórca zupełnie komercyjny, choć oczywiście z ambicjami, chciał robić dobrze zarabiające komedie, ale przy tym dobre filmy, a nie jakieś chałtury z gwiazdeczkami. Dziś zachwycamy się nim (ja może akurat nie, ale oczywiście kilka jego filmów bardzo lubię), zaliczając go do tego szlachetnego grona klasycznych reżyserów, może nawet mistrzów kina, ale przecież w latach 40. i 50. chodziło się na niego tak, jak dziś na Avengersów. Podobnie było przecież z Hitchcockiem, którego niesłychanie nobilitowało grono wpływowych francuskich krytyków w latach 60., tak że dziś nawet jesteśmy skłonni zaliczyć tego jak najbardziej komercyjnego reżysera do artystów kina - oczywiście słusznie. Ale potem trochę się to pozmieniało. Czy kiedyś o przysłowiowych Gwiezdnych wojnach czy Indianie Jonesie - a więc udanych produkcjach komercyjnych z lat 80. - będziemy mówić z taką nutą artystycznej nobilitacji, jak dziś o Hitchcocku? Na razie chyba jeszcze to nie nastąpiło, postrzegamy te filmy nieco w innych kategoriach, ale czy to z racji innego dystansu czasowego, czy może z powodu czegoś w samych filmach? Pozostawiam to na razie bez odpowiedzi.
Nasze forum nie jest też chyba najbardziej reprezentatywną grupą miłośników filmów, bo skupiamy się tu na kwestiach technicznych - dobre wydania filmów, dobry sprzęt itd.; natomiast jakość artystyczna filmów nie jest może aż tak istotna i często dyskutowana. Stąd w kolekcjach króluje to, co i generalnie króluje na rynku filmowym - przede wszystkim dość nowe (przez co mam na myśli ostatnie 40 lat ), komercyjne kino amerykańskie, od czasu do czasu jakieś starsze nieśmiertelne klasyki (ale też przeważnie amerykańskie). Wiem, że w Polsce wielu ludzi interesujących się filmem "klasycznym" nie decyduje się na jakieś techniczne udoskonalenia, pozostają przy swoich DVD i nagraniach z telewizji - po części pewnie dlatego, że w Polsce jednak nie ma i nie było dużego wyboru klasyki filmowej na BD.
Aha, no i jeszcze miałem dodać takie inne frapujące zagadnienie, na które też można wiele dyskutować, ale na razie tylko zarysuję temat - nobilitacja dawnych produkcji komercyjnych. Ten Bergman akurat nigdy specjalnie komercyjny nie był, ale zadając pytanie nawiązałeś do mojej wypowiedzi o Wilderze - był to przecież twórca zupełnie komercyjny, choć oczywiście z ambicjami, chciał robić dobrze zarabiające komedie, ale przy tym dobre filmy, a nie jakieś chałtury z gwiazdeczkami. Dziś zachwycamy się nim (ja może akurat nie, ale oczywiście kilka jego filmów bardzo lubię), zaliczając go do tego szlachetnego grona klasycznych reżyserów, może nawet mistrzów kina, ale przecież w latach 40. i 50. chodziło się na niego tak, jak dziś na Avengersów. Podobnie było przecież z Hitchcockiem, którego niesłychanie nobilitowało grono wpływowych francuskich krytyków w latach 60., tak że dziś nawet jesteśmy skłonni zaliczyć tego jak najbardziej komercyjnego reżysera do artystów kina - oczywiście słusznie. Ale potem trochę się to pozmieniało. Czy kiedyś o przysłowiowych Gwiezdnych wojnach czy Indianie Jonesie - a więc udanych produkcjach komercyjnych z lat 80. - będziemy mówić z taką nutą artystycznej nobilitacji, jak dziś o Hitchcocku? Na razie chyba jeszcze to nie nastąpiło, postrzegamy te filmy nieco w innych kategoriach, ale czy to z racji innego dystansu czasowego, czy może z powodu czegoś w samych filmach? Pozostawiam to na razie bez odpowiedzi.