14-07-2018, 19:59
Pierwszy film jest na bd i korzystając z kompa możesz obejrzeć bez problemu, a napisy w sieci są dopasowane. Drugiego nigdy nie szukałem
Kultowe filmy Sci-Fi i Horror z lat 50-tych i 60-tych.
|
14-07-2018, 19:59
Pierwszy film jest na bd i korzystając z kompa możesz obejrzeć bez problemu, a napisy w sieci są dopasowane. Drugiego nigdy nie szukałem
29-07-2018, 14:48
(03-06-2018, 20:58)Uatu_TheWatcher napisał(a): Pchany w nurt filmów sci-fi, praojców dzisiejszych przesyconych - ale nie mówię, że złych i beznadziejnych - efektami specjalnymi najbardziej ,,wypasionego" sortu, wysokobudżetowych hollywoodzkich produkcji, zdecydowałem się na obejrzenie kolejnego z ,,klasyków" filmowych lat 50-tych: "Bestia z głębokości 20 000 sążni". Sam tytuł tego dzieła może lekko odpychać, ale i zaciekawić, zaintrygować. Jak wiemy, lata 50-te i ten ich sentyment do odważnego nazewnictwa kinowych produkcji; ach, te czasy. Zresztą zdziwić można się jeszcze bardziej, gdy w pierwszych ujęciach filmu, kilka jego klatek zaczyna dumnie prezentować czarno białą charakterystyczną tarczę studia "Warner Bros", co poświadcza jedno: produkcję i dystrybucję tego filmu przez to przedsiębiorstwo.W przypadku takich filmów jak "Bestia"... efekty specjalne mają mniejsze znaczenie, przymyka się na nie oko, bierze w nawias umowności. Grunt, że wygląda to urokliwie, a nie irytująco. W tym filmie znacznie ciekawszy jest sposób prezentacji tajemnicy, rozbudzanie w widzu dziecięcych fantazji o odkrywaniu nieznanych lądów i zwierząt. Najpierw pojawiają się sygnały od pojedynczych rybaków, że widzieli morskiego potwora; w rewelacje te nikt nie wierzy. Potem obserwacji dokonuje ktoś ważniejszy, a wreszcie zaczynają ginąć ludzie. Rusza ekspedycja itd. Coś pięknego. Swego czasu obejrzałem "Draculę" z 1931 i tak się wkręciłem w resztę Universal Monsters lat 30., że następnym naturalnym krokiem było sprawdzenie czegoś z tej stajni z lat 50. Wybór padł na "Potwora z Czarnej Laguny" (1954). Czarno-białe zdjęcia, kameralne scenerie i ta utracona elegancja starych filmów. Po tym filmie musiały przyjść następne. Może nie było ich dużo, bo choć utworów jest sporo, to wiele z nich się nieprzyjemnie zestarzało (np. te wszystkie familijne dziełka o UFO, przedstawiane najczęściej z pozycji dziecka; nawet dziś nie chciałbym czegoś takiego oglądać, a gdy mówimy o rzeczy sprzed, ho, ho, blisko 70 lat, to niestety wygląda to często żenująco i infantylnie). Ciągle poluję na "Czarnego skorpiona" (1957) i ew. "The Monolith Monsters" (1957) i na razie będę miał ten rozdział zamknięty. Top 10 (można to uznać za kanon): 1. Planeta Małp (1968) 2. Dzień Tryfidów (1962) 3. Inwazja porywaczy ciał (1956) 4. One! (1954) 5. Potwór z Czarnej Laguny (1954) 6. Wojna światów (1953) 7. Bestia z głębokości 20.000 sążni (1953) 8. Tarantula (1955) 9. Godzilla: Król potworów (1954) 10. Wehikuł czasu (1960)
29-07-2018, 21:30
(29-07-2018, 14:48)Amer napisał(a): W przypadku takich filmów jak "Bestia"... efekty specjalne mają mniejsze znaczenie, przymyka się na nie oko, bierze w nawias umowności. Grunt, że wygląda to urokliwie, a nie irytująco. W tym filmie znacznie ciekawszy jest sposób prezentacji tajemnicy, rozbudzanie w widzu dziecięcych fantazji o odkrywaniu nieznanych lądów i zwierząt. Najpierw pojawiają się sygnały od pojedynczych rybaków, że widzieli morskiego potwora; w rewelacje te nikt nie wierzy. Potem obserwacji dokonuje ktoś ważniejszy, a wreszcie zaczynają ginąć ludzie. Rusza ekspedycja itd. Coś pięknego. Jeśli chodzi o mnie w kwestii doświadczania na własne oczy filmów, które stanowią absolut i wyjątkowość swoich czasów, to poluję na nieco późniejsze dzieła z gatunku ,,pseudo-sci-fi", gdzie np. takie "Miasto Żab" z 1988r. jest dziwactwem, ale i rarytasem - ,,białym krukiem" nie do dostania. Stosunek do starszych emanujących świetnym podejściem do tematyki ludzkości zagrożonej przez coś niedawno odkrytego i nieznanego, filmów science-fiction z lat 50-tych i 60-tych, mam podobny do twojego. W takie kino, jako widz, angażuję się niezwykle emocjonalnie, szanując tamte czasy, w których te filmy, o których mowa powstawały. Pomysł, zaangażowanie, wykonanie - mimo fatalnego w stosunku do dzisiejszej typowo-filmowej technologii, zaplecza, no i przede wszystkim dotarcie do grona odbiorców, nie tylko ówczesnych, ale i zyskując w ten sposób na ponadczasowości - do współczesnych widzów. Lista twoich topowych filmów sci-fi z lat 50-tych i 60-tych bardzo mi pomogła. Znalazłem na niej film, którego do tej pory nie oglądałem, za którego dzisiaj właśnie się zabieram, a jest to: "Tarantula" z 1955r. Niedługo przygotuję swoją listę do tej kategorii.
30-07-2018, 22:49
"Tarantula" fajna, co? Wyczaiłem cię na FW Zmotywowałeś mnie, żebym i ja obejrzał "The Monolith Monsters" (1957). Jest z polskimi napisami. Rzecz się dzieje, gdzieżby inaczej, w Teksasie, w miasteczku San Angelo. Geolog znajduje na pustyni tajemniczą skałę i zabiera ją do laboratorium. W nocy wiatr przez niedomknięte okno strąca pojemnik z wodą wprost na skałę. Ta zaczyna rosnąć. Rankiem współpracownik geologa odkrywa, że człowiek nie żyje, a w laboratorium znajduje się mnóstwo dziwnych skał. Tymczasem na pustyni już leży ich setki i kolejni ciekawscy zabierają je do domu. Dość krótki (co też charakterystyczne dla tych filmów), niespełna 80-minutowy czarno-biały utwór, małomiasteczkowa Ameryka, wyłącznie biali aktorzy, szarmanccy mężczyźni, piękne kobiety, których główną rolą jest zadawanie pytań mądrym mężczyznom, jak wybrnąć z sytuacji – czegóż chcieć więcej? Ode mnie: 7/10.
31-07-2018, 10:08
(13-07-2018, 21:04)Kolekcjoner starych filmów napisał(a): "Wioska przekletych" dumnie stoi na półce u mnie, zaraz obok "Zakazanej Planety" i "Dzień w ktorym zatrzymała się ziemia" (30-07-2018, 22:49)Amer napisał(a): "Tarantula" fajna, co? Wyczaiłem cię na FW Zmotywowałeś mnie, żebym i ja obejrzał "The Monolith Monsters" (1957). Jest z polskimi napisami. Rzecz się dzieje, gdzieżby inaczej, w Teksasie, w miasteczku San Angelo. Geolog znajduje na pustyni tajemniczą skałę i zabiera ją do laboratorium. W nocy wiatr przez niedomknięte okno strąca pojemnik z wodą wprost na skałę. Ta zaczyna rosnąć. Rankiem współpracownik geologa odkrywa, że człowiek nie żyje, a w laboratorium znajduje się mnóstwo dziwnych skał. Tymczasem na pustyni już leży ich setki i kolejni ciekawscy zabierają je do domu. W filmach sci-fi i horror z lat 50-tych, czyli w kultowych klasykach wręcz rozkochałem się po obejrzeniu "Zakazanej Planety" z 1956r., z Leslie Nielsenem w roli głównej i "Nocy Żywych Trupów" G.A. Romero z 1968r. - prawdziwego praojca dzisiejszych popkulturowych dzieł o tematyce powłóczących nogami, pragnących ludzkiego mięsa bezmózgich Zombie. Dzięki za napomknięcie o produkcji: "The Monolith Monsters" z 1957r.; właśnie dodałem ją do mojej "listy do obejrzenia" i niedługo się za tą perełkę zabiorę. A ja polecam Ci film "Mucha" z 1958r. z Vincentem Price oraz inne ,,klasyki" z tym aktorem: "Zagłada domu Usherów" z 1960r., "Dom na przeklętym Wzgórzu" z 1959r. i "Ostatni Człowiek na Ziemi" z 1964r.
31-07-2018, 14:18
(31-07-2018, 10:08)Uatu_TheWatcher napisał(a): W filmach sci-fi i horror z lat 50-tych, czyli w kultowych klasykach wręcz rozkochałem się po obejrzeniu "Zakazanej Planety" z 1956r., z Leslie Nielsenem w roli głównej i "Nocy Żywych Trupów" G.A. Romero z 1968r. - prawdziwego praojca dzisiejszych popkulturowych dzieł o tematyce powłóczących nogami, pragnących ludzkiego mięsa bezmózgich Zombie.Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Romero jest praojcem filmów o zombie. Faktem jest, że w scenopisie nie pojawia się wyraz "zombie", ale to, co stworzył Romero, dość szybko znalazło naśladowców (kapitalne "Żywe trupy w Manchester Morgue" z 1974). Romero jest więc ojcem, po prostu (wiem, jestem czepialski). Praojcem jest prędzej Richard Matheson, autor powieści "Jestem legendą" (w której pojawiają się raczej wampiry, ale mają one też kilka zombicznych cech; film "Jestem legendą" z Willem Smithem z 2007 też nie jest filmem o zombie, a właśnie wampirach). Bardzo możliwe, że Romero znał tę powieść i się na niej wzorował. Przed Romero powstały inne filmy o zombie (z czego dwa są wymieniane we wszystkich poważnych listach: "Białe zombie" z 1932, czyli pierwszy film o zombie, i "Wędrowałam z zombie" z 1943; polecam ten drugi); te wcześniejsze dziełka pomimo takiego samego nazewnictwa stworów traktują o voodoo. Ja to wyraźnie rozdzielam: voodoo zombie a Romero zombie (choćby szybkie jak Usain Bolt). A są jeszcze zarażeni (ang. infected) i nowość – social zombie albo friendly Romero zombie (nazwy moje) np. w serialach "iZombie" czy "Santa Clarita Diet". W sumie 4 różne stwory wymieszane ze sobą, muszę chyba o tym kiedyś temat napisać ;D Dwa lata przed "Nocą"... powstała "Plaga żywych trupów". Niby też jeszcze bardziej voodoo zombie, ale jeśli już doszukiwać się kinowego praojcostwa, to właśnie tutaj. Wystarczy zresztą zerknąć na zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=oynquOmh3SM (31-07-2018, 10:08)Uatu_TheWatcher napisał(a): Dzięki za napomknięcie o produkcji: "The Monolith Monsters" z 1957r.; właśnie dodałem ją do mojej "listy do obejrzenia" i niedługo się za tą perełkę zabiorę. A ja polecam Ci film "Mucha" z 1958r. z Vincentem Price oraz inne ,,klasyki" z tym aktorem: "Zagłada domu Usherów" z 1960r., "Dom na przeklętym Wzgórzu" z 1959r. i "Ostatni Człowiek na Ziemi" z 1964r.Na razie dzisiaj obejrzałem "Wioskę przeklętych" (1960), o której pisałeś wcześniej. Sądziłem, że to film amerykański, ale już po minucie oglądania otoczenie wydawało mi się brytyjskie; i miałem rację Dobry (7/10) film, tylko wolę, gdy tajemnica jest odkrywana wolniej i przez coraz szersze kręgi. Tu od początku dzieci są pod obserwacją i stanowią lokalną sensację. Lubię momenty, gdy bohaterowie stopniowo przekonują się, jaka jest prawda. A najbardziej gdy pierwszy raz mają wrażenie, że coś tu nie gra. Tutaj było tak na samym początku, gdy cała wioska zasnęła. A wzorowym przykładem tego, o czym mówię jest "Inwazja porywaczy ciał" (1956). Był tam dialog lekarzy. Jeden mówi, że ma dziwną pacjentkę. Na to ten drugi mówi ze śmiechem: "Pewnie wydaje jej się, że jej bliscy nie są tym, za kogo się podają, prawda? Mam to samo u siebie w gabinecie. To musi być jakiś rodzaj nerwicy". Wtedy temu pierwszemu lekarzowi coś zaczyna świtać, powoli łączy układankę w całość, dla niego to nie jest coś, nad czym można przejść do porządku dziennego. Miałem gęsią skórkę. Zmotywowałeś mnie do dalszego oglądania tych wszystkich kameralnych horrorów i starych SF. Będę starał się na bieżąco informować o kolejnych seansach, z tym że nie oglądam ostatnio zbyt często i mam też trochę innych filmów w kolejce. Przyjrzę się twoim rekomendacjom.
02-08-2018, 11:24
Cos dla zainteresowanych: Link Cena: £42.99 Data wydania: 22 Pazdziernik 2018. Link Cena:£21.99 Data wydania: 22 Pazdziernik 2018. Bedzie mozna kupic taniej obydwa za £58.50
02-08-2018, 11:54
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-08-2018, 12:00 przez Pai-Chi-Wo.)
The Blob - 1958 - to jest ten film na którym powstał w latach osiemdziesiątych remake z Kevinem Dillonem w roli głównej o tym samym tytule. Tytuł znany jako Plazma.
02-08-2018, 23:21
Oba filmy z "Blobem" (1958 i 1988) są interesującymi pozycjami i wg mnie są na porównywalnym poziomie. Niekończąca się multiplikacja dziwnej masy pozaziemskiego pochodzenia to jeden z oryginalniejszych wymienionych w tym wątku filmów (a dziwadeł tutaj nie brakuje). Innym znanym mi filmem, gdy coś wrogiego powiela się w nieskończoność są "The Monolith Monster", o których pisałem niedawno. A ja dzisiaj (a w zasadzie wczoraj, bo już po północy) wreszcie obejrzałem "Czarnego skorpiona" (1957). W ostatnim kwartale minionego roku dobra dusza sporządziła napisy. Fabuła traktuje o erupcji wulkanu, w wyniku którego rozszczelniła się ziemia i na jej powierzchnię wychodzą prehistoryczne skorpiony monstrualnych rozmiarów. Akcja osadzona w Meksyku, wolę jednak USA. Aktorzy w większości cedzą swoje kwestie, dwójka głównych bohaterów w ostatnim kulminacyjnym kwadransie była zbyteczna. Niepotrzebnie wpleciono wątek miłosny: w przypadku takich filmów pasuje jak pięść do nosa. A cały metraż liczy przecież niespełna 90 minut. Budowanie napięcia wzorowe, ale gdy inne elementy nie zagrały, to i napięcia nie czułem aż tak wielkiego. W środku filmu zaskoczenie, bo pojawia się jeszcze jedna wielka prehistoryczna kreatura. Ode mnie: 5/10. Film tylko dla amatorów tego rodzaju pozycji.
03-08-2018, 09:20
Powyższe infografiki do wydań cyfrowych horrorów z ,,tamtych" lat wyglądają obiecująco, z tym że, niestety, w Polsce takich filmów raczej dostać nie będzie można; ot Paradoks, trzeba szukać ich na jakiś forach, sklepach internetowych (szczególnie tych zagranicznych), bo za takie perełki niczym diamenty w koronie trzeba trochę zapłacić. A co powiecie na taki film: "Cyborg 2087" z 1966r., w którym przedstawiono w dość specyifczny, jak na tamte czasy anty-utopijny, niczym jednorodny, sterylnie emocjonalnie autrytarny świat. Emocje są zakazane, tak samo zakazane są uczucia, czyli to co jest w nas tym najbardziej ,,ludzkim". Żeby nie było tak łatwo, zakazane jest również samodzielne myślenie. Myśli kontrolowane przez Rząd? Ruch Oporu "wolnych myślicieli" będąc w 2087r. wysyła w przeszłość do roku 1966, cyborga, którego zadaniem jest zapobiec dokonaniu przez naukowców przełomowego odkrycia, które w przyszłości umożliwi masową kontrolę myśli. Ten film jest... prawie nie do dostania. Nie widzę nawet mikro-szansy obejrzenia go gdziekolwiek w ,,arkanach internetów". Wiecie gdzie go znaleźć? Widział go ktoś? Produkcja ta zapowiada się, jak na lata 60-te przystało, dość specyficznie; możliwe, że zobaczymy odzienia i stroje ludzi czy Cyborga wykonane z folii aluminiowej lub jakiegoś śmiesznie mnącego się tworzywa sztucznego, lecz po trailerze nie można było się tego doszukać. Trailer "Cyborg 2087" |
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości |