01-02-2019, 11:06
Drugi sezon "Punishera" od "Netflixa", po 6 obejrzanych odcinkach wygląda nadzwyczaj dobrze. Wyjątkiem od reguły, który jak dotąd tylko mnie drażni i czasami nie daje spokoju z powodu głupotek zawartych w konstrukcie fabularnym drugiej serii "Punishera", jest Billy Russo a.k.a dziecko jątrzące z siebie gniew, które to nie może dostać ulubionej zabawki. Serialowy Billy nie przypomina komiksowego czy filmowego Jigsawa. Jego twarz, po tak szybkiej regeneracji - gdzie wystarczyła mu seria pompek, by doprowadzić swoje ciało do ,,świetnej formy" - wygląda, jakby Russo pociął się zbyt mocno żyletkami do golenia. Zaskakujące w jego zachowaniu jest to, iż nie wiadomo czy szarpanina emocjonalna, ten wewnętrzny manichejski rozpad jego niematerialnego ,,Ja" jest udawany, czy rzeczywisty, i czy faktycznie ma to fizjologiczne i psychiczne podłoże? Czy Billy - jeśli piękniś Jigsaw z Billym, realnie, tak jak tego oczekujemy, się identyfikuje - w jakiś sposób to wszystko pamięta: wydarzenia z parku rozrywki w Nowym Jorku, gdzie Frank Castle zmasakrował mu twarz, przejeżdżając ją po tafli rozprutego szkła? To jest tak dziwna, niestabilna dla przebiegu serialu postać, że sam nie wiem, jak rozgryźć kolejny plan i decyzje, które Russo podejmie na przestrzeni kolejnych epizodów serialu.
Jeśli chodzi o Franka Castle w drugim sezonie "Punishera", trudno jest ostatecznie stwierdzić i przekonać się, że Frank w połowie sezonu, idąc z odcinka na odcinek ku finałowi drugiej serii serialu, stał się na tyle tą personą, aby oglądający "Punishera" widz mógł nazwać go tym przykładnym komiksowym - z serii "MAX" Ennisa" - i filmowym ,,karcicielem", czyli właśnie "Punisherem". Frank gra, działa i decyduje sam, wiedząc o co toczy się stawka. Dla siebie jest, ot tak Frankiem Castle, nikim innym; dla innych, jak sam twierdził ,,może być nazywany Punisherem" - on z pseudonimem nie ma zwyczaju się identyfikować. Jednak patrząc na to, jak Castle eksterminuje, niczym T-1000 w post-apokaliptycznym pełnych maszyn "Skynetu" świecie, swoich wrogów, i z jaką zawziętością, niepowstrzymanym mitycznym męstwem i odwagą do tak trudnych wyzwań podchodzi, można zostać wchłoniętym przez przekonanie, że Frank zmierza do przejęcia na siebie archetypu klasycznego "Punishera", a jego ,,metodologia" postępowania z gnidami i szumowinami, z którymi musi się mierzyć, można podsumować następująco, tak, jak powiedział to Frank z "Punisher MAX, tom 1": ,,Nokautując przeciwnika... trzymaj go na deskach. Odgryź mu ucho, zalej oczy krwią. Bij po nerkach, łam zebra... Bez litości".
Pielgrzym, jest jeszcze bardziej enigmatyczny niż Russo i każda inna postać, która chce zagrozić Castle'owi, z którą Castle spotkał się do tej pory. Pielgrzym jest fundamentalnym, ortodoksyjnym, zafiksowanym na punkcie istoty wiary i pokuty w życiu człowieka, chrześcijaninem. Na razie wszystko idzie mu zbyt łatwo. Działa jak Jack Reacher; tam gdzie się pojawia od razu kilka pociągnięć za cyngiel spustu pistoletu z tłumikiem i jedna organizacja przestępcza z Nowego Jorku zostaje zlikwidowana. Twarz pielgrzyma ,,zdobi" niekończący się smutek, przygnębienie, które jak negatywne - albo i nie, bo trudne to określić to, jak on stabilny jest wewnętrznie - obłe emocje wciskają się pod pierścienie jego przekrwionych oczu. Nie zdziwiłbym się, gdyby każdy jego krok i ,,przestępcze" działanie, którego się dopuścił ostatnimi laty było spowodowane koniecznością wynikającą z zaopiekowania się jego chorą żoną przez małżeństwo wpływowych polityków, Schulzów, którzy opłacili jej leczenie i wsparli parafię, do której "Pielgrzym" należał. Mówiąc krótko, ów fundamentalista robiłby to w ramach spłaty długu, przy czym dla niego byłoby to coś bardziej głębszego, jak... dożywotnia spłata długu.
Po 6-ciu odcinkach drugiego sezonu "Punishera", można powiedzieć, że serial otacza woal misterium, tajemnicy, z której nie wiele wiadomo jak może przełożyć się ona na drugą część opowieści fabularnej produkcji. Dlatego też, na tym etapie drugiej serii widowiska, dzięki charyzmatycznemu i genialnemu Frankowi serial "Punisher" oceniam na: 6,5/10
Jeśli chodzi o Franka Castle w drugim sezonie "Punishera", trudno jest ostatecznie stwierdzić i przekonać się, że Frank w połowie sezonu, idąc z odcinka na odcinek ku finałowi drugiej serii serialu, stał się na tyle tą personą, aby oglądający "Punishera" widz mógł nazwać go tym przykładnym komiksowym - z serii "MAX" Ennisa" - i filmowym ,,karcicielem", czyli właśnie "Punisherem". Frank gra, działa i decyduje sam, wiedząc o co toczy się stawka. Dla siebie jest, ot tak Frankiem Castle, nikim innym; dla innych, jak sam twierdził ,,może być nazywany Punisherem" - on z pseudonimem nie ma zwyczaju się identyfikować. Jednak patrząc na to, jak Castle eksterminuje, niczym T-1000 w post-apokaliptycznym pełnych maszyn "Skynetu" świecie, swoich wrogów, i z jaką zawziętością, niepowstrzymanym mitycznym męstwem i odwagą do tak trudnych wyzwań podchodzi, można zostać wchłoniętym przez przekonanie, że Frank zmierza do przejęcia na siebie archetypu klasycznego "Punishera", a jego ,,metodologia" postępowania z gnidami i szumowinami, z którymi musi się mierzyć, można podsumować następująco, tak, jak powiedział to Frank z "Punisher MAX, tom 1": ,,Nokautując przeciwnika... trzymaj go na deskach. Odgryź mu ucho, zalej oczy krwią. Bij po nerkach, łam zebra... Bez litości".
Pielgrzym, jest jeszcze bardziej enigmatyczny niż Russo i każda inna postać, która chce zagrozić Castle'owi, z którą Castle spotkał się do tej pory. Pielgrzym jest fundamentalnym, ortodoksyjnym, zafiksowanym na punkcie istoty wiary i pokuty w życiu człowieka, chrześcijaninem. Na razie wszystko idzie mu zbyt łatwo. Działa jak Jack Reacher; tam gdzie się pojawia od razu kilka pociągnięć za cyngiel spustu pistoletu z tłumikiem i jedna organizacja przestępcza z Nowego Jorku zostaje zlikwidowana. Twarz pielgrzyma ,,zdobi" niekończący się smutek, przygnębienie, które jak negatywne - albo i nie, bo trudne to określić to, jak on stabilny jest wewnętrznie - obłe emocje wciskają się pod pierścienie jego przekrwionych oczu. Nie zdziwiłbym się, gdyby każdy jego krok i ,,przestępcze" działanie, którego się dopuścił ostatnimi laty było spowodowane koniecznością wynikającą z zaopiekowania się jego chorą żoną przez małżeństwo wpływowych polityków, Schulzów, którzy opłacili jej leczenie i wsparli parafię, do której "Pielgrzym" należał. Mówiąc krótko, ów fundamentalista robiłby to w ramach spłaty długu, przy czym dla niego byłoby to coś bardziej głębszego, jak... dożywotnia spłata długu.
Po 6-ciu odcinkach drugiego sezonu "Punishera", można powiedzieć, że serial otacza woal misterium, tajemnicy, z której nie wiele wiadomo jak może przełożyć się ona na drugą część opowieści fabularnej produkcji. Dlatego też, na tym etapie drugiej serii widowiska, dzięki charyzmatycznemu i genialnemu Frankowi serial "Punisher" oceniam na: 6,5/10
