"Potop" (1974).
Najkrócej ja się da.
W jednym z ostatnich wywiadów prof. J. Bralczyk został zapytany (dla rozluźnienia atmosfery) co obecnie czyta. W odpowiedzi usłyszałem - "Potop" (H. Sienkiewicza), ale naprzemiennie z "Panem Wołodyjowskim" - dodał polonista.
U mnie zdecydowała żona. Mocno zasugerowała, iż na czas świąteczny / poświąteczny w grę w chodzą tylko dwa filmy. Jakie? Tytuły zapodałem powyżej.
I tak rok w rok, rok w rok, rok...
Wielokrotnie pisałem o polskich produkcjach - jak oceniam - sięgających wyżyn rodzimej kinematografii. Ktoś by pomyślał czub - po prostu czub! Niemniej wyprzedzając ewentualną krytykę mojego wpisu, z całym emocjonalnym zaangażowaniem wykrzyczę: "Potop" jest ikoną krajowych produkcji przygodowo historycznych!
W latach 70. J. Hoffman emanował szczytową formą. Film przekopiowano na taśmy 70 mm w celu dodania do niego ścieżek przestrzennych audio. Wyłącznie w kinach mogliśmy doświadczyć efektów stereo rozprowadzonych z pomocą tak zwanych regli! Z kolei na płycie BD usłyszymy jedynie dość porządne mono. Dobre i to.
"Potop" Hoffmana oceniam jako swoistą pułapkę (pisałem o tym na forum Kino Polska). Ilekroć puszczali obraz Jerzego w TV, siadałem na CHWILĘ. Potem już nie wstawałem.
Nie mam śmiałości aby pisać coś na kształt recenzji. Zatem rzucę kilka luźnych uwag pozostawiając przestrzeń do wypowiedzi dla zawodowych krytyków.
Panoramiczne / anamorficzne sceny niezmiennie wciskają Darasa w fotel. Staranne kadry - nawet współcześnie - czarują i mogą stanowić lekcje dla młodych operatorów kamer.
Plejada gwiazd polskiego kina dała popis! W światowych produkcjach (o zbliżonym formacie) niepodobna znaleźć tyleż emocji, co w "Potopie"! Hmmm, trudno także pojąć, z jakich powodów nasze dzieło nie dostało Oscara.
Rzadko oglądam wielogodzinny film ciurkiem. Natomiast podczas projekcji "Potopu" nie dłużyła mi się żadna minuta. Ba, dodam, iż odczuwałem dyskomfort "szybko" upływającym czasem.
Szczęśliwie "Potop" powstał w czasach niekomputerowych. Przyodziani w mundury statyści szli, szli, szli... Czad!
Tym samym wszystkie sceny batalistyczne przyprawiały o dreszcze!
Przykładowo, pojedynek Wołodyjowskiego z Kmicicem przeszedł do historii światowej kinematografii. Przez lata twórcy kolejnych produkcji historycznych czerpali z niego inspiracje.
Takie filmy już nie powstają.
Daje 10 / 10.
Najkrócej ja się da.
W jednym z ostatnich wywiadów prof. J. Bralczyk został zapytany (dla rozluźnienia atmosfery) co obecnie czyta. W odpowiedzi usłyszałem - "Potop" (H. Sienkiewicza), ale naprzemiennie z "Panem Wołodyjowskim" - dodał polonista.
U mnie zdecydowała żona. Mocno zasugerowała, iż na czas świąteczny / poświąteczny w grę w chodzą tylko dwa filmy. Jakie? Tytuły zapodałem powyżej.
I tak rok w rok, rok w rok, rok...
Wielokrotnie pisałem o polskich produkcjach - jak oceniam - sięgających wyżyn rodzimej kinematografii. Ktoś by pomyślał czub - po prostu czub! Niemniej wyprzedzając ewentualną krytykę mojego wpisu, z całym emocjonalnym zaangażowaniem wykrzyczę: "Potop" jest ikoną krajowych produkcji przygodowo historycznych!
W latach 70. J. Hoffman emanował szczytową formą. Film przekopiowano na taśmy 70 mm w celu dodania do niego ścieżek przestrzennych audio. Wyłącznie w kinach mogliśmy doświadczyć efektów stereo rozprowadzonych z pomocą tak zwanych regli! Z kolei na płycie BD usłyszymy jedynie dość porządne mono. Dobre i to.
"Potop" Hoffmana oceniam jako swoistą pułapkę (pisałem o tym na forum Kino Polska). Ilekroć puszczali obraz Jerzego w TV, siadałem na CHWILĘ. Potem już nie wstawałem.
Nie mam śmiałości aby pisać coś na kształt recenzji. Zatem rzucę kilka luźnych uwag pozostawiając przestrzeń do wypowiedzi dla zawodowych krytyków.
Panoramiczne / anamorficzne sceny niezmiennie wciskają Darasa w fotel. Staranne kadry - nawet współcześnie - czarują i mogą stanowić lekcje dla młodych operatorów kamer.
Plejada gwiazd polskiego kina dała popis! W światowych produkcjach (o zbliżonym formacie) niepodobna znaleźć tyleż emocji, co w "Potopie"! Hmmm, trudno także pojąć, z jakich powodów nasze dzieło nie dostało Oscara.
Rzadko oglądam wielogodzinny film ciurkiem. Natomiast podczas projekcji "Potopu" nie dłużyła mi się żadna minuta. Ba, dodam, iż odczuwałem dyskomfort "szybko" upływającym czasem.
Szczęśliwie "Potop" powstał w czasach niekomputerowych. Przyodziani w mundury statyści szli, szli, szli... Czad!
Tym samym wszystkie sceny batalistyczne przyprawiały o dreszcze!
Przykładowo, pojedynek Wołodyjowskiego z Kmicicem przeszedł do historii światowej kinematografii. Przez lata twórcy kolejnych produkcji historycznych czerpali z niego inspiracje.
Takie filmy już nie powstają.
Daje 10 / 10.
„Ja paryskimi perfumami się nie perfumuję... Ja jeden wiem co tej ziemi jest potrzebne”.