22-04-2019, 22:54
Żarty, żartami, ale tak na poważnie: dwa niemożliwie długie dni! Tyle; ba, chyba aż tyle rozciągającego się jakby w nieskończoność czasu zostało do premiery "Avengers: Endgame"! Przed obejrzeniem tego filmu czuję się pełen niemożliwie pozytywnych odczuć, przede wszystkim pełen wzniosłej ekscytacji; czuję się tak, jakby ten film czekał na mnie przez całe moje życie odtąd, odkąd zacząłem na poważnie zgłębiać tematykę popkultury - w głównej mierze komiksy, adaptacje komiksowe, świat seriali, filmów, powieści i różnych form rozszerzających multum treści rozmaitych Uniwersów tematycznych. Trailery do tego widowiska mogłoby nie być tak prawdziwe i pięknie opisujące mityczny ,,bez względu na wszystko" heroizm Avengersów i ich towarzyszy, jak zresztą widzieliśmy na przestrzeni ostatnich miesięcy. Dałoby to możliwie inny fabularnie obraz fabuły niż zakładały to początkowo zapowiedzi do "Avengers: Endgame". W ostatnim 22-gim w 11-letnim cyklu twórczości MCU, filmie, widziałbym zatem, w pierwszych 15 minutach reakcję Hawkeye'a na widok lub wiadomość o zniknięciu jego rodziny - o ile tak w wyniku pstryknięcia Thanosa było, oraz odbiór tego samego zjawiska: wyparowania kogoś z rodziny, znajomego, przechodnia stojącego obok, przez zwykłych ludzi i to rozlokowanych w wielu miejscach na wielu kontynentach, i przez resztę herosów, którzy należą lub należeliby do "MCU", a których w Nowym Jorku i na świecie pełno, a których na wielkim ekranie w "Endgame" widzielibyśmy po raz pierwszy. Po prostu chciałbym przesiąknąć cały tym, jak wygląda z perspektywy tętniącej życiem Cywilizacji ludzi wydźwięk i rozmach skutków ,,pstryknięcia" kciukiem i środkowym palcem Rękawicy Nieskończoności Thanosa umieszczonej na jego lewej dłoni. Chcę doświadczyć miażdżących ludzi, jak robactwo skutków tego czego ów okrutnik dokonał na Ziemi, ba, w całym Wszechświecie! To już niedługo! Mind blowed!
