29-12-2020, 16:47
Korzystając z listopadowych promocji, zakupiłem kolekcję filmów Bruce'a Lee - His Greatest Hits
http://filmozercy.com/filmoskop/edition/9156266
"Wejście smoka" znałem najlepiej, bo mam starsze wydanie, no i widziałem w kinie - pamiętam że nie chcieli mnie wpuścić, ale byłem z rodzicami i jakoś się w końcu udało
Szał na Kung-Fu mnie jednak ominął, może byłem za mały? Nie wiem, widziałem jeszcze "Klasztor Shaolin" (będę musiał sobie odświeżyć kiedyś). W każdym razie kino kopane mnie nie wciągnęło, filmy z np. JCVD itp. to zawsze była dla mnie straszna kiszka, mogłem oglądać tylko fantastykę z elementami mordobicia jak "Uniwersalny żołnierz".
Nową jakością, takim powiewem świeżości, był Steven Seagal, jego walki były efektowne (aikido, dźwignie, przypadkowe przedmioty) oraz krótkie - facet nie zamulał jak inni, którzy nie wiedzieli kiedy skończyć. Takie filmy jak "Liberator" nadal mogę oglądać z przyjemnością.
Potem nastąpiła długa przerwa, Seagal się stoczył, a Hollywood nie miało dla mnie nic ciekawego do zaoferowania w kwestii mordobicia.
Przypadek sprawił, że obejrzałem film "Protector" (2005) i... zrobił na mnie duże wrażenie:
https://youtu.be/RHtpN0ypQuc
Zainteresowałem się. Znalazłem "Raid" (2011) i WOW, szczęka opadła
https://youtu.be/d1LMn5HdNJ4?t=35
Azjaci podnieśli poziom, nie ma lekko, trzeba się wysilić, ale dzięki temu mamy takie mistrzowskie filmy jak John Wick 3.
Tak to w skrócie u mnie wyglądało, na oddzielny wątek zasługuje Jackie Chan, którego zawsze bardzo lubiłem i tu wracam do Bruce'a Lee:
No więc, miałem pewne obawy co do tych filmów, "Wejście smoka" zostawiłem sobie na koniec, na osłodę w razie czego
Na pierwszy ogień poszła "Droga smoka", bo coś tam pamiętałem z TV (Koloseum, Chuck Norris), no i spodobało mi się, świetny klimat lat 70. Bruce Lee - rewelacyjny, ależ on był szybki. Muza w tych filmach robi świetną robotę:
https://youtu.be/WWJA9B9-sjQ
Skoro zatrybiłem, to już jechałem chronologicznie:
"Wielki szef" - najsłabsza muzyka, zabrakło jakiegoś motywu wiodącego albo był nieciekawy, bo nie utkwił mi w pamięci.
Główny bohater nie jest krystalicznie czysty (wóda, dziwki), byłem w szoku
Generalnie jatka jak na weselu w "Grze o tron", szok nr 2.
https://youtu.be/Rc85wXRyYIk
"Wściekłe pięści" - film lepszy od "Wielkiego szefa", ale gorzej mi się oglądało, pojawiła się polityka i rasizm, wiedziałem że są "niesnaski" między Japonią, Chinami czy też Koreą, ale dalej jest to relacja z "drugiej ręki" i nie jestem emocjonalnie związany z żadną stroną. Przykra sprawa, że takie rzeczy się zdarzają. Muza:
https://youtu.be/4BabCtNhqeA
"Gra śmierci" - film potworek. Do nakręconej wcześniej sceny walki z udziałem Smoka, dokręcono całą resztę z dublerem. Film powstał po śmierci Bruce'a Lee.
Dałem radę obejrzeć całość tylko dzięki muzyce, która po raz kolejny nie zawodzi:
https://youtu.be/gTL3vMQdxGY
Na jednej z płyt tego zestawu, dostępne jest oryginalne nagranie walk, które zostało pocięte i wykorzystane w "Grze śmierci",
https://youtu.be/3PPs0dKJ6rM?t=161
oraz druga część "Gry śmierci", ale nie wiem czy się kiedyś zdecyduję ją obejrzeć.
"Wejście smoka"- bez niespodzianek (lepsza jakość), dostępne jest w wersji kinowej i rozszerzonej.
https://youtu.be/E9XynlXHk5Q
Te filmy to nie są jakieś wybitne dzieła, ale to raczej wiadoma sprawa, jednak mimo że nie jestem miłośnikiem kina kopanego, świetnie się na nich bawiłem i było mi po prostu smutno, że to już koniec i następnych filmów ze "Smokiem" nie zobaczę. "Gra śmierci" uświadomiła mi, że Bruce Lee był wyjątkowy i niepowtarzalny, ten jego dubler, stara się, jakieś tam salta robi itp. wszystko to jest strasznie nudne i przewidywalne, a sceny na motorach przypomniały mi film Mission: Impossible 2, gdzie jest wyjątkowe stężenie filmowych głupot, które utrudniają oglądanie.
O muzyce wspominałem, miałem skojarzenia z westernami i Ennio Morricone.
Cechą charakterystyczną tych filmów jest to, że są krótkie, główny bohater jest w nich już w pełni ukształtowany, nie ma sytuacji, znanych z innych produkcji, gdzie najpierw dostajemy łomot, później ćwiczymy, ćwiczymy, poznajemy bohatera itd. generalnie flaki z olejem i nuda.
Bruce Lee pojawia się znikąd, niewiele o nim wiemy i po prostu wymiata.
Najbliżej tego jak siebie widział Bruce w filmach jest chyba "Droga smoka", gdzie nie musi dzielić czasu ekranowego z innymi, no i sam reżyseruje.
Szkoda, że umarł tak młodo, nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się tym co jest i wracać do tych filmów, za wyjątkiem tej nieszczęsnej "Gry śmierci", gdzie zadowolę się samą końcówką
http://filmozercy.com/filmoskop/edition/9156266
"Wejście smoka" znałem najlepiej, bo mam starsze wydanie, no i widziałem w kinie - pamiętam że nie chcieli mnie wpuścić, ale byłem z rodzicami i jakoś się w końcu udało
Szał na Kung-Fu mnie jednak ominął, może byłem za mały? Nie wiem, widziałem jeszcze "Klasztor Shaolin" (będę musiał sobie odświeżyć kiedyś). W każdym razie kino kopane mnie nie wciągnęło, filmy z np. JCVD itp. to zawsze była dla mnie straszna kiszka, mogłem oglądać tylko fantastykę z elementami mordobicia jak "Uniwersalny żołnierz".
Nową jakością, takim powiewem świeżości, był Steven Seagal, jego walki były efektowne (aikido, dźwignie, przypadkowe przedmioty) oraz krótkie - facet nie zamulał jak inni, którzy nie wiedzieli kiedy skończyć. Takie filmy jak "Liberator" nadal mogę oglądać z przyjemnością.
Potem nastąpiła długa przerwa, Seagal się stoczył, a Hollywood nie miało dla mnie nic ciekawego do zaoferowania w kwestii mordobicia.
Przypadek sprawił, że obejrzałem film "Protector" (2005) i... zrobił na mnie duże wrażenie:
https://youtu.be/RHtpN0ypQuc
Zainteresowałem się. Znalazłem "Raid" (2011) i WOW, szczęka opadła
https://youtu.be/d1LMn5HdNJ4?t=35
Azjaci podnieśli poziom, nie ma lekko, trzeba się wysilić, ale dzięki temu mamy takie mistrzowskie filmy jak John Wick 3.
Tak to w skrócie u mnie wyglądało, na oddzielny wątek zasługuje Jackie Chan, którego zawsze bardzo lubiłem i tu wracam do Bruce'a Lee:
No więc, miałem pewne obawy co do tych filmów, "Wejście smoka" zostawiłem sobie na koniec, na osłodę w razie czego
Na pierwszy ogień poszła "Droga smoka", bo coś tam pamiętałem z TV (Koloseum, Chuck Norris), no i spodobało mi się, świetny klimat lat 70. Bruce Lee - rewelacyjny, ależ on był szybki. Muza w tych filmach robi świetną robotę:
https://youtu.be/WWJA9B9-sjQ
Skoro zatrybiłem, to już jechałem chronologicznie:
"Wielki szef" - najsłabsza muzyka, zabrakło jakiegoś motywu wiodącego albo był nieciekawy, bo nie utkwił mi w pamięci.
Główny bohater nie jest krystalicznie czysty (wóda, dziwki), byłem w szoku
Generalnie jatka jak na weselu w "Grze o tron", szok nr 2.
https://youtu.be/Rc85wXRyYIk
"Wściekłe pięści" - film lepszy od "Wielkiego szefa", ale gorzej mi się oglądało, pojawiła się polityka i rasizm, wiedziałem że są "niesnaski" między Japonią, Chinami czy też Koreą, ale dalej jest to relacja z "drugiej ręki" i nie jestem emocjonalnie związany z żadną stroną. Przykra sprawa, że takie rzeczy się zdarzają. Muza:
https://youtu.be/4BabCtNhqeA
"Gra śmierci" - film potworek. Do nakręconej wcześniej sceny walki z udziałem Smoka, dokręcono całą resztę z dublerem. Film powstał po śmierci Bruce'a Lee.
Dałem radę obejrzeć całość tylko dzięki muzyce, która po raz kolejny nie zawodzi:
https://youtu.be/gTL3vMQdxGY
Na jednej z płyt tego zestawu, dostępne jest oryginalne nagranie walk, które zostało pocięte i wykorzystane w "Grze śmierci",
https://youtu.be/3PPs0dKJ6rM?t=161
oraz druga część "Gry śmierci", ale nie wiem czy się kiedyś zdecyduję ją obejrzeć.
"Wejście smoka"- bez niespodzianek (lepsza jakość), dostępne jest w wersji kinowej i rozszerzonej.
https://youtu.be/E9XynlXHk5Q
Te filmy to nie są jakieś wybitne dzieła, ale to raczej wiadoma sprawa, jednak mimo że nie jestem miłośnikiem kina kopanego, świetnie się na nich bawiłem i było mi po prostu smutno, że to już koniec i następnych filmów ze "Smokiem" nie zobaczę. "Gra śmierci" uświadomiła mi, że Bruce Lee był wyjątkowy i niepowtarzalny, ten jego dubler, stara się, jakieś tam salta robi itp. wszystko to jest strasznie nudne i przewidywalne, a sceny na motorach przypomniały mi film Mission: Impossible 2, gdzie jest wyjątkowe stężenie filmowych głupot, które utrudniają oglądanie.
O muzyce wspominałem, miałem skojarzenia z westernami i Ennio Morricone.
Cechą charakterystyczną tych filmów jest to, że są krótkie, główny bohater jest w nich już w pełni ukształtowany, nie ma sytuacji, znanych z innych produkcji, gdzie najpierw dostajemy łomot, później ćwiczymy, ćwiczymy, poznajemy bohatera itd. generalnie flaki z olejem i nuda.
Bruce Lee pojawia się znikąd, niewiele o nim wiemy i po prostu wymiata.
Najbliżej tego jak siebie widział Bruce w filmach jest chyba "Droga smoka", gdzie nie musi dzielić czasu ekranowego z innymi, no i sam reżyseruje.
Szkoda, że umarł tak młodo, nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się tym co jest i wracać do tych filmów, za wyjątkiem tej nieszczęsnej "Gry śmierci", gdzie zadowolę się samą końcówką
♥ J. S. BACH: 1410 CD ♥