To ja jeszcze nawiążę do postu Ethana i 10 albumów, które wpłynęły na mnie i w jakiś sposób ukształtowały jako człowieka.
Ustawiłem je w kolejności chronologicznej ich poznawania a nie "siły wpływu".
10. Metallica - Master of Puppets (data poznania ok 1991).
Paradoksalnie album, który wprowadził największą rewolucję w moim smaku muzycznym otwiera listę.
Do tego czasu byłem wielkim fanem... Micheala Jacksona
Ale kiedy po raz pierwszy rozbrzmiały riffy Battery na słuchawkach jakiegoś walkamana w mojej głowie szalała tylko jedna myśl: TO TAK MOŻNA GRAĆ NA GITARZE?!?!?!
Przejście z popowego plumkania na "hypnotizing power" gitary elektrycznej było dla mnie jak ponowne narodziny. Można wręcz powiedzieć, cytując wspomniane "Battery": smashing through the boundaries. Lunacy have found me".
Potem już poszło z górki i down the rock'n'roll rabbit hole we go
Z perspektywy czasu cieszę się bardzo z tej zmiany, bo oto długowłosi "sataniści" o ksywce "Alkoholica", agresywnie śpiewający o wojnie, narkotykach i depresji wyrwali mnie z "objęć" prawdziwego potwora, pedofila, śpiewającego wesoło o pokoju, równości i miłości. Bardziej przewrotnie się nie dało
Zaliczyłem 3 koncerty i za każdym razem była miazga
9. Rage Against the Machine - Rage Against the Machine(ok 1994)
Wściekłe recytacje Zacha i eksperymentujący z gitarą Morello trafili na podatny grunt w postaci buntującego się nastolatka. Wszystkie teksty z debiutanckiego albumu znam na pamięć i na bardzo długo zrobiły z mojego ducha rewolucjonistę. Na szczęście dla świata butelkami z benzyną miotałem tylko w głowie
8. Pearl Jam - Vitalogy (ok. 1995)
Kumpel podsunął mi "Not for You" wtedy jeszcze na kasecie. Z miejsca wiedziałem, że to będzie to. Szybko na tapetę trafiły poprzednie albumy PJ. Idealna mieszanka buntu z rozpaczą polana nutką nadziei sączącą się gdzieś w głosie Eddiego. Słuchając tekstów czasami miałem wrażenie, że Vedder siedział mi w głowie, tak mocno mogłem się utożsamić z emocjami, o których śpiewał. "Nothingman" towarzyszył mi długo po pewnym bolesnym rozstaniu.
Pierwszy koncert w O2 Arenie w Pradze zostanie w moim sercu na zawsze.
7. Alice in Chains - Jar of Flies (ok 1996)
Efekt coraz głębszego zanurzania się w grunge. Album, przy słuchaniu którego człowiek ma ochotę ciąć się łyżeczką
Bardzo przygnębiający, ale ze świetnymi kompozycjami i rewelacyjnie wykorzystaną gitarą akustyczną. "Nutshell" kiedyś nauczyłem się grać z obiema solówkami
6. Soulfly - Primitive (ok 1999)
Znałem Sepulturę, ale nie licząc Roots pozostałe albumy były dla mnie za ciężkie, jednak debiutancki album nowej kapeli Maxa wstrzelił się idealnie. Plemienne rytmy wybijane na bębnach rozpoczynające "Back to the Privimite" zmieszane z bardzo ciężką gitarą i brutalnym growlem Cavalery budziły we mnie pierwotną dzikość i szaleństwo.
5. Korn - Issues (też okolice 1999)
Na krótki moment wciągnął mnie numetal. "Sombody Someone" katowałem na MTV/VIVA jak tylko leciało za co pozostali domownicy chcieli mnie wydziedziczyć
Jeszcze cięższe granie niż u Maxa w dodatku ze szczyptą psychodelii szybko mnie ujęło, ale romans nie trwał długo. Kolejne albumy już mnie tak nie ekscytowały i cała ta mroczna otoczka zaczęła trącić kiczem
4. Tool - Lateralus (2001)
Po zejściu na sam "dół" przygnębiającego, wolnego, depresyjnego, ciężkiego grania musiałem się "odbić" i z ratunkiem przyszedł Tool. Ten album był dla mnie oświeceniem. Rewelacyjne brzmienie, szybsze, dłuższe, połamane kompozycje, ale wciąż z dużą dawką agresywności i te porąbane teksty, nad których interpretacją przesiedziałem wiele nocy.
Otwierający płytę "Grudge" zmiótł mnie szybkim, mięsistym otwarciem i hipnotyzującym riffem.
Pierwszy koncert w katowickim Spodku - genialny! Drugi, zeszłoroczny - w krakowskiej Tauron Arenie - porażka po całości. Jedna ściana dźwięku. Potencjometry podkręcone na maksa i bawta się. Ktoś skrewił robotę.
3. Dead Sara - Dead Sara (ok 2013-14)
Po Lateralusie długo nic ciekawego nie zwróciło mojej uwagi aż tu pewnego dnia Spotify podpowiedział mi Martwą Sarę. Zaskoczyło od pierwszych riffów. Na takie post grunge'owe granie czekałem latami. Przejmujący, drapieżny wokal Emily, surowe, niedoszlifowane brzmienie instrumentów (cudna Siouxsie Medley na gitarze). the kind of music that scratches THAT part of my mind. No i te ballady. Cudownie przejmujące.
Po dwóch surowych albumach obecnie eksperymentują z nieco bardzo ugładzonym rockiem sięgając nawet do stylistyki lat 80tych, ale nawet w tej kombinacji trafiają w moje gusta. "Anybody" idealnie pasowałby jako zamiennik "Heaven is a place on Earth" w genialnym i najlepszym do tej pory odcinku Black Mirror - "San Junipero".
2. Cardigans - Long Gone Before Daylight (2018)
Im jestem starszym tym coraz lżejsze granie mnie kręci. Znałem Cardigans (w sumie tylko Erase/Rewind, Favourite Game), ale nigdy pod radar nie wpadł mi ich przedostatni krążek. Okazuje się, że musiałem dojrzeć.
Cały, ale to cały album to akustyczne post grunge'owe granie na jakie czekałem od czasu Alice in Chains Unplugged. Wokal Niny Persson hipnotyzuje, melodie i strojenie idealnie rezonują z moim ideałem muzycznych kompozycji, a teksty poruszają te nawet najbardziej brutalne rejony mojej czarnej duszy
1. Heilung (2019)
Najnowsze odkrycie. Plemienne brzmienia odarte z elektrycznych gitar inspirowane poematami i runicznymi inskrypcjami z czasów wikingów. Grają na tradycyjnych instrumentach z tamtego okresu, ale też np na kościach i śpiewają w jakimś dawno wymarłym języku
Ich muzyka to jedno, drugie to to, co się dzieje na scenie. Byłem w zeszłym roku na ich koncercie w warszawskim Palladium i był to najlepszy koncert, na jakim w życiu byłem. Spektakl, rytuał, performance - pełna immersja, zanurzają się w tym od samego początku i do końca nie wychodzą z roli. Nie ma zagadywania do publiczności, ukłonów, przedstawiania zespołu etc. Pełne zanurzenie w przedstawienie. A to jest nie do opisania. Trzeba przeżyć samemu. Obejrzenie w necie to tylko namiastka tego, jako to wygląda, kiedy jest się tam na żywo.
Wardruna przy nich to słodkie pierdzenie
Ustawiłem je w kolejności chronologicznej ich poznawania a nie "siły wpływu".
10. Metallica - Master of Puppets (data poznania ok 1991).
Paradoksalnie album, który wprowadził największą rewolucję w moim smaku muzycznym otwiera listę.
Do tego czasu byłem wielkim fanem... Micheala Jacksona
Ale kiedy po raz pierwszy rozbrzmiały riffy Battery na słuchawkach jakiegoś walkamana w mojej głowie szalała tylko jedna myśl: TO TAK MOŻNA GRAĆ NA GITARZE?!?!?!
Przejście z popowego plumkania na "hypnotizing power" gitary elektrycznej było dla mnie jak ponowne narodziny. Można wręcz powiedzieć, cytując wspomniane "Battery": smashing through the boundaries. Lunacy have found me".
Potem już poszło z górki i down the rock'n'roll rabbit hole we go
Z perspektywy czasu cieszę się bardzo z tej zmiany, bo oto długowłosi "sataniści" o ksywce "Alkoholica", agresywnie śpiewający o wojnie, narkotykach i depresji wyrwali mnie z "objęć" prawdziwego potwora, pedofila, śpiewającego wesoło o pokoju, równości i miłości. Bardziej przewrotnie się nie dało
Zaliczyłem 3 koncerty i za każdym razem była miazga
9. Rage Against the Machine - Rage Against the Machine(ok 1994)
Wściekłe recytacje Zacha i eksperymentujący z gitarą Morello trafili na podatny grunt w postaci buntującego się nastolatka. Wszystkie teksty z debiutanckiego albumu znam na pamięć i na bardzo długo zrobiły z mojego ducha rewolucjonistę. Na szczęście dla świata butelkami z benzyną miotałem tylko w głowie
8. Pearl Jam - Vitalogy (ok. 1995)
Kumpel podsunął mi "Not for You" wtedy jeszcze na kasecie. Z miejsca wiedziałem, że to będzie to. Szybko na tapetę trafiły poprzednie albumy PJ. Idealna mieszanka buntu z rozpaczą polana nutką nadziei sączącą się gdzieś w głosie Eddiego. Słuchając tekstów czasami miałem wrażenie, że Vedder siedział mi w głowie, tak mocno mogłem się utożsamić z emocjami, o których śpiewał. "Nothingman" towarzyszył mi długo po pewnym bolesnym rozstaniu.
Pierwszy koncert w O2 Arenie w Pradze zostanie w moim sercu na zawsze.
7. Alice in Chains - Jar of Flies (ok 1996)
Efekt coraz głębszego zanurzania się w grunge. Album, przy słuchaniu którego człowiek ma ochotę ciąć się łyżeczką
Bardzo przygnębiający, ale ze świetnymi kompozycjami i rewelacyjnie wykorzystaną gitarą akustyczną. "Nutshell" kiedyś nauczyłem się grać z obiema solówkami
6. Soulfly - Primitive (ok 1999)
Znałem Sepulturę, ale nie licząc Roots pozostałe albumy były dla mnie za ciężkie, jednak debiutancki album nowej kapeli Maxa wstrzelił się idealnie. Plemienne rytmy wybijane na bębnach rozpoczynające "Back to the Privimite" zmieszane z bardzo ciężką gitarą i brutalnym growlem Cavalery budziły we mnie pierwotną dzikość i szaleństwo.
5. Korn - Issues (też okolice 1999)
Na krótki moment wciągnął mnie numetal. "Sombody Someone" katowałem na MTV/VIVA jak tylko leciało za co pozostali domownicy chcieli mnie wydziedziczyć
Jeszcze cięższe granie niż u Maxa w dodatku ze szczyptą psychodelii szybko mnie ujęło, ale romans nie trwał długo. Kolejne albumy już mnie tak nie ekscytowały i cała ta mroczna otoczka zaczęła trącić kiczem
4. Tool - Lateralus (2001)
Po zejściu na sam "dół" przygnębiającego, wolnego, depresyjnego, ciężkiego grania musiałem się "odbić" i z ratunkiem przyszedł Tool. Ten album był dla mnie oświeceniem. Rewelacyjne brzmienie, szybsze, dłuższe, połamane kompozycje, ale wciąż z dużą dawką agresywności i te porąbane teksty, nad których interpretacją przesiedziałem wiele nocy.
Otwierający płytę "Grudge" zmiótł mnie szybkim, mięsistym otwarciem i hipnotyzującym riffem.
Pierwszy koncert w katowickim Spodku - genialny! Drugi, zeszłoroczny - w krakowskiej Tauron Arenie - porażka po całości. Jedna ściana dźwięku. Potencjometry podkręcone na maksa i bawta się. Ktoś skrewił robotę.
3. Dead Sara - Dead Sara (ok 2013-14)
Po Lateralusie długo nic ciekawego nie zwróciło mojej uwagi aż tu pewnego dnia Spotify podpowiedział mi Martwą Sarę. Zaskoczyło od pierwszych riffów. Na takie post grunge'owe granie czekałem latami. Przejmujący, drapieżny wokal Emily, surowe, niedoszlifowane brzmienie instrumentów (cudna Siouxsie Medley na gitarze). the kind of music that scratches THAT part of my mind. No i te ballady. Cudownie przejmujące.
Po dwóch surowych albumach obecnie eksperymentują z nieco bardzo ugładzonym rockiem sięgając nawet do stylistyki lat 80tych, ale nawet w tej kombinacji trafiają w moje gusta. "Anybody" idealnie pasowałby jako zamiennik "Heaven is a place on Earth" w genialnym i najlepszym do tej pory odcinku Black Mirror - "San Junipero".
2. Cardigans - Long Gone Before Daylight (2018)
Im jestem starszym tym coraz lżejsze granie mnie kręci. Znałem Cardigans (w sumie tylko Erase/Rewind, Favourite Game), ale nigdy pod radar nie wpadł mi ich przedostatni krążek. Okazuje się, że musiałem dojrzeć.
Cały, ale to cały album to akustyczne post grunge'owe granie na jakie czekałem od czasu Alice in Chains Unplugged. Wokal Niny Persson hipnotyzuje, melodie i strojenie idealnie rezonują z moim ideałem muzycznych kompozycji, a teksty poruszają te nawet najbardziej brutalne rejony mojej czarnej duszy
1. Heilung (2019)
Najnowsze odkrycie. Plemienne brzmienia odarte z elektrycznych gitar inspirowane poematami i runicznymi inskrypcjami z czasów wikingów. Grają na tradycyjnych instrumentach z tamtego okresu, ale też np na kościach i śpiewają w jakimś dawno wymarłym języku
Ich muzyka to jedno, drugie to to, co się dzieje na scenie. Byłem w zeszłym roku na ich koncercie w warszawskim Palladium i był to najlepszy koncert, na jakim w życiu byłem. Spektakl, rytuał, performance - pełna immersja, zanurzają się w tym od samego początku i do końca nie wychodzą z roli. Nie ma zagadywania do publiczności, ukłonów, przedstawiania zespołu etc. Pełne zanurzenie w przedstawienie. A to jest nie do opisania. Trzeba przeżyć samemu. Obejrzenie w necie to tylko namiastka tego, jako to wygląda, kiedy jest się tam na żywo.
Wardruna przy nich to słodkie pierdzenie
Kino domowe
LG OLED 65 C9
Marantz SR 5015
Klipsch R-620F, R-51M, R-52C, R-41SA
SVS SB-1000
Panasonic DP-UB820
Samsung BD-C5500
Aktualna kolekcja UHD / BD / DVD
LG OLED 65 C9
Marantz SR 5015
Klipsch R-620F, R-51M, R-52C, R-41SA
SVS SB-1000
Panasonic DP-UB820
Samsung BD-C5500
Aktualna kolekcja UHD / BD / DVD