12-06-2015, 11:11
Fabularyzowany film dokumentalny, oparty na ksiazce "Dotkniecie pustki" autorstwa alpinisty Joego Simpsona. To opowiesc o wyprawie autora ksiazki z przyjacielem, Simonem Yatesem w peruwianskie Andy. Ich celem bylo zdobycie szczytu Siula Grande. Ten wyczyn nie udal sie jak dotad nikomu. Przyjaciolom udaje sie go zdobyc, lecz podczas powrotu ze szczytu Joe lamie noge. Simon decyduje sie sciagna partnera na dol za pomoca liny asekuracyjnej, ktora posluzy mu do spuszczania go stopniowo w dol. Niestety w pewnym momencie, Joe traci grunt pod nogami i zawisa nad przepascia, nie mogac powiedziec o tym Simonowi. Trzymajacy przyjaciela na linie Simon, nie wiedzac co sie stalo i dlaczego jego kolega nie odpowiada po ponad godzinie odcina line. Nad ranem Simon decyduje sie zejsc do obozu sadzac (widzac w jaka przepasc spadl jego kolega), ze Joe nie zyje.
Wlasnie ogladnelam. I caly czas nie moglam zrozumiec w jaki sposob Joe ze zlamana noga dotarl do obozu. Dokonac czegos takiego, przy braku wody, przy skrajnym wyczerpaniu, przy poczuciu, ze jest sie samemu. Az dziw, ze sie nie poddal, pograzajac sie w obledzie w tej jakby nie bylo przrazajacej bieli gor. I postawa Simona. Ciekawa jestem jaka byla relacja obu Panow juz po powrocie do Anglii, czy pozostali przyjaciolmi, bo skoro Joe powiedzial, ze postapil by tak samo, to w takim razie mu wybaczyl. Nie wiem czy bylabym w stanie wybaczyc cos takiego. Z drugiej strony, patrzac na wszystko oczyma Simona, odciecie liny wydawalo sie najbardziej rozsadnym wyjsciem, tym bardziej, ze Joe nie dawal znakow zycia. Jedna rzecz mnie zastanawia, o ktorej w tym filmie wspomina takze Simon. Dlaczego, gdy zszedl po odcieciu Joego i zobaczyl ta przepasc, nie zajrzal do niej, by zobaczyc, czy jest w niej Joe. Tego nie potrafie pojac, ale ksiazke chetnie przeczytam. Polecam, tym ktorzy nie widzieli, bo obok historii sa tez przepiekne zdjecia i autentycznosc, ktora az wylewa sie z ekranu. Opowiesc chwyta za serce.
Wlasnie ogladnelam. I caly czas nie moglam zrozumiec w jaki sposob Joe ze zlamana noga dotarl do obozu. Dokonac czegos takiego, przy braku wody, przy skrajnym wyczerpaniu, przy poczuciu, ze jest sie samemu. Az dziw, ze sie nie poddal, pograzajac sie w obledzie w tej jakby nie bylo przrazajacej bieli gor. I postawa Simona. Ciekawa jestem jaka byla relacja obu Panow juz po powrocie do Anglii, czy pozostali przyjaciolmi, bo skoro Joe powiedzial, ze postapil by tak samo, to w takim razie mu wybaczyl. Nie wiem czy bylabym w stanie wybaczyc cos takiego. Z drugiej strony, patrzac na wszystko oczyma Simona, odciecie liny wydawalo sie najbardziej rozsadnym wyjsciem, tym bardziej, ze Joe nie dawal znakow zycia. Jedna rzecz mnie zastanawia, o ktorej w tym filmie wspomina takze Simon. Dlaczego, gdy zszedl po odcieciu Joego i zobaczyl ta przepasc, nie zajrzal do niej, by zobaczyc, czy jest w niej Joe. Tego nie potrafie pojac, ale ksiazke chetnie przeczytam. Polecam, tym ktorzy nie widzieli, bo obok historii sa tez przepiekne zdjecia i autentycznosc, ktora az wylewa sie z ekranu. Opowiesc chwyta za serce.