Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie kompletnie czym jest potwór Emmericha i jak go nazywają, czy to Godzilla, Zilla, czy Bazyliszek Franciszek, wszystko jedno. Film jest o NIM. Ma w nim taką rolę, jaką mieć powinien (a też wcale go tak znowu dużo nie pokazują, ale dawkują to dużo lepiej). I nie umieram na tym z nudów.
Za to z chęcia zobaczyłbym amerykańskie podejście do fabuły z filmu z 1954, ale z taką Godzillą jaką zaprezentowano w nowym filmie. Prolog właściwie coś takiego zapowiada, po czym kompletnie z dupy wyskakuje jakiś muto. W dodatku główny ludzki bohater na dobrą sprawę jest niepotrzebną postacią, która nie ma na nic żadnego wpływu i nie robi nic, co by miało jakieś większe znaczenie, z wyjątkiem "pomagania Godzilli" w końcówce co było takim na siłę zrobionym uzasadnieniem całej jego obecności w tym filmie.
Japońskiej Godzilli nie lubiłem nigdy, a nową amerykańską polubię tylko jeśli zapowiedziany już sequel będzie zupełnie innym filmem, ale zważywszy na to, że reżyserować ma ten sam patałach, zapewne nie będzie, więc już żadnych nadziei sobie nie robię, a do kina pójdę tylko jeśli przeczytam pozytywne opinie ludzi, którzy podzielają moją opinię o tegorocznym gniocie.
Za to świetnie się bawiłem na Pacific Rim, choć to nie zasługa kaiju, a jeagerów. Tam również pod względem postaci film trochę niedomagał (choć było dużo lepiej niż w Godzilli), ale że nawiązywał do tego co lubiłem w dzieciństwie (Robot Jox!) a akcji było pod dostatkiem, z kina wyszedłem w pełni usatysfakcjonowany.
Za to z chęcia zobaczyłbym amerykańskie podejście do fabuły z filmu z 1954, ale z taką Godzillą jaką zaprezentowano w nowym filmie. Prolog właściwie coś takiego zapowiada, po czym kompletnie z dupy wyskakuje jakiś muto. W dodatku główny ludzki bohater na dobrą sprawę jest niepotrzebną postacią, która nie ma na nic żadnego wpływu i nie robi nic, co by miało jakieś większe znaczenie, z wyjątkiem "pomagania Godzilli" w końcówce co było takim na siłę zrobionym uzasadnieniem całej jego obecności w tym filmie.
Japońskiej Godzilli nie lubiłem nigdy, a nową amerykańską polubię tylko jeśli zapowiedziany już sequel będzie zupełnie innym filmem, ale zważywszy na to, że reżyserować ma ten sam patałach, zapewne nie będzie, więc już żadnych nadziei sobie nie robię, a do kina pójdę tylko jeśli przeczytam pozytywne opinie ludzi, którzy podzielają moją opinię o tegorocznym gniocie.
Za to świetnie się bawiłem na Pacific Rim, choć to nie zasługa kaiju, a jeagerów. Tam również pod względem postaci film trochę niedomagał (choć było dużo lepiej niż w Godzilli), ale że nawiązywał do tego co lubiłem w dzieciństwie (Robot Jox!) a akcji było pod dostatkiem, z kina wyszedłem w pełni usatysfakcjonowany.
